Ocena: 5

White Rose Movement

Kick

Okładka White Rose Movement - Kick

[Independiente; 17 kwietnia 2005]

Wprowadzenie encyklopedyczne. Die Weiße Rose zasłynęła jako antynazistowska organizacja, która pomiędzy czerwcem 1942 a lutym 1943 prowadziła kampanię przeciw polityce Hitlera. Działalność grupy, w której skład wchodzili studenci uniwersytetu w Monachium, polegała na rozpowszechnianiu ulotek o zbrodniach nazistów. 18 lutego 1943 zostali aresztowani, a cztery dni później wykonano na nich wyrok śmierci. To już historia, którą znają wszyscy.

Dzieje White Rose Movement nie są tak dramatyczne, być może dlatego, że i sam zespół nie ustawia się w opozycji do niczego, nie próbuje być kontrowersyjny. Wręcz przeciwnie – operuje stosunkowo wąskim wachlarzem dobrze znanych i lubianych chwytów. Sprawnie porusza się w obrębie zakresu podstawowych pojęć new wave, dysponuje przyzwoitym warsztatem kompozytorskim, a natura obdarzyła wokalistę łatwo rozpoznawalną barwą. Na polu czysto papierowego porównania White Rose Movement od takiego The Bravery nie różni zbyt wiele, ale w praktyce WRM punktują tamtych bez skrupułów. Nie jest to niczym nadzwyczajnym, kiedy mówimy o jednej z najbardziej przereklamowanych grup ostatnich lat.

Tu dochodzimy do zasadniczego problemu z tym albumem. Może się obronić jedynie w kontekście dzisiejszym, funkcjonować jako rozsądne uzupełnienie tanecznego repertuaru na imprezie, stanowić zdrową i uczciwą konkurencję dla całej brygady nowofalowych powtórek z rozrywki, ale kiedy ściągniemy z półki którykolwiek z noworomantycznych klasyków, debiut White Rose Movement staje się zwyczajnie blady. Chwytliwość „Girls In The Back” i „Cruelli” nie ulega wątpliwości, ale znając „Dare!” Human League trudno o większe wypieki. Basowy motyw wspartego motoryką w stylu Mansun „Alsatian” stanowiłby solidną bazę przeboju, gdyby nie został żywo przeniesiony z „To Hell With Poverty” Gang Of Four. A ten wokalista? Niewątpliwie daje z siebie wszystko, ale czy jeśli już nie brzmi jak Robert Smith, to musi jak Phil Oakey?

Czepiam się? Możliwe. Muszę jednak jakoś uargumentować fakt, że tej płyty po prostu nie słucha się za dobrze. Pomijam już zarżnięty jak cielak na wesele motyw stopa/hi-hat, który upodobał sobie perkusista. Ważniejsze, że temu zespołowi najbardziej brakuje większego talentu. White Rose Movement nie mają nosa do zajmujących, obciachowych melodii Human League, nie są tak sprawnymi muzykami jak Duran Duran, nie mają też tak wyrazistego przekazu/wizerunku jak Soft Cell ani tanecznej lekkości New Order. Przeciętniacy, ot co. I być może tym, co uzasadnia niemiecki rodowód ich nazwy, jest właśnie z jednej strony rzemieślnicza poprawność, ale z drugiej toporność tego materiału. Choć to co właśnie napisałem mało poprawne politycznie jest, wiem.

Kuba Ambrożewski (18 kwietnia 2006)

Oceny

Przemysław Nowak: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Kuba Ambrożewski: 5/10
Tomasz Tomporowski: 4/10
Średnia z 10 ocen: 6,4/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także