W branży 2011 #4: drobiny ciskanego kupska
Kuba Wojewódzki to nie jest postać, której bym powierzył kulturalne wychowanie Polaków – krótko mówiąc: chyba nikt jakoś tam ogarnięty nie może mieć wątpliwości, że uber-popularny showman przestał nadążać wieki temu. To jedno. Z drugiej jednak strony, mam wrażenie, że nikt (NIKT!) w mainstreamie polskiego showbizu nie pojął istoty MECHANIZMU lepiej niż Kuba. Pamiętam taką scenkę z eliminacji do pierwszej edycji X-Factor: na scenę wychodzi trzydziestokilkuletnia gospodyni domowa, która w naprawdę złym stylu śpiewa piosenkę country (estetyka późnej Dolly Parton); oczywiście wszyscy jurorzy są na nie, ale że kobieta ma niezłe warunki wokalne, proszą ją o zaśpiewanie innego kawałka. Więc gospodyni śpiewa „The Best” Tiny Turner – śpiewa jarmarcznie, efekciarsko i z kompletnym brakiem wyczucia kiczu. Kiedy kończy, zza kulis wybiega do niej kilkuletnia córeczka, która pada swojej mamie w ramiona, a ta – rzecz jasna – zaczyna szlochać w slow-motion. I wtedy, gdy wszyscy myślą już, że jest po zawodach, Wojewódzki mówi mniej więcej tak: „Powiem szczerze Małgosiu, nie jesteś materiałem na gwiazdę… ALE OD TEGO MY JESTEŚMY, MY Z CIEBIE GWIAZDĘ ZROBIMY!”. Szok, radość, niedowierzanie. W gruncie rzeczy, to właśnie jest pop. I Kuba wie o tym dobrze.
Na tym wyłapywaniu niuansów, które w Polsce najczęściej traktuje się z męczącą powagą (wiem o tym, bo sam nią byłem), Wojewódzki jedzie od lat z raz lepszym, raz gorszym rezultatem. Jego komentarze w „Polityce” (rubryka „Mea Pulpa”) to, lekko mówiąc, nie jest mistrzostwo świata, ale postrzegając je przez pryzmat wizerunku autora – który odstawia swoją błazenadę z, jak sądzę, pełną świadomością – trudno brać je za ocenne sądy o rzeczywistości. Kuba wie, że występuje, my wiemy, że on występuje i on wie, że my wiemy. Ostatnio jednak okazało się, że nie wie o tym Tymon Tymański.
We wpisie na blogu niegdysiejszy lider Miłości ostro przejechał się po Wojewódzkim (szczegóły pod linkiem, nie ma sensu streszczać). Czytam tę tyradę z poczuciem lekkiego zażenowania, ale nie ze względu na dobór argumentów – to gdzie koncerty gra Tymański to jego sprawa, a że wizerunkowo nie zawsze wychodzi na tym dobrze, to rzecz odrębna (casus Gang Of Four czy Dezertera grających na OFFie pod banderą mBanku… No, Panie Tymański, musisz Pan przyznać, że trudno było się nie uśmiechnąć!). Dziwi i śmieszy w tym tekście raczej emocjonalny ton, który każe przypuszczać, że (a) muzyk, wbrew przemycanym tu i ówdzie zapewnieniom, naprawdę poczuł się dotknięty (a jeśli tak, to: b) zupełnie nie załapał konwencji (jego uwagi sugerujące jakiś prywatny konflikt obu panów z punktu widzenia czytelnika są irrelewantne), toteż: c) potraktował „zawadiacki komentarz” Wojwódzkiego serioznie. Tymański wytoczył więc armaty w sprawie, która ewidentnie nie zasługiwała na nic poza wzruszeniem ramion, a czyniąc to został kolejną ofiarą najgorszej choroby polskiej publicystyki: złośliwości. I nie myślę tu o złośliwości Wojewódzkiego pod jego adresem, ale o wściekłych docinkach Tymona. W tym kraju to chyba jakaś ważna tradycja, czasem wydaje się wręcz, że nie można prowadzić debaty – medialnej czy prywatnej – w której adwersarze nie wspięliby się na, sobie dostępne, szczyty pozorowanej ironii. Piszę „pozorowanej” dlatego, że uważny czytelnik/słuchacz odkryje pod nią jej dokładne przeciwieństwo – zajadłość. Ironia jest bowiem funkcją bycia cool („olać to! chodźmy się bawić!”), a zajadłość pozostaje w nierozerwalnym związku ze sztywniactwem („ty MNIE w ten sposób? czekaj no, JA ci pokażę!”).
Towarzystwo złośliwych jest zacne (tym razem to ja piszę bez ironii, ale też bez złośliwości, a że piszę po nocy, pominę listę nazwisk, nad której sporządzeniem – ze względu na rozmiary – pewnie ślęczałbym do rana), więc nie występuję tu z pozycji moralisty, który by ganił Tymańskiego za writerskie grzechy – tym bardziej, że nie mam do tego ani moralnej legitymacji, ani odpowiedniej pozycji. Chcę tylko zgłosić formalny wniosek, żeby w tej jednej sprawie, osoby występujące publicznie (kiedykolwiek, gdziekolwiek), wzięły sobie do serca lekcję showmana Wojewódzkiego i zarzuty o, przysłowiowego, małego penisa potraktowały tak, jak na to zasługują. Czyli nijak. Tymon napisał, że drobiny ciskanego kupska znalazły się na twarzy Kuby. Mnie się wydaje, że w tym przypadku to nie Kuba ciskał kupą.
Komentarze
[13 grudnia 2011]
Ty masz człowieku naprawdę jakis problem. To nie była żadna argumentacja, po prostu ciekawi mnie co takiego musi dziać sie w głowie kogoś, kto traci tyle czasu i energii na roztrząsanie zwykłego \"gówna\".
Napawaj sie dalej tą swoją elitarnością w opozycji do tych wszystkich beznadziejnie ubranych ciuli z państwowych uczelni.
[12 grudnia 2011]
Tak, pamiętam również filmowy dokument o Ramones, gdzie wątki ubikacyjne powracały regularnie. Mimo wszystko, nie chodzi już nawet o to, że osobiście nie przepadam za takowymi, ale masowa popkultura i, generalnie, standardy formowania myśli w tym kraju są od lat w nadmiernym stopniu skażone podobnymi wstawkami. Idzie to w parze z całym przaśnym rockizmem, który wciąż ma się u nas b. dobrze i pewną \"surowość\" poczytuje sobie za cnotę. Choć zdarza mi się trafiać na wypowiedzi osób, które teoretycznie rozumieją subtelną (?) różnicę między Talking Heads a Red Hot Chilli Peppers, a są one takich lotów, że scyzoryk się w kieszeni otwiera.
@ psz
Nie powinienem komentować tak bzdurnej uwagi, ale nadmienię jedynie, że identyczny tekst, mający, nie wiem, uzasadnić bzdetne sedesowe wycieczki, słyszałem nie raz, nie pięć. Jest to analogiczny poziom argumentacji, jak ktoś dostaje reprymendę po wyprodukowaniu najbardziej niewyszukanego, obleśnego seksistowskiego grepsu i rzuca coś w stylu \"widzę, że dawno se nie ruchałeś\". Chyba nie trzeba być angielskim dżentelmenem, by rozumieć, że pewna dosłowność, szczególnie w powyższych zbiorach tematycznych, jest jednak przyznaniem się do niekompletności zestawu mózgowego?
Cóż, gdy studiowałem anglistykę na dużej państwowej uczelni, połowa grupy pożyczała sobie CD-R z \"Jackass The Movie\". Potem na przerwach gremialnie rwali boki. Pewnie nie bez przypadku wszyscy ubierali się jak ostatnie bezguścia i ogólnie byli do absolutnie niczego. Na humanistycznym kierunku, po przesiewie typu 400 kandydatów - 40 miejsc. Niestety u nas raczej nie reaguje się na takie trendy, bo normalnych ludzi jest jakieś 4%. Syzyfowe prace.
Tyle w temacie.
[11 grudnia 2011]
hihi.
A 10 urodziny porcys wolno już z głównej (hihi) zdjąć.
[11 grudnia 2011]
[11 grudnia 2011]
zawsze na posterunku jest Bukowski i jego eseje dla "Open City". Aczkolwiek zgadzam się, fekalne wycieczki to z reguły NIEZŁE GÓWNO.
[11 grudnia 2011]
Sięgnijcie sobie do dobrych wzorców - choć fakt, że one odległe od nas albo czasowo (stara szkoła), albo odległościowo (wskażcie mi kogoś wartościowego, istotnego z zachodu, kto pozwala sobie na fekalne wycieczki). Tak się wszyscy podniecają Damonem Albarnem i różnymi - to zadajcie sobie istotne pytanie, czy kiedykolwiek słyszeliście z ust tego człowieka rubaszne żarciory. Co akurat nie zmienia faktu, że Tymon jest istotną i wartościową postacią. No i nie wiem, co ma do rzeczy Onet - że niby zbyt mainstreamowe medium, by odważyli się tak zatytułować tekst? To jakiś wyznacznik heroizmu?
[11 grudnia 2011]
Z zaciekawieniem *przyglądam się* temu nowemu cyklowi. Fajnie, że nadal staracie się przygotować coś specjalnego i zaskoczyć na koniec roku. Czy to będzie udana próba rewitalizacji portalu? Moim zdaniem robicie ostatnio fajne rzeczy - świetne przeglądy, nadal niezłe recenzje. Pomimo tego trudno nie odnieść wrażenia, że panuje tutaj pewna martwota. Nie pytajcie, czemu, bo nie wiem. Ja jestem jednym z tych czytelników, których zwykle nie widać.
@Nowicki poniżej: tytuł felietonu to cytat z wpisu Tymańskiego na blogu i... to nie jest Onet :)
[10 grudnia 2011]
[10 grudnia 2011]
[10 grudnia 2011]
To nie zmienia jak dla mnie faktu, że Tymański okazał się wyjątkowo mało lotny i uderzył z siłą, którą (odnoszę wrażenie) kiedyś sam celnie obnażał.
Tak naprawdę to myślę, że obaj panowie po prostu brzydko się zestarzeli..
[10 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]
trolling nie jest spoko, ale nie o trolling tu idzie. Jakieś podśmiechujki kontra niemalże ideowy pojazd. Armaty vs muchy. W tym rzecz. No i te okropne złośliwości.
[9 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]
Niewykluczone jednak, że fragment o "drogerii, w której można dziś kupić wczorajszych buntowników" jest tak naprawdę gorzką autoironią, a nie złośliwością.
[9 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]
[9 grudnia 2011]