Damien Jurado
On My Way To Absence
[Secretly Canadian; 6 czerwca 2005]
Na szczęście Damien Jurado w porę się zorientował, że hałasować lepiej od niego potrafi co najmniej kilkudziesięciu artystów, natomiast lepszych w przepięknym smęceniu jest, powiedzmy, co najwyżej kilkunastu. Jeszcze na „I Break Chairs” preferował gitarę elektryczną, perkusja brzmiała niemalże punkowo, a spokojne kompozycje pojawiały się w charakterze ozdobników. Jednak z pożytkiem dla muzyki, słuchaczy i samego siebie Jurado, od płyty „Where Shall I Take You” zdecydował się uczynić głównym daniem to, co na wcześniejszym albumie było jedynie przystawką. Zaserwował fanom alternatywnego country-rocka porcję oszczędnych formalnie, spokojnie wyśpiewanych, wyszeptanych, wymruczanych osobistych historii: o zazdrości, namiętności, o upływie czasu oraz, jak na wrażliwego kowboja przystało, o bezcelowym podróżowaniu przed siebie.
Kolejną dawkę tych muzycznych opowieści przynosi „On My Way To Absence” – szósty album w dorobku urodzonego w Seattle songwritera. Zdecydowanie czuć tutaj atmosferę poprzedniej płyty. Jurado przesadnie nie eksperymentuje i chyba wychodzi mu to na dobre. Ma świadomość, że uprawiając w gruncie rzeczy dosyć tradycyjny gatunek muzyki, trudno powiedzieć coś szczególnie odkrywczego. Wie, że do budowli, którą przez lata wznosili Bob Dylan i Neil Young, on może, tylko i aż, dołożyć swoją skromną cegiełkę. Cegiełka pt. „On My Way To Absence” ma jednak swoją wagę. To kawałek bardzo dobrze wyprodukowanej, podlanej delikatnym elektronicznym sosem muzyki. Tytuł płyty sugeruje, że mamy tu do czynienia z podróżą. Jeśli tak, jest to podróż niczym z „Prostej historii” Davida Lyncha; Damien Jurado przemieszcza się z prędkością kosiarki przez rozmaite muzyczne peryferia Stanów Zjednoczonych. To „filmowe” porównanie nie wynika jedynie z „prostoty” materiału, ze stonowanego charakteru kompozycji, z aranżacyjnego minimalizmu czy wolnego tempa utworów.
Tym, co w szczególny sposób łączy płytę Amerykanina z „Prostą historią” jest temat przemijania. Damien Jurado pięknie się starzeje. Choć może dziwnie brzmi taki komplement w odniesieniu do artysty, który nie ma jeszcze czterdziestu lat, wydaje się on najlepszym skrótowym opisem zawartości „On My Way To Absence”. Starość - jakby nie było - temat tabu popkultury, jest tutaj od początku do końca płyty w centrum zainteresowania. Dla intymnej opowieści o odchodzeniu, o zbliżającej się „nieobecności” Jurado znajduje odpowiednią muzyczną formę. Przez cały album dominują minimalistyczne, wyszeptane kompozycje: nawet nie dwuminutowy „Northbound” to dosłownie parę muśnięć gitarowych strun i wokal, podobnie jest w niewiele dłuższym „Fuel” czy „Lottery” – jedynej piosence, w której gościnnie pojawia się delikatny kobiecy głos Rosie Thomas. W tle, wyeksponowanego, wyraźnie podgłośnionego w studiu głosu Jurado czasem pojawiają się skrzypce, trąbka, saksofon i pianino; swoje bardzo skąpe elektroniczne trzy grosze dorzuca też producent Eric Fisher. Wszystkie te elementy wprowadzane są jednak w bardzo subtelny sposób, co dobrze współgra z klimatem albumu. Jurado nie jest wybitnym tekściarzem – gdyby słowa z „On My Way To Absence” ubrać w jakąś nadętą formę byłyby nie do zniesienia. To, co jednak mogłoby brzmieć pretensjonalnie, broni się gdy jest wyśpiewywane na tle stonowanego podkładu, tak jakby od niechcenia, z pozorną niedbałością,
Z piosenkami Damiena Jurado można wejść w osobistą relację. Po jakimś czasie stają się one „starymi znajomymi”, którym wybaczamy to, że w gruncie rzeczy są przewidywalni a czasem wręcz banalni. Za jakieś dwadzieścia pięć lat Amerykanin pewnie nie będzie figurował w żadnym zestawieniu typu: najważniejsze postaci lub najlepsze płyty lat zerowych i dziesiątych. Debiutujący wówczas countrowo-folkowi songwriterzy (jeżeli tacy gdzieś przetrwają) nie będą z nim porównywani (krytycy raczej znów skonfrontują ich dokonania z wczesnymi dziełami, już dobiegającego setki Boba Dylana). Jednak ja powinienem Damiena Jurado zapamiętać. A jeśli o nim zapomnę, to proszę o przypomnienie. „On My Way To Absence” to idealna ścieżka dźwiękowa na kryzys wieku średniego.