Lęk pokolenia buntu – polemika z Piotrem Bratkowskim

Publikacja poniższej polemiki została zaproponowana redakcji „Newsweeka” 12 lipca. Pomimo starań pana Piotra Bratkowskiego, który nasz pomysł otwartej dyskusji przyjął z entuzjazmem i sympatią, tekst dotąd nie trafił ani na łamy papierowego wydania tygodnika, ani na stronę newsweek.pl. Decyzję o jego publikacji na Screenagers podjęliśmy ze świadomością, że w tej formie ma dzisiaj znaczenie przede wszystkim archiwalne.

***

W Newsweeku z 2 lipca Piotr Bratkowski, określił mianem skandalu zestawienie „Polskich Piosenek Wszech Czasów”, przygotowane przez redakcję serwisu Screenagers.pl. Temat, pomimo i tak sporego rozgłosu jaki zyskał, wciąż jest niszowy, więc przyda się krótka rekonstrukcja wydarzeń: od 28 maja do 1 czerwca znany wąskiej, ale oddanej grupie czytelników, serwis Screenagers.pl publikował kolejne części rankingu najlepszych piosenek w historii polskiej muzyki popularnej. Wśród dwustu wyróżnionych głosami redakcji utworów, znalazły się kompozycje kultowe („Dziwny jest ten świat” et al.), mało znane i takie, którymi główny nurt polskiej publicystyki (pop)kulturowej otwarcie pogardza. No i zawrzało. Z początku tylko wśród „zainteresowanych”, ale odkąd sprawą zajęła się Gazeta.pl, osunęła się na nas – autorów zestawienia – lawina komentarzy. Ostatnim, który spadł nam na głowy, był obszerny felieton Piotra Bratkowskiego.

To komentarz-sprzeciw, wprawdzie niezbyt agresywny, ale w swojej zawartej-w-tytule tezie („Bunt młodych mieszczan”) i we wnioskach końcowych („wpisali historię polskiej piosenki w (…) model popkultury, w którym za wolność najważniejszą uchodzi zwolnienie z konieczności prowadzenia istotnych rozmów”) po prostu niesprawiedliwy. I dla twórców piosenek, i dla twórców poświęconego piosenkom rankingu.

Po co jednak dyskutować nad czymś tak efemerycznym jak lista „best of”? No cóż, powiedzmy sobie szczerze: w sytuacji, w której z jednej strony polska publicystyka muzyczna delikatnie mówiąc nie cieszy się uznaniem melomanów (fejsbukowy fan-page „Czytam polską prasę muzyczną dla beki” to fakt), a z drugiej, rzeczywistość współczesnych mediów nie sprzyja prowadzeniu w Polsce jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji o kulturze, i tekst Piotra Bratkowskiego, i nasza próba odpowiedzi nań, dowodzą, że podjęty przez Screenagers temat, forma jego prezentacji i efekt końcowy z pewnością nie miały na celu „zwolnienia z obowiązku prowadzenia istotnych rozmów”. Jeśli komuś stawiać ten zarzut, to chyba osobom, które dyskusję na temat polskiej piosenki opierają o dawne sentymenty, przesądy i stereotypy, uznając zagadnienie za zamknięty rozdział. Skoro zatem Piotr Bratkowski odczuwa głód poważnej dyskusji, musi dziwić, że konfrontację swoich poglądów z argumentami redakcji Screenagers sprowadził do sloganów: jeśli pop, to z pewnością miałki; jeśli rock, to na pewno ambitny.

We wstępie do całej publikacji – można go, wraz z resztą rankingu, odnaleźć na stronie www.screenagers.pl – obszernie tłumaczyliśmy nasze motywy i metody. Przede wszystkim pod uwagę wzięliśmy wszystko, co polski pop miał do zaoferowania i do czego byliśmy w stanie dotrzeć, a więc i nasze (z pozoru) kontrowersyjne wybory – Papa Dance czy Annę Jurksztowicz – i, ostatecznie pominiętych, protoplastów z epoki wczesnego bigbitu, a nawet Zbigniewa Kurtycza czy Hankę Ordonównę. To, że niektórzy artyści – przywołani przez Bratkowskiego Kaczmarski czy Kleyff – nie znaleźli się na finałowej liście, nie wynikło z przeoczenia ani uprzedzeń, ale z przyłożenia ich twórczości do wybranego przez nas abstrakcyjnego wzorca piosenki pop. To logiczne, że ten wzorzec musiał być jakiś, musiał mieć subiektywny rdzeń wartości artystycznych, stanowiących wspólny mianownik gustu kilkunastu głosujących. Głosujących, którzy lata całe poświęcili na uważne studiowanie kompozycji, tekstów i znaczeń muzyki popularnej. Innymi słowy, wzorzec nie był przypadkowy, nie był zawężony do jednego czy dwóch gatunków, ale też nie opierał się na utartej prawdzie, że „Kleyff wielkim pieśniarzem był/jest”.

Poza tym, przyświecała nam względnie szlachetna maksyma „ocalić od zapomnienia”. Co ocalić? Między innymi te piosenki, których Piotr Bratkowski „nie lubi, nie chce pamiętać, a czasem nawet nigdy nie słyszał”. Rzecz w tym, że pogląd redaktora „Newsweeka” podziela spora grupa dziennikarzy kształtujących polskie gusta od 20, 30 a nawet 40 lat. Tu się akurat z panem Piotrem zgadzamy – to rzeczywiście chore, że język dyskusji o muzyce narzucają 50-latkowie (żeby to jeszcze!), a do oceny piosenek współczesnych przykłada się kryteria z czasów Jaruzelskiego. Bo jeśli ktoś w Polsce posiada rząd dusz młodych melomanów to ani my, ani redaktor Bratkowski, ani nawet Piotr Kaczkowski, ale twórcy jedynego w 40-milionowym kraju mainstreamowego miesięcznika muzycznego. Chodzi oczywiście o obu Wiesławów – Weissa i Królikowskiego – i ich magazyn „Teraz Rock”. Znając profil tego medium możemy bezpiecznie założyć, że Weiss i Królikowski raczej nie przyłożyliby rąk do retrospektywy dorobków Sośnickiej, Jurksztowicz czy popularnych Papsów. Jasne, bo niby dlaczego mieliby? Tyle, że ich arbitralna decyzja uzasadniona byłaby prawem do własnego zdania, zaś uniwersalny sprzeciw jakiego doświadczają przypomnieni przez nas artyści, nie da się uzasadnić w żaden racjonalny sposób. I o ile Piotr Bratkowski pisząc, że nie podoba mu się nasz ranking, wypowiada swoją krytyczną opinię, to już Piotr Bratkowski nazywający nasz ranking skandalem, wyraża sprzeciw uniwersalny i odwołuje się do prawd objawionych.

Ze względu na wiek – poniżej trzydziestki, średnia redakcyjna to jakieś 25 lat – nie wiemy na pewno, kto mu te prawdy objawił (nie ma w tym ironii). No, ale znowu, możemy całkiem bezpiecznie założyć: objawiły je realia socjalistycznej kultury, w której muzyka buntu stanowiła wentyl bezpieczeństwa dla każdej myślącej jednostki. Naprawdę, jesteśmy świadomi, że symboliczny występ Maanamu w Opolu dał znak do rewolucji w polskiej kulturze lat 80. W żadnym miejscu naszego rankingu nie staramy się podważać znaczenia i wartości tamtej muzyki w tamtych czasach. Ale wymaganie od nas, ludzi nieobarczonych perspektywą tamtych lat, byśmy z automatu honorowali wszystkich piosenkarzy, którzy zamachnęli się na system, tylko dlatego, że się zamachnęli... to jest właśnie przykładanie kryteriów z epoki Jaruzelskiego do współczesnych realiów, które skutkuje wykluczeniem z dyskusji o sztuce jakichkolwiek wartości ponadczasowych.

Zupełnie inną sprawą – gafą merytoryczną – jest stawianie przez Piotra Bratkowskiego tezy, że to, co nie wiedzie ludu na barykady („ładne piosenki”) z zasady pozbawione jest kulturowego znaczenia czy istotnego przesłania (co dla uważnego obserwatora powinno być tym samym). Bo przecież formalnie wysublimowana muzyka Krystyny Prońko rzuca wyzwanie radiowej formule piosenki pop (ile kunsztu jest w stanie pomieścić ten format?); Anna Jurksztowicz śpiewa błyskotliwe teksty Jacka Cygana do arcytrudnych kompozycji Krzesimira Dębskiego – jej „Stan pogody” wprost naszpikowany jest wersami pełnymi językowej inwencji („Ach gdyby znać zachmurzeń twoich plan” – sorry Panie Piotrze, ale tutaj jakiś Julian Tuwim się wkrada). Bratkowski robi wszystko, żeby tych wartości nie dojrzeć. Pisze, że Screnagers uznali znaczenia za zbędny piosenkom balast, bo „tak wynika z ich wyborów”. Cóż, coś zupełnie innego wynika z uzasadnień naszych wyborów. Redaktor „Newsweeka” nie poświęca jednak miejsca podejmowanym przez nas próbom dyskursu. Zamiast tego, bierze wynotowaną punkt po punkcie listę i zgodnie z tym co pamięta, przykłada ją do swojej wrażliwości. Co gorsza, przy okazji imputuje nam pominięcie „niemal wszystkiego, co kocha – prawie całej muzyki rockowej lat 80.”. Znowuż, w naszym rankingu znalazło się przynajmniej kilkanaście utworów, których nie sposób sklasyfikować inaczej niż „polski rock z lat 80.” (i jest to próba ze wszech miar reprezentatywna – od rajcownego power-popu Lady Pank po jarociński hymn „Skóra” Ayi RL; od inteligenckiego post-punku Janerki po surrealistyczny „Klub wesołego szampana”). Bratkowski raz jeszcze przykłada do nas swoją miarę – po prostu on zamiast X piosenek rockowych z lat 80. chciałby widzieć ich na liście 84. Albo 93. Albo 114. Nieważne.

Ważne w tym sporze jest co innego. Jego esencją jest tak naprawdę hasło, które nieprzypadkowo stało się mottem całego naszego przeglądu – dekontekstualizacja. Oto dla Piotra Bratkowskiego rubaszna kompozycja grupy Bolter „Daj mi tę noc” może być wzruszającym utworem, ale tylko pod warunkiem zaśpiewania go przez artystę „alternatywnego”. A zatem gdy „negatywny” kontekst zastąpić „pozytywnym”, muzyka zaczyna się podobać. Filozofia zestawienia „Polskie Piosenki Wszech Czasów” jest dokładnie odwrotna – to spojrzenie na piosenkę jako niezależną formę, której znaczenie może dowolnie ewoluować w czasie, a jedynym constans jest wartość artystyczna (biegłość kompozycyjna i literacka). Reszta pozostaje komentarzem – jak zawsze subiektywnym, autorskim. To oczywiście jeszcze jeden wycinek fundamentalnego sporu o najbardziej abstrakcyjną z dziedzin sztuki. Czym tak naprawdę jest muzyka – jeszcze jednym nośnikiem kulturowych treści czy w pełni autonomicznym i najbardziej niejednoznacznym sposobem wyrażania ludzkich emocji?

Z tekstu Piotra Bratkowskiego przebija lęk właściwy każdemu pokoleniu, które niesie za sobą bagaż historycznych przemian. To zrozumiała troska o zachowanie w zbiorowej pamięci tego, co było tych przemian katalizatorem lub – mówiąc prościej – to walka o historyczną prawdę. Kryje ona jednak dwa fałszywe założenia. Pierwsze: że następne generacje nie są z historyczną prawdą zaznajomione i należy im o niej wciąż i wciąż przypominać. Drugie, stare jak świat: że znaczenia tekstów kultury – również tej popularnej – nie podlegają ciągłym redefinicjom. Stąd już bowiem krok do listy lektur obowiązkowych i urzędowych interpretacji „klasyki”. Wszak ktokolwiek chciałby widzieć muzykę w formie pomnika, nie dostrzega tego, czym ona jest w pierwszej kolejności: „serca biciem”.

Kuba Ambrożewski, Paweł Sajewicz (7 sierpnia 2012)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: -A-
[6 października 2012]
Skandalem to jest głód w krajach trzeciego świata, woda po 3 zło a nie jakiej grafomańskie egocentryczne pitolenie.

bardzo dobre zestawienie i tyle. przejechałem na tych kawałkach ostatnie lato ze znajomymi - do miejsca 100 wprawdzie ale i tak starczyło na Ukrainę, pół Polski i jeszcze mam braki.
PS
[17 sierpnia 2012]
@Tymon

Dzięki!
Gość: Tymon
[17 sierpnia 2012]
Kuba, Paweł, to jest cholernie dobry tekst. Dzięki, przyjemnie się czytało.
Gość: Sun Ra
[12 sierpnia 2012]
Nic fascynującego w tym linku nie ma. A Kukiz jest tak czy owak muzycznie beznadziejny. A teraz go jeszcze nie chcą puszczać w radio, bo jest przeciw establiszmętom III RP
Gość: Adam
[12 sierpnia 2012]
http://www.tokfm.pl/blogi/marsylianka/2012/08/swiat_polskiej_muzyki_popularnej_juz_dawno_siegnal_dna_kukiz_tylko_to_ujawnil/1

"Bez tego zacięcia rock staje się muzyką pop. I smutne jest to, że dzisiejsi decydenci polskiej branży muzycznej wywodzą się w dużej mierze z tego buntowniczego nurtu z lat 80. Teraz obrośli w piórka i przypominają partyjnych decydentów w mediach PRL, którzy dopuszczali "Czerwono Czarnych", czy "Alibabki", żeby tylko naród przy muzyce nie zaczął myśleć."

Gość: Sun Ra
[10 sierpnia 2012]
@Neo - no to teraz strzeliłeś focha na Papa Dance... przecież nikt nie mówi, że to był najlepszy polski zespół wszechczasów, ale nagrali 2 znakomite płyty. teraz nie ma sensu ich nigdzie zapraszać, bo ich kawałki oscylują w okolicach zera. wiadomo, że na liście nie ma wielu rzeczy, ale trudno wszystko zmieścić w wąskiej liczbie 200 utworów. dlaczego CKOD to pseudo-punk? Osobiście to na listę wszechczasów żadnych Pidżam Porno i Strachów na Lachy bym nie umieszczał. a Myslovitz to ewentualnie z czasów "Miłości w czasach popkultury" - bez przesady z nimi. I jeszcze jedno - to, że muzyka jest kierowana np. do 15-latek, tzn., że nie może jej słuchać 30-latek?
Gość: Przemek
[10 sierpnia 2012]
>>. Nawet wysłuchałem z pewnym sentymentem na youtubie kilku piosenek i dalej uważam, że był to produkt nakierowany na egzaltowane 15-latki.

Sorki, ale ile razy można? Ty naprawdę nie rozumiesz, że dla autorów kontekst to rzecz kompletnie tu nieważna? 16-latki czy 90-latki - kogo to obchodzi jeśli sam utwór za bardzo dobry? Beatlesi też pisali dla nastolatek, co to za argument w ogóle?
Gość: zawsze różny
[10 sierpnia 2012]
Papa Dance plays "Poniżej" <3 <3 <3
Gość: Neo
[9 sierpnia 2012]
Ufff. Przejrzałem cały ranking piosenek wszechczasów i muszę stwierdzić, że autorzy wykonali solidną robotę. Co do ich wyborów, to dla uważnego czytelnika tego portalu zestawienie pewnie nie jest dużym zaskoczeniem. Mnie jako częstego ale dosyć powierzchownego czytelnika parę rzeczy zaskoczyło i oczywiście podtrzymuję to, co napisałem kilka dni temu, chociaż zaznaczam, że dla mnie o wartości piosenki zasadniczo nie decyduje tematyka tekstu, jak to mi tutaj zarzucono. Sam też wolę teksty osobiste od zaangażowanych, choć dawno temu było inaczej. W każdym razie najbardziej zdziwił mnie brak w tym zestawie piosenek MYSLOVITZ, bo wydawało mi się, że jest to kapela o wysokiej pozycji w tzw. środowisku indie, która stworzyła masę ważnych utworów. O PAPA DANCE zwanym pieszczotliwie Papsami (czy to neologizm czy nazwa funkcjonująca w latach 80.?) już pisałem i zdania nie zmienię. Nawet wysłuchałem z pewnym sentymentem na youtubie kilku piosenek i dalej uważam, że był to produkt nakierowany na egzaltowane 15-latki. Brakuje mi natomiast w tym rankingu SIEKIERY z czasów Nowej Aleksandrii. Brakuje IZRAELA (bardzo ważna przecież dla polskiej alternatywy płyta 1991). Brakuje fundamentalnej dla krajowej nowej fali BRYGADY KRYZYS (Centrala!!!). Klasycznego punk rocka w ogóle nie ma, a przecież ARMIA (Legenda) czy DEZERTER zapisali się w historii polskiej muzyki. Skoro załapał się pseudo-punk CKOD, to chyba tamte kapele też mogły? Nie ma w ogóle metalu, ale akurat z tego powodu nie cierpię. Brakuje mi NOSOWSKIEJ solo i RAZ DWA TRZY. Zdaje się, że brakuje też choćby najważniejszych utworów MARYLI RODOWICZ. Mamy natomiast nadreprezentację popu, w tym takie \"perełki\" jak Krzysia Antkowiaka czy Kapitana Nemo. Dziwi mnie duża liczba utworów późniejszego T.LOVE, którego ja cenię dużo mniej niż T.LOVE z lat 80. No i brakuje mi PIDŻAMY (załapała się na 200. miejscu i z nienajlepszą swoją piosenką), a także STRACHóW Na LACHY, chociaż oczywiście znalazły się tu i ówdzie złośliwości pad adresem Grabaża. Całą listę traktuję jak intelektualną prowokację. Ciekawy jestem, czy PAPA DANCE wie o swoich młodych fanach. Teraz pewnie już tak, skoro pisały o tym poczytne gazety. Na koniec mam propozycję. Skoro PAPA DANCE był tak wybitnym zespołęm bijącym na głowę większość kapel zbuntowanego rocka, to może by tak ich zaprosić na OFF FESTIVAL. Ciekawe jakie byłoby przyjęcie? Ale oni chyba już nie istnieją? Szkoda...
Gość: Sun Ra
[9 sierpnia 2012]
@Rafał Kalukin - he, he, nie przywiązujcie uwagi do nicku, tak sobie wpisałem, bo jestem fanem Sun Ra. tylko dyskusja trochę zeszła na inny tor... wiem, że np. Zaucha nie stał się bohaterem popkultury, no ale co z tego, ważne że nagrywał dobre utwory. A to że pan Bratkowski lubi tylko artystów pomnikowych, to już nie moja wina
Gość: PS nzlg
[9 sierpnia 2012]
@Rafał Kalukin

Jest taka świetna w swojej prostocie teoria, że w ramach popkultury status ikoniczny zyskują te wydarzenia/nurty/postaci, które potrafią wybiegać w przyszłość. Pęd nowości, te sprawy - tak bym właśnie określił to COŚ, o którym piszesz. Więc zgadza się: Zaucha - artysta konserwatywny (w sensie wizerunku, drogi twórczej, prezentowanych wartości) - pewnie nie będzie nigdy role modelem, jego styluwa nie będzie powszechnie naśladowana, ludzie nie będą robić sobie "fryzury na Zauchę" (HEHE). Ale jednocześnie, to nie przeszkadza, by ten sam Zaucha był fascynującą postacią na swoich własnych prawach. Problem pojawia się tylko wtedy, kiedy ktoś - jakiś krytyk - dostrzega wyłącznie COŚ. I to z kolei zdarza się bardzo często, na gruncie różnych gatunków, wiem o tym dobrze bo sam tym byłem i pewnie wielokrotnie jeszcze będę. Ale myślę nieskromnie, że fajnie jest kiedy pojawia się takie Screenagers i próbuje pokazać, że hej spójrzcie, ale poza CZYMŚ jest jeszcze wiele innych atrakcji.

Jak śpiewało Kombi: Jak pogodzić dwie strony? ;D

Pozdro!
Gość: porcysiak
[9 sierpnia 2012]
tl;dr
Gość: Rafał Kalukin
[9 sierpnia 2012]
Sun Ra, chyba uchwyciłeś esencję tego napięcia, bez dwóch zdań o podłożu pokoleniowym. Jako przedstawiciel pokolenia bliższego Twojemu ojcu pozwolę sobie tylko zadziwić się, że zabierając głos w obronie Jurksztowicz/Papa Dance posługujesz się nickiem nawiązującym do zgoła odmiennych kulturowych etosów. Choć zadziwiam się obłudnie, bo tak naprawdę wcale się nie dziwię. To Sun Ra jest atrakcyjny, a nie Zaucha. Bo z całą swoją niechlujnością i rozedrganiem, właśnie on pozostaje po latach osobowością ikoniczną. Sprowadzając rzecz do polskiego wymiaru: nawet najlrpiej zrealizowane kawałki Zauchy nie uczynią z niego nigdy autentycznego bohatera popkultury. Liczy się coś jeszcze, o czym właśnie pisał Bratkowski (choć ja bym zrobił to inaczej).
A polemika A. i S. przytomna i ciekawa!
Gość: Sun Ra
[8 sierpnia 2012]
@Neo - a czy ktoś dyskredytuje Janerkę czy Brygadę Kryzys? Mój ojciec też się śmieje, że słucham Jurksztowicz czy Papa Dance, bo dla niego to obciach. Tylko, że przypięto im taką łatkę zupełnie niesłusznie. Powtarzam raz jeszcze - przecież oceniamy muzykę, a nie same teksty i bunt przeciwko systemowi. Piosenka "Diamentowy kolczyk" może być o wiele ambitniejsza niż jakiś słaby utwór o poważnej (tekstowo) tematyce. Czy to jest takie trudne do zrozumienia? Przecież nikt nie podważa Kaczmarskich, Dezerterów - ale oprócz nich byli też inni ważni artyści. To wynika też z tego, że np. pokolenie mojego ojca zawsze uznawało rock, jazz, poezję śpiewaną za muzykę z definicji ambitną, a popem gardzili
Gość: Ron Jeremy
[8 sierpnia 2012]
dobrze napisane
Gość: Przemek
[8 sierpnia 2012]
a Neo znowu czyta i czyta i czyta i dalej nic nie kuma...
Gość: kidej
[7 sierpnia 2012]
Ale byli szczytem obciachu z powodow muzykologicznych, aranzacyjnych, czy pozostalych? Bo chyba kolega Neo jednak nie przeczytal tego tekstu uwaznie.
Gość: Neo
[7 sierpnia 2012]
Nie czytałem tekstu Bratkowskiego, ale mam podobny gust muzyczny do niego. Staram się być na bieżąco w muzyce alternatywnej i dlatego często zaglądam na ten portal ale sam wychowałem się na punk rocku i nowej fali. Dla mnie wyznacznikami tego co wartościowe w polskiej muzyce byli Dezerter, Armia, Janerka, Voo Voo, Brygada Kryzys itp. Kiedy czytam, że dla dzisiejszej młodzieży alternatywnej najważniejsi polscy wykonawcy z lat 80. to Papa Dance, Kombi, Sośnicka i in., którzy wówczas byli dla nas szczytem obciachu, to ... myślę, że pora umierać. A może Top One?
Gość: bałuk
[7 sierpnia 2012]
a jest! ten tekst jest znakomitą puentą naszego podsumowania, brawa dla Bratkowskiego, że sprowokował kolegów Sajewicza i Ambrożewskiego, dla których szacun wielki jak wielki mały człowiek!
Gość: proste
[7 sierpnia 2012]
Żadna tajemnica, rednacz Newsweeka krytyki drukowanych przez siebie stron maniakalnie nie znosi (patrz ostatnio Hołownia) i nie puściłby tego tekstu nawet gdyby nie był pięć razy lepszy od tekstu pierwotnego.
kuba a
[7 sierpnia 2012]
Jesteśmy świadomi, że właściwym miejscem byłby "Newsweek" albo choćby jego internetowa strona. Niestety nie udało się - niezbyt wiemy czemu, bo były sygnały, że ma to nastąpić, ale przez blisko cztery tygodnie jednak nie wyszło. No więc chociaż tu - żeby nie było, że po tym, jak zostaliśmy wywołani do tablicy, nie czuliśmy się w obowiązku bronić swojego stanowiska.
Gość: bolgeras
[7 sierpnia 2012]
Tylko że ludzie, którzy wchodzą na Screeny, mają świadomość błędności założeń Bratkowskiego, a reszta tej polemiki nie przeczyta. Szkoda, że nie opublikowano tego w Newsweeku, chciałbym się dowiedzieć, dlaczego. No chyba że to tajemnica :)
Gość: Sun Ra
[7 sierpnia 2012]
Podsumowując, ranking miał na celu przestawienie utworów polskiej muzyki popularnej. Czego nie rozumieją jego krytycy? Tego, że istnieje inne spojrzenie na muzykę niż debilny schemat wbity do głów przez dinozaurów polskiego dziennikarstwa muzycznego - że Niemen tak, Jurksztowicz - nie. Nie rozumieją, że ranking nie nazywa się "150 polskich utworów zaangażowanych w obalanie komuny", tylko są to po prostu polskie utwory wszechczasów. Przecież oceniamy muzykę, a nie moralność twórców i to co robili. To jest inny temat i chwała im za to, że się buntowali. Czego jeszcze nie rozumieją barany z gazet i newsweeków? Że należy traktować wszystkie gatunki tak samo, a oni z zasady twierdzą, że rock musi być lepszy niż pop. I jak takim ludziom wyjaśnić fenomen Papa Dance? Szkoda tylko tej młodzieży, której pozostaje tylko "Teraz Rock"
Gość: kyć
[7 sierpnia 2012]
To mi się podoba! :)

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także