Half-Handed Cloud
Thy Is A Word & Feet Need Lamps
[Asthmatic Kitty; 1 marca 2005]
Nie trzeba być specjalnym bystrzakiem żeby zauważyć, że odstępy czasowe pomiędzy kolejnymi wydawnictwami Flaming Lips stają się coraz większe. „Zaireekę” od „Soft Bulletin” dzieliły dwa lata. Na następny „Yoshimi Battles The Pink Robots” trzeba już było czekać dwanaście miesięcy dłużej. Przy tegorocznym, wypatrywanym w napięciu „At War With The Mystics” dystans zwiększył się o kolejny rok. Z prostego rachunku musiałoby wynikać, że, poświęcając dwa razy więcej czasu na nagranie krążka, Coyne przyrządzi dzieło dwukrotnie bardziej dopracowane. Tylko kto zna opus magnum Flaming Lips z 1999 roku, ten wie, że to raczej niemożliwe. Na czym spędza więc czas Wayne? Każdy może mieć tu swoją teorię. Moja aktualnie wygląda tak, że facet dorabia sobie na boku śpiewając w Half-Handed Cloud.
Posłuchajcie sami tego głosu. Maniera i barwa wokalu, a nawet sposób aranżowania chórków jest stuprocentowo flaminglipsowy. Różnice pomiędzy gigantami z Oklahomy a Half-Handed Cloud leżą w niuansach muzycznych. Źródła są zasadniczo bardzo podobne. Istnieje zresztą w Stanach Zjednoczonych cały krąg podobnych zespołów, u których inspiracja The Beatles ściga się z wpływem The Beach Boys. Barokowo ozdobione wokale, mnogość instrumentów, niezobowiązujące podejście do pojęcia kompozycji – wszystko się zgadza. Większość utworów na „Thy Is A Word And Feet Need Lamps” to króciutkie, minutowe lub półtoraminutowe impresje na jeden-dwa tematy. Tu jakiś błogi chórek, tam jakaś miła pętelka akustyka, na chwilę wkroczy sobie trąbka, obecność zasygnalizuje wiolonczela, chwilę poplumkają organki i nagle wszystko się urwie albo przejdzie w kolejną ścieżkę w sposób niezauważalny dla ucha. I tak przez pół godziny.
Pokazuje ta płyta jedną rzecz. Nie trzeba być formacją studyjnych tytanów dopadniętych przez obsesję efektów specjalnych, żeby nagrywać taką muzykę. Nie, twórczość Half-Handed Cloud nie jest w żaden sposób niedbała, ale pod tym względem ma w sobie więcej ducha lo-fi Guided By Voices niż szatańskiej precyzji wspomnianych Flaming Lips czy boskiej doskonałości kolegi z wytwórni Sufjana S., z którym HHC ściga się w religijnych odniesieniach. Choć zamiast w Asthmatic Kitty, płyta równie dobrze mogłaby ukazać się nakładem Elephant 6. No cóż, chyba wszyscy już wiedzą o co chodzi, więc starczy tego dobrego. A ty Wayne, ujawnij się.