Ocena: 7

Johnny Boy

Johnny Boy

Okładka Johnny Boy - Johnny Boy

[Wild Kingdom; 20 lutego 2006]

Intro wyobrazić sobie łatwo. „Be My Baby” albo „Just Like Honey” w wersji light. Lecz od momentu, kiedy pojawiają się słowa and I just can't help believing/ though believing sees me cursed mamy do czynienia z czystym popowym kunsztem. Niby słyszeliśmy już te yeah! yeah! u The Go! Team, symfoniczne próbki tam gdzie wkradał się Phil Spector, a chóralne refreny na gwiazdkowych, charytatywnych singlach, które tak bardzo wszyscy kochamy. „You Are The Generation That Bought More Shoes And You Get What You Deserve” to jednak nie tylko piosenka o tytule, którego od początku kariery nie udało się wymyśleć Manic Street Preachers. Jest to utwór napełniający nadzwyczajną nadzieją, choć dość naiwną i dziecięcą, to jednak szczerą. A przede wszystkim euforia dla każdego, kto nie zna nic ponad upchane treścią, doskonale poskładane ze zwrotek i refrenów trzy minuty.

Zaraz, ale przecież wszyscy wiecie o tym od dobrych dwóch lat. „Generation” na singlu ukazało się w 2004 roku, a wersja albumowa praktycznie nie różni się od poprzedniej. Wypada więc mieć wysokie oczekiwania w stosunku do reszty materiału z self-titled debiutu londyńskiego duetu. OK, duetu tylko na papierze. Nawet z uchem Marka Sierockiego łatwo zgubić się w gąszczu dźwięków żywych i sztucznych, loopów, sampli i nakładek, instrumentalnych i wokalnych. Ciężko będzie im na żywo, ale sami sobie zgotowali ten los tworząc tegoroczny odpowiednik „Thunder, Lightning, Strike”. Johnny Boy sporo czerpią od Iana Partona i przyjaciół, ale nie mówmy o ściąganiu. Jest niemałe podobieństwo w chórkach, bębnach, w tempie niektórych utworów, a przede wszystkim we wrażeniu, jakie pozostawiają po sobie oba albumy.

Davo i Lolly poszli jednak o krok dalej. Podczas gdy The Go! Team postawili na spójność, tworząc jasno wynikającą z siebie układankę, londyńczycy zafundowali słuchaczowi półgodzinną przejażdżkę wielkomiejskim rollercoasterem po klubach, kawiarniach i ulicznych pochodach. A nawet biurowcach (jazzujący „Wall Street”). Krótko mówiąc świecie, w którym nie zna się pojęcia ciszy: świecie klaksonów, warkotu silników, pędzącego metra, chodnikowych grajków, wrzeszczących dzieci i dzwonków do komórek. Głównym atrybutem „Johnny Boy” jest ciągły ruch, nieustanna zmiana. Tak jak ktoś napisał o albumie The Go! Team, że brzmi jakby jednocześnie puszczono trzy różne utwory z „Sandinisty” The Clash, tak tu momentami ma się wrażenie, że z czterech ustawionych w rogach wielkiego miejskiego skweru głośników słuchamy płyty hip-hopowej, rockowej, popowej i elektronicznej.

Kilka fragmentów tej płyty w swojej przebojowości dorównuje highlightom „Thunder, Lightning, Strike”, pokazując duży dryg Johnny Boy do melodii i implementowania ich w ramy dowolnie wybranej estetyki. Pierwszym takim numerem jest „Fifteen Minutes”, który jedzie sobie na sekcji rytmicznej New Order powtarzając w kółko jeden refren. Następujący po nim „Livin’ In The City” to już typowy imprezowy pop z wielkiego klubu, w którym spotykają się przedstawiciele najróżniejszych środowisk. W „Formaldehyde” mamy pierwszy od „C’mon C’mon” tak dobry kawałek garage-revivalowy z chwytliwymi zejściami akordów w refrenie. Ale kolejka nie ogląda się za siebie i pędzi dalej: jasną aluzję do słynnego utworu z „Bringin’ It All Back Home” Dylana stanowi „Bonnie Parker’s 115th Dream”. Jednak muzycznie to raczej rapująca Debbie Harry („Rapture”!) goszcząca na „Screamadelice” (początek wzięty z „Movin’ On Up” rozjeżdża wybrzmiewający w dalekim tle amerykański hymn).

Problemem tak niekonwencjonalnych debiutów jest znalezienie pomysłu na album kolejny. Optymistyczne jest to, że wie o tym chyba sam zespół, stawiający sobie w kapitalnym, zamykającym płytę utworze-wizytówce pytanie: Johnny Boy, what the hell are you gonna do? Choć znając życie, odpowiedzi pewnie nie znajdą.

Kuba Ambrożewski (10 marca 2006)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 7/10
Tomasz Tomporowski: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Przemysław Nowak: 4/10
Średnia z 8 ocen: 6/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także