Ocena: 7

Morrissey

Live At Earls Court

Okładka Morrissey - Live At Earls Court

[Attack; 4 kwietnia 2005]

Morrissey revival trwa w najlepsze. Karuzelę rozkręcił ubiegłoroczny „You Are The Quarry” dzięki świetnym singlom, ale nie tylko, bo Moz powrócił z partią naprawdę solidnego materiału. Dzięki temu dziś może spić śmietankę wydając skazany na sukces album koncertowy. Zwłaszcza, że zarejestrowany 18 grudnia 2004 w obecności niemal osiemnastu tysięcy widzów w londyńskim Earls Court występ to zestaw (uff) osiemnastu popisowo wykonanych utworów.

Repertuarowo „Live At Earls Court” nie zaskakuje. Co prawda Morrissey od pewnego czasu konsekwentnie opiera się pokusie sięgania po swoje wielkie solowe hity („Suedehead”, „Last Of The Famous International Playboys”), jak i pieczołowicie selekcjonuje kompozycje The Smiths, odmawiając wykonania koncertowych faworytów jak „Panic” czy „This Charming Man”, ale tym bardziej zmniejsza to prawdopodobieństwo niespodzianki. W Londynie wykonał 7/12 „You Are The Quarry”, kilka starszych przebojów, covery „Redondo Beach” Patti Smith oraz „Subway Train” New York Dolls i pięć klasycznych singli Smiths. Zastanawiające, że kryterium doboru tych ostatnich jest chyba ich tempo. Wyjątek to tylko niezbyt skomplikowane „Bigmouth Strikes Again”. „How Soon Is Now?”, „Shoplifters Of The World Unite” i „Last Night I Dreamt That Somebody Loved Me” do najszybszych już nie należą. „There Is A Light That Never Goes Out” został zaś nienaturalnie spowolniony i nie działa to bynajmniej na jego korzyść. Zaraz, zaraz, czyżby Boz Boorer obawiał się mierzyć z legendarną sprawnością Johnny’ego Marra?

Wielka przyjemność z obcowania z koncertówką Morrisseya objawia się jednak nie na płaszczyźnie instrumentalnej. Hierarchia sceniczna jest odczuwalna aż za dosadnie. Moz poza świetną formą wokalną i wyluzowaniem interpretacyjnym (ach to „rrr”) praktycznie w każdej przerwie między utworami raczy publiczność jakąś myślą, która równie dobrze może być pustą, ale efektowną zbitką słów, co doskonałą filozoficzną sentencją. Co ma na myśli mówiąc it’s either this or prison przed „Friday Mourning”? Jak odczytywać the past is a strange place w kontekście „I Like You”? Jaki związek ma time will prove everything z treścią „The More You Ignore Me, The Closer I Get”? Pozostaje to tajemnicą Morrisseya, jednak nawet pomimo tego dodaje występowi niesamowitego kolorytu.

Rozpisywanie się o wersjach z „Live At Earls Court” nie ma większego sensu, bo one po prostu nie różnią się specjalnie od wykonań studyjnych – tak, refren „Irish Blood, English Heart” iskrzy jeszcze bardziej niż na płycie, „Shoplifters Of The World Unite” brzmi odrobinę ciężej, a „You Know I Couldn’t Last” wydłużono dzięki kakofonicznej końcówce do niemal siedmiu minut. Poza tym jednak nie ma większych zaskoczeń, ale nie traktujcie tego jako zarzutu. Klatki z dwudziestodwuletniej kariery najwspanialszego ekscentryka brytyjskiego rocka zostały wyselekcjonowane naprawdę dobrze. W konsekwencji „Live At Earls Court” wart jest chyba więcej niż którakolwiek z wcześniejszych składanek Moza.

Kuba Ambrożewski (19 czerwca 2005)

Oceny

Przemysław Nowak: 8/10
Tomasz Łuczak: 8/10
Kuba Ambrożewski: 7/10
Średnia z 7 ocen: 8,28/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także