Early Day Miners
All Harm Ends Here
[Secretly Canadian; 18 stycznia 2005]
Od wstydu i przesadnej skromności po otwartość i zdecydowaną odwagę. Zwięzły album Early Day Miners zaskakuje bogactwem treści i konsekwentnym dążeniem do z góry określonego celu. Dążeniem do zgrabnego ujęcia sedna cząstkowych doznań, składających się na pełnię smutku i radości, izolacji i otwartości, namiętności i nienawiści. I choć błądzenie pomiędzy przeciwległymi skrajnościami nie zawsze kończy się powodzeniem samej idei, to artystyczny efekt nieustannego dążenia do jej realizacji jest nad wyraz interesujący.
Album „All Harm Ends Here” mieści się w ramach emocjonalnego, wyciszonego shoegaze. Skromność bijąca od melancholii wokalu i opieszałych aranżacji nie jest fałszywa. Early Day Miners mają bowiem specyficzną zdolność do pisania magnetyzujących kompozycji, posługując się nieustannie tymi samymi środkami wyrazu. „Townes” czy „Precious Blood” to krystalicznie czyste, akustyczno – ekshibicjonistyczne wyznania liryczne. To, że opierają się one na nieco już przebrzmiałej melodyce późnego The Church i tylko nieśmiało starają się wprowadzić wokalne innowacje a la Radiohead („All Harm”), nie jest sednem twórczości Early Day Miners i nie powinno w najmniejszym stopniu osłabiać wymowy albumu. „All Harm Ends Here” jest przede wszystkim próbą wciągnięcia odbiorcy w wir epickiego poszukiwania prawdy o chwilowych odczuciach („The Way We Live Now”), zachętą do zwolnienia tempa, a wręcz zatrzymania ciągłej pogoni za dalekosiężnymi ambicjami. Co najciekawsze, nawet w tak dalece teoretycznych rozważaniach, Early Day Miners potrafią zaintrygować i porcjować napięcie, a tym samym trzymać słuchacza na wodzy od początku do końca nagrania. W ostatecznych rozrachunku i tak raczej nie dowiemy się wszystkiego, czego chcielibyśmy, lecz samo podążanie szlakiem rozmyślań „All Harm Ends Here” sprawia ogromną satysfakcję.
Może tak samo zabrzmieliby Red House Painters grający covery The Church? Może Low znacznie głębiej wnikał w treść relacji człowieka z otoczeniem? Nawet jeżeli odpowiedź na te pytania zabrzmi „tak”, to tylko Early Day Miners znaleźli złoty środek pomiędzy pretensjonalnym concept-albumem a efektywną formą intymnej komunikacji z odbiorcą. 40 minut poświęcone na sumienne przesłuchanie krążka wzbudza w nas rozmaite emocje. Jakie? Od wstydu i przesadnej skromności po otwartość i zdecydowaną odwagę.