OOP #3: lipiec/sierpień 2010

W trzecim odcinku OOP m.in.: dwa razy wakacyjny surf rock, dwa noise-punkowe albumy z okropnymi okładkami, wznowienie dwóch ultrarzadkich płyt proto-noise’owych Japończyków, psych-noise-shoegaze, rynna-parapet-podłoga i inne.

Kontakt: rekomendacje@gmail.com

Wiele z polecanych płyt i kaset można usłyszeć w audycji Tableau! w radiu.sitka. Nowe odcinki w każdy wtorek o 21:00. Odsłuch ostatnich kilku odcinków na stronie podkastu: tableau.podomatic.com

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 1

International Hello – International Hello CD/LP (Holy Mountain)

Powinno się karać za wydawanie albumów ze słowem „beach” w nazwie lub tytule. Podobnie jak i za zbyt rozlazłe i nieudane jamy psychodelicyjne. Amnestią obłożyłbym Grady’ego Runyana. Wystarczy spojrzeć na jego dyskografię: Monoshock („International Hello” to tytuł ich piosenki), Liquorball, The Bad Trips... Facet po prostu zasłużył sobie na album, na którym nagrywa czterdzieści minut przetworzonych jęków, kombinacji efektów gitarowych + synthów i space-odlotów. Materiał jest zupełnie dziki i o znacznie luźniejszej strukturze niż zeszłoroczny „Evolutionary Squalor” Liquorball, ale nie tak ostry jak „Fucks The Sky”. Jako punkt odniesienia wskazałbym bardziej nietrzeźwe utwory z „Walk To The Fire” Monoshock.

Strona B wygrywa. „Someone’s Coming” i „8 Seconds” świetnie się przez swoje dziesięć minut trwania rozwijają, w przeciwieństwie do pierwszego utworu, który uparcie trwa w swej długiej ultradziwaczności. Ze swego przepastnego piedestału stwierdzam – należy się panu taka płyta, panie Runyan, nawet jeśli nie jest to najlepsze dzieło w pańskiej karierze.

strona Holy Mountain

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 2

Pheromoans – Live in Manchester CD-R (własny sumpt) / Russell Walker – Why Do I Dream About Work? CS (własny sumpt)

Z jednej strony Pheromoans mogą wydać się nieoryginalni, bo brzmią jak The Fall, ale właściwie wszystkie porządne zespoły powinny przynajmniej chwilami brzmieć jak oni. Po wydaniu kilku singli, lecz jeszcze przed pierwszą płytą długogrającą, zespół zatrzymuje się. Tutaj dostajemy zupełnie niewyedytowany zapis półgodzinnego koncertu z konsolety dźwiękowca (sądząc po brzmieniu). Wrzawa publiczności pomiędzy utworami jest niezwykle gromka. Zespół zapewne znał każdego z widzów po imieniu. Prawodopodobnie wśród granych rzeczy znajduje się mój ulubiony „Penis Envy ‘96”, choć nie jestem tego pewien. Koncert kończy się dłuższą wersją „I’m Through With Wedgie Cubist”. Plus, na stronie labelu można dostać kasetę z solowym materiałem wokalisty zespołu, Russella. Brak tytułu, spisu utworów i jakichkolwiek danych prócz naklejki z czerwonym samolotem i inicjałami RJW. Strona zespołu twierdzi, że kaseta nazywa się „Why Do I Dream About Work?”. Dwadzieścia minut bitów robionych na casio i deklamowanego strumienia świadomości.

Już w sprzedaży jest split Pheromoans z Danem Melchiorem. Też polecam.

nakład: 20 kopii CD-R i kasety

strona zespołu

strona Savoury Days

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 3

Matt K. Shrugg – Gone Ashtray LP (Tic Tac Totally)

Solowy materiał gościa z Pizzas (z Sacramento, nie mylić z Personal & The Pizzas ze Wschodniego Wybrzeża). Skakadła-krzyczadła oparte na kilku dźwiękach, ale zagrane jakby faceta życie od tego zależało. Posłuchajcie „Show Down” – trzeba włożyć masę energii, by takie coś brzmiało inaczej niż milion innych trzyakordowych piosenek nagranych przez ostatnie sto lat. Wyróżnić trzeba też kawałki otwierające obie strony: „The World Ain’t Getting Me High” i „We Aren’t Here For Yesterday”. Mam nadzieję, że gość wyda coś jeszcze, bo materiał z pewnością ma niemały. W zeszłym roku wydał dwa single i EP-kę. Wszystko prima sort na lato, może natomiast być nadto hiperaktywne na pory zimne. Pięć wersji kolorystycznych kopert i płyt. Ta różnorodność może tłumaczyć niski nakład.

nakład: 300 kopii (50 niebieskich, 50 szarych, 50 złotych, 50 pomarańczowych i 100 zółtych winyli)

strona artysty

strona Tic Tac Totally

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 4

Moonhearts – Moonhearts LP (Tic Tac Totally)

Najlepszy surf-punk na świecie. Od czasu rozpadu Traditional Fools nie sądzę, by ktokolwiek grał taki materiał lepiej. Świetnie zagrany, świetnie nagrany. Nie tak mocno bijący jak wcześniejsze single, ale lżejszy w klasyczny sposób. Posłuchajcie ślicznego „Shine”, lub dwuczęsciowego „Deathstar” z zagrywkami nawiązującymi do „Misirlou”. Plus obligatoryjne zabawy flangerem, o których pisałem w pierwszym odcinku rubryki przy okazji kasety Cronina i Segalla. Szkoda, że nie wrzucili na płytę nowych nagrań najlepszych kawałków z wcześniejszego materiału. Album oznaczony numerem 666 w katalogu wytwórni. Niedługo na Tic Tac Totally wyjdzie wznowienie siedmiocalówki „Drop In, Drop Out” na białym winylu. Radzę się zaczaić.

strona zespołu

strona Tic Tac Totally

występ na żywo

teledysk

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 5

Electric Bunnies – Pretty Joanna 7” (Sacred Bones)

Electric Bunnies normalnieją. W przeciwieństwie do wcześniejszych nagrań, melodie z obu stron tego singla da się zapamiętać niemal od razu. Strona A to coś w stylu pierwszych, punkowych występów The Jesus & Mary Chain: masa feedbacków i skryta pod nimi ładna piosenka. Przypomina mi klimatem niedawny singiel Hot Guts. Nigdy nie byłem fanem Electric Bunnies, choć muszę przyznać: towarzyska gra planszowa zawarta w rozkładanej okładce ich zeszłorocznego albumu jest świetna. Występują na niej pola z poleceniami typu „Bear the load”, „Air your grievances” i „Gag yourself”, a zamiast mety po obu stronach planszy są duże pola z napisem „Lose”.

strona zespołu

strona Sacred Bones

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 6

Pigeon Religion – Crystallized Meth 7” (Video Disease)

Trzy nowe-stare kawałki tego prawie-tribute-bandu Flippera. Dwa pierwsze utwory pojawiły się wcześniej na kasecie wydanej przez zespół własnym sumptem. Jeszcze więcej punku, przy którym dischordowy post-hardcore jawi się jako muzyka dla wesołych nastolatków. Rzecz została nagrana na żywo, co tym mocniej uświadamia mi, że zbyt często nie znajduję się tam, gdzie powinienem być. Wewnątrz koperty znajduje się wkładka z nieaktualnym zdjęciem zespołu i tekstami. Większość tych ostatnich wykreślono, zostały tylko pojedyncze wersy. Symboliczne. Świetne granie na przeglądanie tablicy ogłoszeń w lokalnym urzędzie pracy.

nakład: 420 kopii

strona zespołu

strona Video Disease

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 7

White Drugs – Gold Magic LP (Amphetamine Reptile/Kunstwaffe)

Teksański noise-rock, celujący raczej w twórczość Hank IV i Rye Coalition niż Scratch Acid i im pokrewnych. Na okładce wokalista z facjatą oblaną złotem, jakby padł ofiarą Goldfingera, W porównaniu do debiutu, „Harlem”, jest mniej chrupnięcia w gitarach – wyłączyli z zestawu co najmniej dwie kostki fuzzowe. Natomiast kawałki są chwytliwsze. Obaczcie refreny „Gold Magic” lub „Money Is The Future”. Niby rzecz zupełnie nieoryginalna, niby gatunek ograniczony ramami tak sztywnymi, że nie pozostawia wiele pola do popisu, ale naprawdę życzyłbym sobie częściej słuchać płyt w ten sposób nieoryginalnych. Do każdej kopii dołączono kupon na ściągnięcie piosenek w formacie cyfrowym. Amprep już wyprzedał swój zapas, ale możecie jeszcze dostać kopie u samego zespołu. Za miesiąc lub dwa ma się ukazać split White Drugs z Halo Of Flies. Wygląda na to, że Hazelmyer i spółka wreszcie zrestartowali się na dobre.

nakład: 350 kopii złotego winyla

strona zespołu

strona Amprep

strona Kunstwaffe

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 8

Zond – Zond CD/LP (RIP Society)

Zaczyna się dźwiękami jak w scenach odkrycia monolitu w „Odysei Kosmicznej 2001” Kubricka. Później dostajemy prawie trzy kwadranse kolażu miliarda zlewających się efektów (ESG, tremolo, flangery, kilka przesterów) i szugejzowych wokali. W niektórych kawałkach jedynym punktem zaczepienia w tradycyjnej strukturze pozostaje perkusja – patent jak z nagrań grupy Gravitar. Czasami przyspieszają (vide „Blue Haze”) i zbliżają się wtedy do rejonów „Taste” The Telescopes. Niesamowita warstwa dźwięku. Można tego słuchać po kilkanaście razy i zawsze wychwyci się coś nowego. Ciężkie jak sto pięćdziesiąt, ale bez krztyny agresji. Ich koncerty muszą być mocarne. Mówiąc krótko – świetny album, jeśli macie ochotę na słuchanie kilkudziesięciu przesterów na raz.

strona zespołu

strona RIP Society

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 9

Love Cult – Hope & Promise CD-R (własny sumpt)

Płyta w ręcznie robionej i zdobionej kopercie przypominającej origami. Dwa piętnastominutowe, przepiękne, powolne i rozmyte drone’y, prosto z Republiki Karelii (granice Rosji z Finlandią). Kawałek pierwszy z wokalami a la Grouper, kawałek drugi – instrumentalny. Oba rozwijają się powoli. „Hope” rozwija się trochę jak strona B zeszłorocznej płyty Bardo Pond wydanej w Important – z każdą minutą robi coraz bardziej odurzający. „Promise” natomiast rozleniwia swoim spokojnym rytmem. Nie sprawdzałem, ale musowo jest to znakomity podkład do wylegiwania się na hamaku. Mam nadzieję, że nie sprofanowałem zanadto tym pomysłem konceptu artystycznego stojącego za projektem.

Love Cult wydali w tym roku także split kasetowy z Cursillistas, wydany sumptem Black Rainbow. Duet przyjechał w kwietniu do Polski, ale w związku z żałobą, zamiast planowanych pięciu, zagrali tylko dwa koncerty. Z czego jeden w prywatnym mieszkaniu, w Lublinie. Ivan i Anya obiecują, że przyjadą tu jeszcze raz jesienią. Polecam po stokroć, także dlatego, że to muzyka nagrana przez nad wyraz uroczych i otwartych ludzi.

nakład: 100 kopii

strona zespołu

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 10

The Big Drum In The Sky Religion – The High Lonesome Zounds Of... CD-R (Full Of Nothing)

Cyfrowa wersja kasety wydanej w marcu na kanadyjskim labelu Scotch Tapes. Akustyczny psych-noise. Powtarzam: akustyczny. Zamiast wykrzykiwać nazwy różnych krajów i tłuc w puste plastikowe beczki (vide twórczość Foot Village), robią Harry’ego Smitha na prochach (tak muzycy napisali na stronie swojego zespołu). Grosse, grosse dissonanzen! Tylko dla słuchaczy o mocnych głowach i dużej tolerancji. Bene nota, Full Of Nothing to label ludzi grających w Love Cult.

nakład: 50 kopii

strona zespołu

strona Full Of Nothing

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 11

Magikal Folk Of The Faraway Tree – The Soup And The Shilling 2CD (Deadlackstring) / Plinth – Albatross CD (Deadslackstring)

Dwa bardzo ciekawe i ciche wydawnictwa z irlandzkiego labelu. Pierwszym jest dwupłytówka zbierająca wcześniejszy materiał Magikal Folk (dwa CD-Ry i jeden kawałek z kompilacji „Gold Leaf Branches”) i „nowe” kawałki. Piszę w cudzysłowie, bo nagrano je pięć lat temu. Zespół przerabia stare pieśni irlandzkie i celtyckie na modłę freak-folkową. Efekty są, dość powiedzieć, wspaniałe. Cóż może być w naszych wyeksploatowanych czasach umiejętnością lepszą niż talent do reinterpretacji starszych dzieł? I, co najlepsze, Irlandczycy nie oganiczają wyboru do pieśni wyłącznie tęsknych. Posłuchajcie ich wersji a cappella „Up To The Rigs”.

Natomiast Plinth – czyli Michael Tanner – przy współpracy znajomych nagrał pięć improwizacji na temat „Albatross” Fleetwood Mac, który często uznaje się za kawałek proto-ambientowy. Trzyminutową rzecz Tanner przekuwa na godzinę muzyki. Tak jak i oryginał, jest to utwór leniwy i słoneczny, co w bezpośredni sposób kłóci się z próbami nakreślenia powiązań z poematem Coleridge’a. Tak czy inaczej, proponuję odsłuch tej płyty podczas sjesty w hamaku, o ile komisja noblowska miała słuszność, i Al Gore wreszcie załata tę cholerną dziurę ozonową.

nakład: 500/400 kopii

strona Plinth

strona MFOTFT

strona Deadslackstring

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 12

Vermillion Sands – Vermillion Sands CD/LP (Alien Snatch!)

Coś na pograniczu twórczości Spider Bags, Golden Boys (roots-rock, pijackie zaśpiewy, patrzcie niżej) i piosenki kabaretowej. Rzecz zaczyna się ich najlepiej znanym (i prawdopodobnie najlepszym) singlem „In The Woods”. Później jakość jest nierówna, ale szczyty nadrabiają niedostatki. A jest nimi większa część strony A, gdzie zespół upakował większość rzeczy „przyśpiewkowych”. Od „Weary B Weak” zaczyna się część albumu brzmiąca jak, nazwijmy to, odważniejsza zeszłoroczna EP-ka wydana przez Sacred Bones. Wtedy pojawia się mandolina, pedal steel i zapętlone loopy perkusyjne („Ghost Song”).W żaden sposób nie jest to płyta znakomita, ale nadal do polecenia.

nakład: 1000 kopii winyla, 500 CD

strona zespołu

strona Alien Snatch!

teledysk

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 13

John Wesley Coleman III – Steal My Mind LP (Certified PR)

Solowy album gitarzysty Golden Boys. Płyta nagrana w dziesięć godzin z kumplami (co jest praktycznie zasadą przy nagrywaniu Golden Boys). Przy imieniu (ksywie) każdego z nich podano materiał spożywczy/odurzający, jaki wnieśli do studia. Covery „Lawyers, Guns & Money” Warrena Zevona i „Life Is Not Worth Living And Suicide Is A Waste Of Time” Lestera Bangsa. Plus dylanowskie brzmienie i dobór środków (elektryczne, z okolic „Highway 61 Revisited"), ale poetyka proto-punkowa. Co najmniej trzy kawałki mają tekst oparty na kilku słowach. Koronny przykład: „Bad Lady” to jedno zdanie powtarzane w kółko do dwudźwiękowego riffu. Plus jeszcze pojawia się tam saksofon. A na sam koniec muzyk dziękuje słuchaczom za kupno jego płyty. Świetna rzecz na rozlazłe i niekoniecznie trzeźwe wieczory.

nakład: 500 kopii winyla w losowym kolorze

strona muzyka

strona Certified PR

występ na żywo połączony z odczytem

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 14

Eugene Harrington – The Life Of... (Noecho)

Ta płyta musi brzmieć archaicznie w kontekście dubstepu, grime’u i tym podobnych podgatunków. Tutaj dostajemy psychodelicyjne konstrukcje na bitach i klawiszach. Tylko tyle i aż tyle. Żadnej polirytmii, łamania rytmu i ekwilibrystyki basowej. Dominują klimaty mocno noirowe, lata ‘67-‘68. „Samuraj” Melville’a i „Bullitt”, tylko bez strzelanin i pościgów, a z jeszcze większą ilością niskich chmur i szarych prochowców. Singlowy „She Always Says...” jest najmniej ciekawym kawałkiem na płycie, przysłania go następujący po nim, ciężkawy klimatem „Fall”. Plus świetny „Ginna” z ultramonotonnym riffem basu, który przechodzi w czterodźwiękową mantrę. Definitywnie płyta na jesień, do palenia papierosów w jakimś jazz-pubie, gdyby w takowych grano lepszą muzykę.

nakład: 500 kopii CD, 1000 kopii winyla

strona Noecho

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 15

Slices – Cruising LP (Iron Lung)

Ta płyta trwa 20 minut, ale sąsiadom zza ściany każdy jej odsłuch zdawać się będzie wiecznością. Bezlitosny noise-HC. Środki stylistyczne zbliżone do zeszłorocznego LP Herds, lecz zagrane w znacznie mniej zdyscyplinowany sposób. Masa dziwnych instrumentalnych przerywników, sprzężeń, kontr-sprzężeń i ultra-sprzężeń. Strojenie gitar niskie jak u Ginna z Black Flag. Plus tytuły kawałków: „Guide To Incest”, „Laughing While Eating”, etc. Całość psuje okropna okładka płyty. Wygląda jak OST do kolejnej części Need For Speed: Underground. Ale może na tym polega dowcip? Do każdego egzemplarza płyty pierwszego tłoczenia dołączono maskę jednego z członków zespołu. Poważnie. Możesz takową przywdziać i wyjść na ulicę, a ludzie będą mówili: „o! to przecież [tu wstaw imię i funkcję jednego z muzyków Slices]!”. Pod warunkiem, że ulica ta będzie zaludniona wyłącznie przez ludzi, którzy widzieli ich na żywo, co na tej planecie nie może mieć miejsca.

nakład: 700 kopii na czarnym winylu pierwszego tłoczenia, 300 kopii na zółtym drugiego

strona Iron Lung

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 16

Twin Stumps – Seedbed CD/LP (Fan Death)

Wieść gminna niesie, że Swans wydali nową płytę. Nie słyszałem jej, ale po tym albumie Twin Stumps już raczej słyszeć musiał nie będę. Wystarczy sprawdzić pierwszą minutę, by zrozumieć, z czym mamy do czynienia. Potwornie ciężkie łupanie, jak za czasów kiedy Gira tarzał się po scenie wykrzykując tekst „Beautiful Child”, wzmocnione następnymi dwiema dekadami najpodlejszych targaczy strun, od Rusted Shut i Brainbombs po Air Conditioning.

Resztę rozwiązuje algorytm: jeśli nie znasz Rusted Shut i Air Conditioning, ale lubisz wczesne Swans, posłuchaj tego. Jeśli nie lubisz lub nie znasz wczesnych Swans oraz pozostałych wymienionych zespołów i jesteś ogólnie zadowolony/a z życia, trzymaj się od „Seedbed” z daleka. Jeśli kojarzysz wszystkie wymienione, to już tę płytę słyszałeś, a ja tylko marnuję bajty.

nakład: 300 kopii

strona zespołu

strona Fan Death

Zdjęcie OOP #3: lipiec/sierpień 2010 17

Les Rallizes Denudes – Heavier Than A Death In The Family CD oraz Blind Baby Has It’s Mothers Eyes CD (Phoenix)

Reedycja dwóch legendarnych, pół-bootlegowych albumów proto-noise’owych Japończyków. Są są to pozycje obowiązkowe dla fanów psych-noise’u i od tego ucieczki nie ma. Dokładna historia zespołu i opis ich muzyki znajduje się w książce „Japrocksampler” Juliana Cope’a, i to do niej odsyłam potencjalnych zainteresowanych. Ograniczę się do suchych faktów: cały materiał został zremasterowany i wydany w kartonowych kopertach udających okładki winyla. To pierwsze oficjalne wydanie wspomnianych płyt od niepamiętnych czasów.

Zeszłego roku sumptem Holy Mountain ukazał się winyl pt. „Old Punks” Doronco Gumo – basisty Rallizes.

nakład: 1000 numerowanych kopii

Marek J. Sawicki (19 sierpnia 2010)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: marek
[23 sierpnia 2010]
@tele: wersja cd na ebayu jest za pięć dych. lp na volcanic tongue jest za piętnaście funtów + przesyłka z uk. drogo, niestety. i nie ma musu ogarniania tego od razu. odcinki będą tu wisiały, na koniec roku zrobię składak podsumowujący z ulubionymi kawałkami.
Gość: tele morele
[22 sierpnia 2010]
oż kurwa, chcę te reedycje les rallizes denudes, a chociaż "heavier than a death in the family". *__* jak zwykle świetny artykuł i jak zwykle nie dam rady wszystkiego ogarnąć zapewne. niemniej propsy giganty.
Gość: marek
[20 sierpnia 2010]
od samego zespołu, przy okazji kupowania płyty.
Gość: dev
[19 sierpnia 2010]
Skąd info o koncercie w prywatnym mieszkaniu w Lublinie?
Gość: marek
[19 sierpnia 2010]
@niego: jasne. o ile nie razi cię ciągłe gadanie o wyższości celtyckiego pogaństwa nad chrześcijaństwem i dziwne brytolskie kreacje językowe. ale zna się facet na temacie dobrze, nawet jeśli jakiś DJ z WFMU japrocksampler ostro skrytykował. cope napisał to jak ranking z dłuższymi opisami. miejsce pierwsze zajął chyba flower travelling band. rallizes byli na trzecim.
Gość: pppod.pisss
[19 sierpnia 2010]
Eugene Harringtona kupilem na sideone.pl i to za smieszna cene, polecam! naprawde kawal dobrej roboty.. dla fanow jazzowo psych-funkowych brzmien..!
niego
[19 sierpnia 2010]
"Japrocksampler: How the Post-war Japanese Blew Their Minds on Rock 'n' Roll" - warta kupna ta pozycja?

PS. Kochajmy Holy Mountains.
iammacio
[19 sierpnia 2010]
Moonhearts <3 <3 <3

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także