Ocena: 6

Wolf Parade

Apologies To The Queen Mary

Okładka Wolf Parade - Apologies To The Queen Mary

[Sub Pop; 24 pazdziernika 2005]

Zaczęło przyspieszać. Dzisiejsza świeżość jest jutrzejszym archaizmem, wczorajsza teraźniejszość już jutro odejdzie w zapomnienie. Muzyka uległa globalizacji, a zespoły przegrały walkę z czasem. Nie ma miejsca na muzyczną ewolucję, wszystko napędza nowość – rozbłyskujesz, a potem równie szybko gaśniesz. „Pablo Honey” pogrzebałoby dziś szanse debiutującego nim zespołu, wydanie dzisiaj „Leisure” zaowocowałoby najpewniej utratą kontraktu. Wydaje się że tradycyjna koncepcja albumu dołączy niedługo do mogiły, w której już od jakiegoś czasu spoczywa singlowy b-side. Zastąpi go muzyczna playlista, obejmująca swoją kolejnością jedynie najsilniejsze kawałki, tym bardziej rozległa im szersze muzyczne horyzonty jej twórcy.

Kiedy w roku ubiegłym światło dzienne ujrzał „Funeral” The Arcade Fire, zdecydowana większość krytyków muzycznych padła na kolana. Choć płyta nie wniosła do muzyki ani grama nowego, nie przeszkodziło to jej urosnąć do rangi powszechnie uznanego dzieła. Owszem, nie można było odmówić „Funeral” rzemieślniczej precyzji w jednoczesnym eksplorowaniu rejonów kilku różnych stylistycznie zespołów (no bo co może łączyć Mercury Rev i New Order?), lecz artystyczny rozstrzał albumu skutecznie blokował zgłębienie któregokolwiek z jego nurtów. Powstało wydawnictwo bardziej rozpięte w szerokości niż głębokości, choć przebijające się tu i ówdzie żałobne smyki a’la Delgados wespół z gardłowym jodłowaniem Wina Butlera nadawały płycie ulotnego eklektyzmu, znikającego wraz z każdym wywróceniem koncepcji o 180 stopni. „Funeral” po dziś dzień łatwiej się analizuje niż słucha.

Zgodnie z prawidłami natury po każdym sukcesie należy się spodziewać follow-upu, zgodnie z przebiegiem muzycznej sinusoidy, każda fala ma swoich Killersów, po których słyszymy o Bravery i Departure. Nic więc dziwnego, że tuż po „Funeral” w mediach poświęconych muzyce niezależnej zapanował okres Wielkiej Stypy, czyli w sezonie 2004/2005 modne są szeroko-rozpięte projekty stworzone przez anonimowych dekadentów o ćwierć-poruszających głosach. Z braku czasu na muzyczną ewolucję debiut zespołu Wielkiej Stypy powinien być przekrojem przez ich przyszłą dyskografię. Jeśli chodzi o tekstury, to te powinny być maksymalnie skondensowane, aby mniej wprawione ucho nie wychwyciło braku fundamentalnej umiejętności komponowania. Efektem jest wspomniana wcześniej płytka szerokość, co dotkliwie słychać chociażby na debiutanckiej płycie nowojorskiego Clap Your Hands Say Yeah, powielającej koncepcję Neutral Milk Hotel w sposób równie dyskretny co inspiracje New Order na „The Bravery”.

Z Wolf Parade sprawa jest bardziej złożona. Pamiętam odbytą kiedyś w Kopenhadze dyskusję z redaktorem Nowakiem na temat one-hit-wonders lat dziewięćdziesiątych. Padła wtedy nazwa Soul Asylum, na co usłyszałem, że szkoda, że „Runaway Train” jest w katalogu tak słabej formacji. Wolf Parade również mają podobną piosenkę. Refren „Modern World” to zaledwie kilka chwytów na akustyku, lecz to właśnie minimalizm pozwala w prosty sposób dostrzec jego atuty. Dziesięć, piętnaście lat temu inny zespół mógłby uczynić z „Modern World” przebój na miarę np. „Disarm”. A jego legendarne wykonanie na koncercie MTV Unplugged byłoby dziś... dobrze, wróćmy na ziemię. „Apologies To Queen Mary” warto także poznać dla „We Built Another World”, gdzie wokalista umiejętnie przybiera manierę Davida Bowiego w raczej-chwytliwym wykonaniu nowofalowego szablonu. „Shine A Light” również jest przyzwoity, choć gdyby obniżyć w nim bas i pozbyć się niewiele wnoszącej linii klawiszy ponownie wyszedłby nam Interpol.

Trzeba się starać, żeby znaleźć ewidentnie słaby fragment „Apologies To Queen Mary”, nawet kiedy w „Grounds To Divorce” Wolf Parade wywracają zbudowany przez „Modern World” mikro-nastrój do góry nogami. Trzeba być niemniej zdeterminowanym by w gąszczu studyjnej harówki wyróżnić naprawdę imponującą, nowatorską lub po prostu fajną melodię, poza wspomnianymi poprzednio. W tym momencie wracamy do trzeciego akapitu. Poziom skondensowania dźwięków i szeroko zakrojona koncepcja na kolejnej już płycie reprezentanta kraju łosia i bobra woła o spuszczenie powietrza z tej samodzielnie nadmuchującej się bańki. Tak, w tym momencie oczyszczenie wydaje się być niezbędne. Świat jeszcze o tym nie wie. Światu potrzeba nowych Pixies.

Tomasz Tomporowski (11 listopada 2005)

Oceny

Witek Wierzchowski: 9/10
Kasia Wolanin: 8/10
Jakub Radkowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Tomasz Tomporowski: 6/10
Średnia z 20 ocen: 7,15/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także