Ocena: 6

Hi Red Center

Architectural Failures

Okładka Hi Red Center - Architectural Failures

[Pangaea Recordings; 2005]

W czasach, gdy muzyka niezależna coraz bardziej przenika do świadomości przeciętnego zjadacza chleba i upomina się o swoje miejsce w popkulturze, kiedy kolejne niewielkie zespoły z amerykańskiej prowincji, Kanady, Norwegii i wielu innych krajów już swoimi debiutami zdobywają popularność i uznanie, pojawia się dziura w miejscu, które zarezerwowane było wcześniej właśnie dla takiej twórczości. Znajdzie się bowiem zawsze grono odbiorców zainteresowanych muzyką z obrzeża awangardy, poszukujących nowych trendów, czegoś więcej niż to, co mają podane na talerzu. Na szczęście rynek muzyczny coraz bardziej zaczyna przypominać inne rynki globalne i na wypełnienie powstałej niszy nie trzeba wcale długo czekać. Wystarczy trochę bardziej się tematem zainteresować, poszukać niezależnych wytwórni, zapoznać się z ich propozycjami i można znaleźć naprawdę interesujące rzeczy.

W takiej właśnie niszy swoje miejsce znalazł zespół Hi Red Center, który zadebiutował płytą „Architectural Failures”. Grupa spełnia wszystkie nakreślone wcześniej kryteria by pełnić rolę propozycji prawdziwie alternatywnej. Wydaje ją praktycznie bez promocji malutka, niezależna wytwórnia Pangaea Recordings. Jest to zapewne z jednej strony wybór samych muzyków, z drugiej jednak konsekwencja obranej drogi artystycznej, która pomimo ekspansji brzmień alternatywnych nadal biegnie w dość dużej odległości od głównego nurtu. Inspiracje Hi Red Center wydają się bardzo rozległe i zahaczają zarówno o klasyków gatunku noise (gitarowy hałas nawiązujący do Sonic Youth) i indie-pop (w bardziej rytmicznych utworach kojarzący się z Arab On Radar), jak również współczesnych wykonawców weird-rockowych, na czele z Liars, Oneidą oraz innymi artystami ze stajni Jagjaguwar. Zespół nie ogranicza się na szczęście tylko do kopiowania sprawdzonych schematów i tak naprawdę główną zaletą „Architectural Failures” jest jej oryginalność.

Kompozycje na płycie, pomimo wyraźnych korzeni w popie, równie wyraźnie się od niego dystansują. Dzieje się tak za sprawą zastosowanych przez grupę środków artystycznych, które można określić mianem muzycznego prymitywizmu. Zamiast złożonych i przyjemnych w słuchaniu melodii dostajemy często proste dźwięki składające się na infantylną melodyjkę przypominającą czasy ośmiobitowych komputerów. Zamiast harmonii i rytmiki mamy połamane rytmy, zmiany tempa, trzaski i świdrujące w uszach piski. Nawet hałaśliwe fragmenty sprawiają wrażenie chaotycznych, niemal zupełnie przypadkowych, tak jakby ścieżka każdego instrumentu funkcjonowała w oderwaniu od reszty i zupełnie przypadkowo wszystko zostało na siebie nałożone. Zresztą prymitywizm zespołu objawia się także w warstwie tekstowej, która nie pozostawia złudzeń co do braku konkretnego przesłania, a często nawet elementarnego sensu. Trzeba jednak wprost powiedzieć, że taki zabieg ze strony amerykańskiej grupy jest celowy. Jej członkowie niejednokrotnie dają dowód swoim umiejętnościom technicznym, wykorzystują ciekawe instrumentarium (puzon, wibrafon), co w efekcie daje bardzo ciekawy, kontrastujący wewnętrznie efekt końcowy. Jest to jakby zanegowanie idei muzyki popularnej, odbicie jej w krzywym zwierciadle, przepuszczenie przez brudzący filtr. Na wyjściu tego procesu otrzymujemy zestaw utworów, które dla większości słuchaczy będą przekraczać granicę przyjętej przez nich estetyki. Ta skromna grupa ludzi poszukujących „czegoś więcej” znajdzie jednak w muzyce Hi Red Center wiele interesujących rozwiązań. Trzeba bowiem przyznać, że debiut tego zespołu ma w sobie coś przyciągającego, nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku nie ocenimy go wysoko.

W tym miejscu pojawia się zasadniczy problem przy próbie klasyfikacji muzyki Hi Red Center. Czy zniekształcony w taki sposób, powycierany i dziurawy pop, odwrócony na lewą stronę, straszący prującymi się nitkami, zmechaconym materiałem i szwami, nadal jest popem? A może czymś dokładnie przeciwnym, swego rodzaju anty-popem? Nie da się znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, podobnie jak do dziś nie udało się dojść do konsensusu w przypadku innych zespołów eksplorujących podobne rejony stylistyczne. Ale czy tak naprawdę ma to jakiekolwiek znaczenie?

Przemysław Nowak (30 kwietnia 2006)

Oceny

Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 1 oceny: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także