Ocena: 8

Devendra Banhart

Cripple Crow

Okładka Devendra Banhart - Cripple Crow

[XL; 13 wrzesień 2005]

Jest złotkiem pośród nowego powiewu alt-country, szefem odpowiedzialnym za składankę „Golden Apples Of The Sun”, facetem płodnym, szalonym, nieco 'odklejonym’. Taką mniej więcej opinię miałem o Devendrze Banharcie jeszcze w zeszłym roku, kiedy wydał równolegle aż dwa długogrające albumy, a pierwsi fani talentu dwudziestokilkulatka zachwycali się jego nieokrzesaniem. Dzisiaj (miejmy świadomość – niecały rok później) Banhart to ustatkowany romantyk, szepczący do swej gitary czułe melodie... No, prawie.

Pierwszą ważną informacją zdaje się być ilość piosenek. Ciężko sobie wyobrazić, żeby na przestrzeni 22 utworów trzymać równy poziom. Szczególnie w momencie, kiedy 2005 rok jest rokiem singli i perełek ratujących tragiczne płyty. Devendra Banhart tradycyjnie zręcznie omija ten problem – jego piosenki są krótkie i treściwe. Na „Cripple Crow” nie uświadczymy za to szaleństwa, jakiego można było się spodziewać po Devendrze. Większa część albumu to ballady – sam osobiście nie jestem fanem tak przeciągłej leniwości, ale nie można ujmować kawałkom uroku. Przykładowo „Dragonflys” zawiera w sobie cały przekaz emocjonalny, jaki starcza do ogrzania się w jesienne dni, a trwa przecież tylko minutę. Czy ktoś, kto odwołuje się muzycznie i tekstowo do Beatlesów może nagrać złą płytę? Może i tak, ale na pewno nie w tym przypadku. Prócz takich zabaw z klasykami Banhart pogrywa sobie konwencjami nowocountryowych współziomków, jak w Vetiverowym „Now That I Know”, albo „Heard Somebody Say” z początkiem niemal wyjętym z którejś piosenki Cocorosie. Są momenty instrumentalne, odejścia od śpiewania po angielsku, szczerość i bezpretensjonalność tekstowa. Zabawne jest zainteresowanie Banharta dziećmi – pojawiają się one w tytułach piosenek kilkakrotnie. Sam Devendra nawet deklaruje: I see so many / little boys I wanna marry . Abstrahując jednak od indywidualnych upodobań twórcy, trzeba przyznać, że właśnie „Little Boys” do spóły z „Chinese Children” to najbardziej hitowe numery na płycie.

„Cripple Crow”, jak zresztą cała ta recenzja, nie jest specjalnie szokująca, przebojowa, fajna-modna. Banhart prezentuje liryczne opowieści, wybijające się z pewnością ponad szarzyznę etykietki „singer/songwriter”. Nazbyt wrażliwych uderzą pięknem, zwolennikom płyt letnio-jesiennych dadzą kolejną fajną okazję do spacerów, zadowoleni będą też fani dziwnych okładek. Jeśli więc wszyscy są już uśmiechnięci, mogę wystawić ocenę, podpisać się i dalej słuchać.

Kamil J. Bałuk (5 grudnia 2005)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 8/10
Kasia Wolanin: 8/10
Piotr Szwed: 8/10
Średnia z 15 ocen: 7,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także