Ocena: 7

The Car Is On Fire

The Car Is On Fire

Okładka The Car Is On Fire - The Car Is On Fire

[Pomaton; 21 maja 2005]

The Car Is On Fire wyręcza recenzentów w poszukiwaniu kapel, które najbardziej na warszawiaków wpłynęły, głośno obwieszczając co lubią i czego słuchają. Praktyka to chwalebna i nowa na polskim rynku znanym raczej z podejścia w stylu: "ja lubiłem Santanę, kumpel słuchał Black Sabbath, założyliśmy grupę i oto jest przed wami nowa płyta, kochani". I co warto podkreślić, te wszystkie nazwy jak Les Savy Fav nie padają po to, by następnie bezwstydnie ich kopiować, ale po to by wejść z nimi w dialog.

Trudno znaleźć ewidentne przykłady, gdy słuchając jakiegoś utworu z "The Car is On Fire" narzuca nam się jakiś inny zespół. Może w "Scarlett O'Hara" czy "Sexy Flawless Waitress Rules" wpływ Dismemberment Plan, ale w pozostałych przypadkach? The Car Is On Fire należy po prostu, obok zespołów już wcześniej wymienianych, do grona spadkobierców postpunkowego dziedzictwa, tyle że grają z tych wszystkich formacji najbardziej przewidywalnie, łagodnie i cokolwiek by to znaczyło – popowo.

Dla osłuchanych w amerykańskiej i brytyjskiej muzyce niezależnej członków zespołu było jasne, że nie można sobie pozwolić na kompozycyjne dziury. Stąd równe trzydzieści pięć minut muzyki bardzo treściwej i znakomicie skonstruowanej. Gdy tylko zespołowi udaje się wymyślić jakiś ciekawy motyw, potrafią go błyskotliwie wyeksponować tak jak w przypadku "16 Days & 16 Nights". Wpadają też na tak świetne pomysły jak zaznaczenie głównego motywu "Cranks" pod koniec wcześniejszego utworu. "Cranks" jest lokomotywą całej płyty, najbardziej charakterystycznym kawałkiem, zbudowanym wokół zaraźliwego basowego riffu. Jest też jedyną na razie piosenką The Car Is On Fire, która zaistniała w mediach. Pozostały materiał należy ocenić jako równy, stojący na niezłym poziomie z kilkoma bardziej istotnymi momentami jak "No One Got Hurt, Fortunately" czy "Miss Nevada".

A więc jest fajnie, ale nie bardzo fajnie. Po pierwsze, znacząco obniżać ocenę musi irytująca barwa głosu Borysa Dejnarowicza. W kilku momentach jest to nie do zniesienia, choć czytałem recenzje wręcz przeciwne, co nakazało mi nieco zachować nerwy na wodzy. Druga sprawa to krótka żywotność płyty. Jest to produkt jednorazowy, błyskawicznie ujawniający wszystkie najmocniejsze strony, ale nie robiąc tego z ogromnym impetem, nie powala. Brakuje na albumie jakichś niepospolitych emocji czy momentów prawdziwie poruszających, co właściwie zarzutem nie jest, tylko po prostu ustanawia poprzeczkę, powyżej której The Car Is On Fire ocenić nie można.

Generalnie o tym, że mają ciekawą stronę internetową i nie kaleczą języka angielskiego nie trzeba mówić. Grupa daje wyraźnie do zrozumienia, że nie chce być porównywana do zespołu Offside czy Zakopower i nie żąda żadnej taryfy ulgowej, tak więc ciężko się ekscytować nimi jako nowym zjawiskiem na polskim ubogim rynku, choć niewątpliwie są fenomenem, zważywszy choćby na to o czym pisałem w pierwszym akapicie czy też na zupełną odmienność ich inspiracji od reszty polskich kapel. Konstatacji, że nie mają jeszcze swojego "Built In Girls" ani "Hold On To Your Genre" także nie będzie, bo tego jest świadom chyba w największym stopniu sam zespół. Ale że chyba są ambitni... to kto wie?

Jakub Radkowski (5 lipca 2005)

Oceny

Jakub Radkowski: 7/10
Jędrzej Szymanowski: 7/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Kamil J. Bałuk: 6/10
Tomasz Łuczak: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Piotr Szwed: 4/10
Witek Wierzchowski: 2/10
Średnia z 39 ocen: 5,87/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także