D.I.S.C.O. Texas: kultura klubowa po portugalsku
Dla wszystkich fanów disco-house’u i nowego disco portugalska wytwórnia Discotexas jest bardzo ciekawym punktem, wokół których skupiają się DJ-e i producenci z całego świata. Tak na dobrą sprawę label ten funkcjonuje dopiero od 2010 roku i do dnia dzisiejszego wydał zaledwie trzynaście EP-ek. Jego fenomenem jest to, że w ciągu tak krótkiego czasu działalności stał się klasą sam w sobie. Każdy kolejny krążek, jeżeli nie jest hitem, to na pewno prezentuje bardzo wysoki poziom; każdego z nowych artystów lansowanych przez label warto uważnie śledzić – prawie na pewno staną się oni ważnymi graczami na scenie disco-house’u.
Początkowo Discotexas funkcjonowało jako portugalski kolektyw DJ-ski składający się z Xinobi, Moullinexa, Cpt. Luvlace’a, Rockets, Bandido$, FLiP-a, Double Damage i Gun N Rose. W Club Lux w Lizbonie grywali comiesięczne imprezy, które opatrzyli nazwą Discotexas Titan Thursdays. Po jakimś czasie Moullinex i Xinobi postanowili stworzyć label, dzięki któremu mogliby wydawać produkcje członków kolektywu. Pierwsze trzy EP-ki dla Discotexas ukazały się już w 2008 roku. Wtedy wydawało się, że label będzie promował ciężkie, acz melodyjne french-house’owe brzmienia (w których sprawnie poruszał się Moullinex) oraz zimne, ejtisowe syntezatory, typowe dla italo, a także nu-wave’owej estetyki, która w tamtym czasie była bardzo bliska Xinobi.
Pierwszym wydawnictwem Discotexas było „Day Off” autorstwa Xinobi. Dwa lata później w stuningowanej wersji zostało wydane dla Work It Baby – labelu Krisa Menace’a, który ma na swoim koncie EP-ki m.in. Patricka Alavi, Freda Falke czy Lifelike’a. Następnie światło dziennie ujrzało „Break Chops” Moullinexa. Jeden z remixów na tę EP-kę nagrał Grum – młody, zdolny, początkujący w tamtym czasie producent. Sporym zaskoczeniem jest ostanie z wydawnictw z 2008 roku – był to krążek od Francuza produkującego pod ksywką The Phantom’s Revenge. Jego postać przez długi czas była owiana tajemnicą, gdyż jedyny wizerunek, jaki udostępniał na swoich profilach należał do superbohatera Phantoma. Charakterystyczną cechą utworów Francuza są bardzo krótkie i dynamiczne sample, brutalne wręcz przejścia, mocny beat oraz masa przesterów i filtrów, które nadają jego french-touchowym kawałkom bardzo ciężkiego charakteru. Co najważniejsze, The Phantom’s Revenge nie zapomina przy tym wszystkim o melodii, dlatego każdy z jego tracków jest wyjątkowy i mimo wszystko bardzo popowy, w swój dziwny, powykręcany sposób.
Produkcje Francuza zupełnie nie pasują do obecnej linii programowej Discotexas, wtedy jednak Xinobi i Moullinex wykazali się typowym dla nich zmysłem do odkrywania młodych talentów (tak jak poprzednio, zamieszczając na „Break Chops” remix Gruma). Zaledwie miesiąc przed EP-ką dla Discotexas, The Phantom’s Revenge wydał singiel „Absolute Ego Riot”, który opatrzony remiksem Louisa La Roche otworzył mu drogę do kariery. Jak daną mu w ten sposób szansę wykorzystał – to zupełnie inna sprawa. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest jednym z ciekawszych, działających obecnie w Europie producentów, a Discotexas potrafiło go wyłowić zanim jeszcze ktokolwiek o nim usłyszał. EP-ka „Late” The Phantom’s Revenge była ostatnim krążkiem wydanym przez Discotexas w pierwszym etapie funkcjonowania. Na kolejne musieliśmy czekać aż do 2010 roku – było jednak warto, gdyż wytwórnia powróciła w wielkim stylu: ze znacznie spójniejszym materiałem i wyraźnym pomysłem na to, jakich artystów chce gromadzić pod swoimi skrzydłami.
Na temat Discotexas nie da się wiele powiedzieć bez przedstawiania najpierw postaci jej dwóch założycieli, bo to oni, mimo że sami mają na swoim koncie jedynie po jednej EP-ce wydanej nakładem tego labelu, zdefiniowali brzmienie, które jest z nią obecnie kojarzone. To ich produkcje są tutaj punktem wyjścia, a zarazem spoiwem, które łączy cały dotychczasowy dorobek wytwórni.
Moullinex i Xinobi poznali się około czterech lat temu na MySpace, czyli w „miejscu”, które w tamtym czasie było ośrodkiem działalności większości artystów. Moullinex napisał wiadomość do Xinobi z prośbą o udostępnienie mu utworów zespołu, w którym wtedy Xinobi grał, w celu ich zremiksowania. W ten sposób nawiązali ze sobą najpierw kontakt mailowy, polegający na krytyce i ocenie własnych produkcji, a następnie zaczęli wspólnie nagrywać muzykę i organizować imprezy. Obaj wychowali się słuchając prog-rocka i punku, dlatego początkowo próbowali swoich sił w tych gatunkach muzyki, jednak bez większych sukcesów. Jak sami żartobliwie opowiadają, szybko zrozumieli, że wszystkie ładne dziewczyny chodzą do klubów słuchać Daft Punk, a nie na smętne rockowe koncerty. Dlatego też zaczęli bardziej skupiać się na elektronice. Okazało się to być doskonałym pomysłem.
Xinobi w 2008 i 2009 roku był mocno związany z nu-wave’ową sceną nowego disco. Jego kawałki często pojawiały się na składankach utrzymanych w klimacie italo oraz zimnego, syntezatorowego, house’owego grania. Jednym z najbardziej znanych kolektywów, z którym pracował było Valerie. Związani z nim byli również tacy producenci jak Anoraak, The Outrunners, Minitel Rose, Russ Chimes, Collage, Electric Youth czy Parallels. Do 2010 roku bywało bardzo różnie, jeśli chodzi o poziom jego tracków, nikt jednak nie mógł odmówić mu talentu. Po wydaniu w 2008 roku kawałka „Day Off”, uznanie zdobył remiksem utworu „Threesome” zrobionym dla Loose Shus. Właśnie wtedy zainteresował się nim Kris Menace, początkowo chcąc jedynie powtórnie wydać jego debiutancką EP-kę, później jednak zaczęto rozmowy o dłuższej współpracy. Dla Xinobi była to doskonała szansa, by zerwać z łatką artysty związanego ze środowiskiem blog-house’u i zacząć poważną karierę. Złagodził brzmienie swoich produkcji, nie rezygnując całkowicie z zimnych syntezatorów, jednak zaczął używać ich bardziej oszczędnie, odchodząc w rejony ciepłego disco-house’u przełomu lat 90. i 00., który łączył z tropikalnymi wstawkami. Ze względu na dość nieudolne – żeby nie powiedzieć wręcz szkodliwe – działania ówczesnego managera Portugalczyk zdołał wydać swoją pierwszą EP-kę dla Work It Baby dopiero w 2010 roku. Po „Day Off” przyszedł czas na tegoroczne „Best Of Me” – krążek, który dostarczył nam przynajmniej dwa tracki na bardzo dobrym poziomie. Tytułowe „Best Of Me” może spokojnie rywalizować o pierwsze miejsce w kategorii ciepłego, romantycznego french-touchu z „Number One” Louisa La Roche i Patricka Alavi. Drugim utworem z EP-ki, który osiągnął spory sukces jest „Hawaii” – mimo iż trwa aż sześć minut, było w tym roku jednym z kawałków najczęściej pojawiających się na mixtape’ach. Połączenie tropikalnego brzmienia z pulsującym, french-house’owym basem okazało się strzałem w dziesiątkę, a sam utwór dzięki swojej dynamice i bardzo sprawnym graniu z emocjami słuchacza zawojował parkiety europejskich klubów.
Moullinex również nie próżnował. Popularność zdobył dzięki dwóm kawałkom i jednemu remiksowi. „Lover In Me” oraz „Leisure Suit” wskazywały na to, że planuje on iść w kierunku bardzo dynamicznego, wesołego disco-house’u z mocno podkreśloną linią basu. Oba utwory były hitami w 2008 roku, przy czym tylko „Lover In Me” doczekał się oficjalnego wydania (ze sporym opóźnieniem, bo dopiero w 2010 roku). Podobno było to związane z problemami z oczyszczeniem sampli użytych przez Moullinexa, a konkretnie ogromnymi kwotami, jakich żądały za to wytwórnie. Wersja ta wydaje się być dość prawdopodobna, gdyż np. w „Lover In Me” użyto całkiem długich fragmentów „The Lover In You” Sugarhill Gang. Jeśli chodzi o remiks, prawdopodobnie słyszeli go wszyscy, którzy chadzali na indie-potańcówki, gdyż był on pozycją obowiązkową na tego typu imprezach. Mam tu na myśli oczywiście „Lights And Music” Cut Copy w wersji Moullinexa. Portugalczyk znacznie wydłużył utwór, wyposażył w cięższy bas, więcej syntezatorów i pociął go w ten sposób, by dodać poszczególnym partiom więcej dramatyzmu. Na parkiecie sprawdzał się idealnie. Moullinex postanowił iść jednak w zupełnie innym kierunku – związał się z niemiecką wytwórnią Gomma należącą do Munka, oraz zaczął tworzyć również jako Count Jackula. Gomma była dla niego tym, czym Work It Baby dla Xinobi – możliwością odcięcia się od łatki producenta nagrywającego blogowy house (z podpisaniem kontraktu z Gommą związane jest pojawienie się drugiego „L” w ksywce Moullinexa – Munk stwierdził, że tak będzie łatwiej uchronić się przed ewentualnymi pozwami ze strony francuskiej firmy produkującej AGD). Co więcej, na swoim pierwszym wydawnictwie dla tej wytwórni („Chocolate” EP ze stycznia 2011 roku) pokazał, że mimo iż nie zamierza rezygnować french-house’owej estetyki, to obecnie chciałby tworzyć również używając żywych instrumentów i wrócić do bardziej organicznych brzmień (na jednym z utworów nawet śpiewa!). 30 września premierę miała druga EP-ka Portugalczyka dla Gommy, która potwierdziła jego konsekwencję w podążaniu obraną drogą. Bardzo przyjemny i ciepły singiel „Sunflare”, opatrzony uroczym klipem, mógłby być bardziej kojarzony ze sceną indie niż french-house’u, gdyby nie klubowe remiksy, które się na nim znalazły. Co do Count Jackuli, na bliższe przedstawienie tej postaci będzie miejsce podczas omawiania dorobku wytwórni Discotexas, gdyż debiutancką EP-kę pod tym aliasem Moullinex wydał właśnie tam.
***
Wraz z początkiem 2010 roku Discotexas powróciło w wielkim stylu. Widać było, że Xinobi i Moullinex tym razem znacznie lepiej przemyśleli swoją wizję wytwórni, to jak ją promować i do czego w tych wszystkich działaniach zmierzać. Pierwszą rzucającą się w oczy zmianą była całkowicie nowa szata graficzna wydawnictw. Z pstrokatych, stylizowanych na średniowieczne grafik z obowiązkową postacią mężczyzny dojeżdżającego koguta, przerzucili się na zdecydowanie bardziej minimalistyczny wygląd, zarówno loga wytwórni, jak i okładek płyt oraz strony internetowej. Co więcej, każda z okładek EP-ek wydanych w Discotexas ma pewne stałe elementy takie, jak nazwa wykonawcy umieszczona w białym prostokącie ulokowanym na górze, tytuł widniejący w mniejszym prostokącie poniżej oraz przekątny czarny pasek w prawym dolnym rogu, na którym widnieje nazwa wytwórni. Wszystko to oczywiście napisane jednakową czcionką o tej samej wielkości i kolorze. Zabieg ustandaryzowania szaty graficznej, która towarzyszy wytwórni nie jest pomysłem nowym, gdyż obecnie coraz więcej labeli zajmujących się muzyka elektroniczną z niego korzysta (można tu wymienić np. Gommę czy Sound Pellegrino), ale w wypadku małej początkującej wytwórni aspirującej do wyrobienia własnej marki jest bardzo sprawnym ruchem promocyjnym. Po pierwsze, ułatwiło to kojarzenie poszczególnych wydawnictw z Discotexas. Po drugie, było wyraźnym zamanifestowaniem, że to wytwórnia, a nie producent gra tu pierwsze skrzypce – grafiki zamieszczane na okładkach nie prezentują tu zazwyczaj wizerunków artysty. To label ma być czynnikiem zachęcającym do sięgnięcia po daną EP-kę czy track, gdyż jest marką samą w sobie, promującą określone brzmienia oraz produkcje prezentujące bardzo dobry poziom. Głównie dzięki tej polityce Discotexas stało się wymarzoną wytwórnią dla początkujących artystów i to właśnie ich kawałki są głównie wydawane przez label.
Drugą ważną zmianą, jakiej dokonali Moullinex i Xinobi, było wyraźne ustalenie jaka estetyka będzie przez nich promowana. Było to głównie połączenie tego, co sami tworzą, czyli mieszanka french-touchu, nu-disco, zimnych new-wave’owych syntezatorów i momentami tropikalnych brzmień. Wszystkie utwory miały kojarzyć się z wakacyjnym klimatem gorących plaż, co oczywiście nie oznacza, że wszystkie mają mieć ciepłe brzmienie. Poza tym, mimo że Moullinex i Xinobi wydali po zaledwie jednej EP-ce dla Discotexas, remiksy ich autorstwa znalazły się praktycznie na każdym wydawnictwie, które ukazało się w ramach labelu. To również ważny czynnik, który spina klamrą dorobek wytwórni.
Na pierwszą EP-kę wydaną w lutym 2010 roku składały się trzy tracki, które miały być swoistym ogniwem łączącym nowe Discotexas ze starym. Były to kawałki wyprodukowane w latach 2008–2009, które uchodziły za jedne z największych przebojów Moullinexa, Xinobi i Rockets. Przy okazji, należy tu wyjaśnić obecność Rockets na składance. Początkowo producent ten lansowany był jako trzeci filar Discotexas, który miał nawiązać współpracę z labelem Roxour należącym do Patricka Alavi. Po pewnym czasie jednak jego aktywność osłabła, plotki o kawałkach dla Roxour ucichły, a on sam zaczął produkować jako Lazydisco. Jego rola w Discotexas zdecydowanie zmalała, nie zmienia to jednak faktu, że nadal pozostał ważną postacią w szeregach wytwórni. Do tego nagrał dla niej jedną z najlepszych EP-ek, jakie miała okazję wydać.
Wracając do „debiutanckiej” kompilacji, którą Discotexas wydało w 2010 roku, trzeba nadmienić, że zmieniła się sygnatura (z DCTX na DT), którą oznaczane są kolejne wydawnictwa, numeracja również zaczęła się od początku. Na „Forbidden Cuts”, bo taki był tytuł składanki (można się tylko domyślać, że ze względu na problemy z oczyszczeniem sampli), znalazł się m.in. wcześniej wspomniane „Lover In Me”, „Valsa In NJ” Xinobi oraz „Running To You” Rockets. Wszystkie trzy – bardzo dobre i doskonale znane słuchaczom – sprawiły, że „Forbidden Cuts” okazało się sporym sukcesem zapowiadającym pojawienie się poważnego gracza wśród wytwórni disco-house’owych.
Drugą EP-ką, która ukazała się w Discotexas, było „Holdin’ On” Justina Fausta. Można powiedzieć, że wydawnictwo to ugruntowało pozycję wytwórni, gdyż w pełni pokazało, jak Moullinex i Xinobi doskonale sobie radzą z wyławianiem młodych talentów. Justin Faust swoją debiutancką „The Revenge” EP, która otworzyła mu drogę do kariery, wydał zaledwie dwa tygodnie przed „Holdin’ On”. Do tego ten romantyczny, nawiązujący do klasycznego french touchu kawałek, opatrzony remiksami Moullinexa i Nightriders stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych wydawnictw Discotexas. Obecnie Justin Faust jest ważną postacią wśród europejskich DJ-ów grających syntezatorowy disco-house. Oprócz autorskich produkcji (w tym m.in. EP-ka „Sloppy Chic” nagrana dla labelu Roxour) stworzył niezliczoną ilość remiksów, wśród których można znaleźć wypełniacze parkietu, takie jak jego wersja „Work It” Missy Elliott. Warto dodać, że pochodzący z Niemiec Faust przyczynił się pośrednio do przedstawienia Europie zespołu Kamp!, tworząc remiks ich kawałka „Distance Of The Modern Hearts”. Co ciekawe, jest też pierwszym i jedynym jak na razie artystą, który dla Discotexas nagrał aż dwie EP-ki. Ta druga, zatytułowana „Girl Talk”, ukazała się w lipcu tego roku i, przynajmniej moim zdaniem, nie powtórzyła sukcesu „Holdin’ On”. Kompozycje na niej zawarte, chociaż poprawne i dobrze wyprodukowane, nie wydają się być zbyt wyraziste. Warto jednak po tę EP-kę sięgnąć ze względu na remiksy tytułowego kawałka, w szczególności ten zrobiony przez G.L.O.V.E.S. Australijski producent w drugiej części remiksu wyeksponował syntezatorową melodię oraz klawiszowe staby i nadał tym samym nudnemu oryginałowi doskonały motyw przewodni, którego wcześniej mu brakowało.
Trzecia EP-ka wydana przez Discotexas jest autorstwa Francuza tworzącego jako Douze. Jeszcze przed jakimikolwiek własnymi wydawnictwami miał on okazję współpracować przy produkcji utworów z Alanem Braxe’em i Krisem Menace’m, który następnie postanowił włączyć go do artystów związanych z jego labelem Work It Baby. W tym wypadku jednak Moullinex i Xinobi okazali się szybsi i to nakładem Discotexas ukazała się jego debiutancka EP-ka. „Les Paradis Artificiels” było zdecydowanie mniej taneczne niż dwie poprzednie EP-ki dla Discotexas, co wcale jednak nie oznacza, że było gorsze. Douze połączył motorykę italo disco z zimnymi french-touch’owymi syntezatorami i momentami wręcz technicznym brzmieniem. Jeśli kogoś nie przekonuje fakt, że takie sławy jak Menace czy Braxe wybrali tego młodziaka na współpracowników, to z pewnością po przesłuchaniu jego produkcji nie będzie miał wątpliwości, że we Francuzie drzemie spory potencjał.
Pozycje czwarta i piąta na liście Discotexas to pierwsze oficjalne wydawnictwa założycieli wytwórni. Zimne syntezatorowe „Japan” Xinobi było wyraźnym powrotem Portugalczyka do brzmień, od jakich zaczynał soją działalność. Dwa remiksy (autorstwa Lazydisco i Teloniusa – utalentowanego Niemca od trzech lat związanego z wytwórnią Gomma) zamieszczone na EP-ce złagodziły ciężki i surowy charakter oryginału, czyniąc go bardziej przestrzennym, oszczędnym i przede wszystkim melodyjnym.
Swoja pierwszą i jedyna jak na razie EP-kę dla Discotexas Moullinex nagrał jako Count Jackula. Nowy szyld powstał w tym przypadku po to, by być odskocznią od wszystkiego, co Moullinex tworzył do tej pory. Postanowił jeszcze głębiej wkroczyć w świat nagrywania kawałków na żywych instrumentach. Nie zrezygnował przy tym jednak z upodobanej przez siebie tanecznej formuły. Spuścił trochę z tonu i tempa, żeby nagrywać słoneczne tropikalne utwory, wciąż house’owe lecz od początku do końca „organiczne”. Spokojnie można porównać go do producentów takich, jak YACHT czy Hemingway – przy czym ten drugi pojawił się nawet na EP-ce Count Jackuli, remiksując jeden z tracków. „Club Medits”, bo tak nazywa się wydawnictwo, nie jest jedynie jednorazowym wybrykiem ze strony Moullinexa, w lipcu tego roku ukazała się już druga EP-ka nagrana jako Count Jackula dla wytwórni La Tebwa (należącej m.in. do Golden Buga).
Przy szóstej EP-ce Discotexas po raz pierwszy wykroczyło poza Europę – label nawiązał współpracę z australijskim duetem Coupons. Sami nazywają graną przez siebie muzykę dream rave’m i w sumie jest w tym trochę prawdy. Może ich kawałki nie wiele mają wspólnego z rave’em sensu stricto, jednakże łączą w sobie delikatne melodie i eteryczne dźwięki z momentami ciężkim beatem i drapieżnymi syntezatorami. Wydaje się, że EP-ka ich autorstwa („Driving To Your House Party”), obok wydawnictwa numer osiem na liście Discotexas, czyli EP-ki amerykańskiego zespołu Terminal Twilight, to najsłabsze pozycje w katalogu labelu. Pomimo doskonałej jak zwykle produkcji, oryginałom brakuje wyrazistości. Do tego nawalili też remiksujący – niewykluczone, że ze względu na nudne pierwowzory, z którymi niewiele ciekawego dało się zrobić. Rezultat jest taki, że ciężko zapamiętać choćby jeden track umieszczony na wyżej wymienionych EP-kach. Nie oznacza to oczywiście, że Coupons nie są utalentowani, wręcz przeciwnie. Świadczy o tym chociażby bardzo przyjemny singiel „Sara” wydany w tym roku wraz z Show Your Shoes.
Na pozycji siódmej wśród wydawnictw Discotexas jest z kolei jedna z najlepszych rzeczy, jaką do tej pory wydali, czyli „More Tigers” Lazydisco. Analogowe syntezatory, fantastyczne klawisze i żywa perkusja – wszystko razem tworzy bardzo intrygującą całość. Oprócz „krystalicznego” brzmienia kluczem do sukcesu jest tu również urzekająca melodia, trochę sypialniana i marzycielska. Całość pozostaje jednak taneczna – szczególnie w licznych (bo aż siedmiu) remiksach, w których autorzy postawili głównie na dodanie oryginałowi dynamizmu. Nie mieli łatwego zadania, gdyż przy tak dobrym pierwowzorze ciężko dorównać mu poziomem. Wydaje się jednak, że większość z nich wyszła z tego obronną ręką.
EP-ka numer dziewięć w katalogu Discotexas to wydawnictwo dość nietypowe, bo składające się z dwóch części, z których jedna ukazała się w maju, a druga w sierpniu tego roku. Tym razem label postanowił postawić na materiał bardziej doświadczonego muzyka. Sebastian Thomson, znany jako Publicist, zdobył popularność w roli perkusisty rockowych zespołów: Trans Am, Dead Kids i Weir War. Jego zamiłowanie do bębnów skutkuje tym, że jedną z najbardziej dopracowanych partii tworzonych przez niego kawałków jest właśnie rytm wystukiwany przez różnego rodzaju automaty perkusyjne. Produkcje Publicista są bardzo minimalistyczne i mroczne. Sporo w nich zimnych syntezatorów i wokalu przepuszczonego przez liczne efekty. Całość wyraźnie odwołuje się do wczesnego techno. Nie wiem, czy by zaprezentować tego typu estetykę potrzebne były aż dwie EP-ki. Obie trzymają poziom, jednak słuchane z rzędu mogą się trochę dłużyć, gdyż niebezpiecznie zbliżają się do rozmiaru albumu długogrającego.
Warto zwrócić uwagę na postać, która właśnie na EP-ce Publicista oficjalnie pojawiła się po raz pierwszy. Zimmer, na co dzień projektant urządzeń Native Instruments, nagrał najciekawszy na pierwszej części wydawnictwa remiks utworu „Make The Ends Meet”. Choć kawałek w jego wersji brzmi bardzo acidowo, Francuz mocniej związany jest ze sceną nu-disco. Podczas pobytu w Polsce zapowiadał, że jego debiutancka EP-ka ma się ukazać dla Discotexas już na jesieni. Oprócz remiksu kawałka Publicista, Zimmer ma też na swoim koncie własny utwór, który label udostępnił do ściągnięcia za darmo. „Cruisin’”, plażowe slow-mo disco, zostało bardzo ciepło przyjęte przez słuchaczy oraz innych producentów, o czym świadczy choćby pokaźna liczba odsłuchań i pobrań utworu z soundclouda Discotexas i Francuza.
Wydawnictwo Zimmera dopiero w planach, powróćmy więc do bieżącego stanu katalogu labelu. Dwie najnowsze pozycje powinny napawać nas dumą gdyż obie stanowią pierwszy polski akcent w szeregach wytwórni. Na początku września swoją pierwszą EP-kę dla Discotexas wydali młodzi zdolni z wrocławsko-łódzkiego zespołu Kamp!. Zasłynęli singlami – „Heats” i „Distance Of The Modern Hearts”, które zyskały rozgłos także za granicą. „Distance...” doczekało się m.in. remiksów już wyżej wspomnianego Justina Fausta, Amerykanów z Nightriders, a „Heats” – Szweda O’dahla. Chłopaki z Kamp! od dłuższego czasu dobrze znali się z załogą Discotexas, dlatego też nie dziwi, że pierwszą wytwórnia, która zgłosiła się jako chętna, by wydać singiel „Cairo” była właśnie ona. Kawałek ten – bardzo ciepłe i leniwe, tropikalne disco – doskonale wpasowuje się w brzmienia promowane przez label.
Kamp! może poczytywać „Cairo” jako sukces nie tylko dlatego, że po raz kolejny udało im się stworzyć singiel na europejskim poziomie, ale również ze względu na remiksy, które znalazły się na krążku. Mowa tu o bardzo tanecznej przeróbce Moullinexa, sennej wersji Social Disco Club oraz synth-popowym miksie JBAG. Discotexas to wytwórnia prowadząca od 2010 roku bardzo konsekwentną politykę, tak więc możemy się spodziewać, że Kamp! jeszcze nie raz pojawi się na wydawanych przez nią EP-kach, zresztą sam zespół nie wyklucza takiej możliwości.
Najnowszą pozycją w katalogu Discotexas jest EP-ka „It Is Like That” duetu Philosophy Of Sound. Trzeba przyznać, że brzmienie tytułowego kawałka jest dość zaskakujące, biorąc pod uwagę poprzednie wydawnictwa labelu. Australijczycy garściami czerpią z post-punku z domieszką dubu, w związku z tym bliżej im choćby do Dexy’s Midnight Runners niż jakichkolwiek kawałków Moullinexa. Nie jest jednak tak, że zupełnie nie pasują do reszty pozycji wytwórni, ponieważ post-punkowe inspiracje śmiało mieszają z disco i synth-popem. Dopiero miks Ilya Santa Bizzaro Disco, najbardziej zbliżony do promowanego przez Discotexas slow-mo disco z tropikalnymi domieszkami, w pełni pokazuje, że był to idealny label dla wydania „It Is Like That”. Nie oznacza to jednak, że oryginał jest gorszy. Wręcz przeciwnie. Zapada w pamięć w szczególności bardzo przyjemny melodyjny damski wokal. Zgrzytem w całości może być dubowo- reggae’owe naleciałości w warstwie instrumentalnej kawałka, gdyż mogą budzić skojarzenia z niezbyt chlubnymi przedstawicielami polskiego reggae. Odrzućmy jednak uprzedzenia, bo Philosophy Of Sound wydają się być naprawdę obiecującym duetem.
Warto zwrócić na nich uwagę także z jeszcze jednego powodu. Jeden z członków Philosophy Of Sound – Martin Koszolko – jest Polakiem i już w latach 90. aktywnie działał na polskiej scenie post-punkowej. Obecnie zaangażowany jest również w projekt Rycerze Dzieciom.
***
Dzięki konsekwencji w działaniu i stawianiu na wyraziste melodie Moullinexowi i Xinobi udało się w bardzo krótkim czasie stworzyć label, który jest marką samą w sobie. Promuje on wyraźnie określoną estetykę, nie zamykając się jednak w skostniałych formułach house’owych tracków. Discotexas można zakwalifikować do grup nowoczesnych wytwórni, które skupiły się na wydawaniu utworów jedynie w wersji mp3, oczywiście z małymi wyjątkami. W ten sposób Portugalczycy dostosowali się do wymagań rynku (bo prawdopodobnie na palcach jednej reki można policzyć producentów, którzy grają jeszcze french-touch z winyli), ale i sprawnie ograniczyli koszty prowadzenia wytwórni oraz sprzedaży kawałków. Dodając do tego niezwykłą celność w wyławianiu młodych talentów, otrzymujemy odpowiedź na pytanie dotyczące sukcesu Discotexas.
Komentarze
[14 października 2011]
fajny text, tylko skąd te banany ?
[14 października 2011]