Ocena: 6

Me Without You

[A-->B] Life

Okładka Me Without You - [A-->B] Life

[Tooth & Nail; 18 czerwca 2002]

"[A-->B] Life" to moje prywatne odkrycie muzyczne z zeszłego roku. Nie będę uchodził za znawcę całej sceny muzycznej, czy za eksperta od wyłapywania w natłoku wydawanych płyt prawdziwych perełek. Tak nie jest. Dużo lepiej sprawdzają się w tym moi redakcyjni koledzy. Jednak Me Without You znalazłem sam. Być może właśnie dlatego moje zdanie na ich temat może być troszkę subiektywne...

Zespół został założony zaledwie dwa lata przed nagraniem debiutanckiego albumu "[A-->B] Life". Jak na kapelę, która zna się tak krótko, udało im się stworzyć naprawdę porządną płytę. Muzykom w Stanach żyje się chyba po prostu łatwiej. Wyobraźcie sobie, że w naszym kraju dopiero co założony zespół rockowy (bez znanych nazwisk, żeby było jasne) podpisuje kontrakt na płytę, rejestruje i wypuszcza materiał w całkiem przyzwoitej wytwórni, nagrywa teledysk dla MTV i rusza w trasę koncertową po Europie (a dla nich to przecież wyprawa za ocean). Nieważne, że jak dotychczas niewiele osób o nich słyszało. Ważne, że dostali szansę, której rodzime zespoły nigdy nie dostaną.

Muzyka na "[A-->B] Life" wpisuje się w nurt tradycyjnego surowego punk rocka. Można ją porównać z takimi klasycznymi zespołami jak Fugazi, wczesne Sunny Day Real Estate czy wręcz Mudhoney. Sporo tu też zapożyczeń ze sceny punkowej, ale pojawiają się także niespodziewane elementy awangardowe ("Everything Was Beautiful, And Nothing Hurt"). Jest kilka miejsc, w których płyta potrafi zaskoczyć. Brakuje natomiast typowego kilera - piosenki, z której można by zrobić singiel (na ten wybrano "Bullet to Binary"), na tyle przebojowej, że z powodzeniem walczyłaby na listach przebojów. Cały materiał jest równy, na tym samym poziomie, choć kilka utworów jest szczególnie godnych polecenia. Do nich należą "The Ghost", "Gentlemen", czy wspomniany już, nieco spokojniejszy "Everything Was Beautiful, And Nothing Hurt".

Niestety, początkowo może się wydawać, że z płyty wieje nudą. To dlatego, że kompozycje są podobne stylistycznie i utrzymane w podobnym tempie. Poza tym brzmienie całego materiału jest bardzo brudne - przesterowane gitary, prosty punkowy rytm perkusji - a to też powoduje, że całość może się za pierwszym razem wydać monotonna. Jednak po kolejnym, uważnym wsłuchaniu się w utwory na płycie, wychwytuje się "smaczki" w postaci świetnych partii gitary w tle, zakręconych solówek, czy elementów podchodzących niemal pod awangardowe improwizacje (jak na przykład w "Cure for Pain"). Ciekawym urozmaiceniem jest także bonusowy kawałek na końcu płyty - delikatna akustyczna balladka, którą na własne potrzeby nazwałem "Sing in Silence". Dobre wrażenie robi wokal Aarona Weissa - drący się, bardzo surowy. Niemalże przez cały czas musi się on przebijać przez wpadającą raz po raz w chaos muzykę wyeksponowaną na pierwszym planie. Zastanawia mnie, czy na koncertach gardło wokalisty jest od początku do końca w tak dobrej formie, bo jeśli tak, to można tylko Aaronowi pozazdrościć.

Technicznie zespół już teraz nie odstaje od czołówki w swojej klasie. Zresztą ostatnimi czasy coraz częściej przekonujemy się, że umiejętności nie są najważniejsze, że w prostocie tkwi siła. To jest rock'n'roll! Nikt już nie oczekuje od muzyków wirtuozerii - trzeba wykazać się innymi cechami. Energią, siłą przebicia i świeżością. Te elementy zawiera muzyka Me Without You, a to dobrze rokuje na przyszłość.

Ciężko jest się przebić z pierwszą płytą. Niewielu zespołom się to udało. Szczególnie, jeśli nagrywa się dla niewielkiej wytwórni. "[A-->B] Life" z pewnością komercyjnego sukcesu nie odniesie. Bez reklamy i przychylnych (albo wręcz jakichkolwiek) recenzji w prasie nie ma co liczyć na sławę. Ważne jest na początek, aby pozostawić po sobie ślad - tak jak to uczynili członkowie zespołu Me Without You. Ślad słaby, ledwie widoczny, ale za to bardzo intrygujący. Z pewnością warto zwrócić na nich uwagę w przyszłości. W tym zespole daje się wyczuć ogromny potencjał. Debiut nie jest materiałem rewelacyjnym, ale pozwala mieć nadzieje. Trzymam kciuki i czekam na kolejną odsłonę.

Przemysław Nowak (19 maja 2003)

Oceny

Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 2 ocen: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także