Brazil
A Hostage and the Meaning of Life
[Fearless; 20 kwietnia 2004]
Kiedy w 2003 roku zadebiutowali EPką „Dasein”, nikt jeszcze nie wiedział jaki potencjał drzemie w niepozornym zespole o dość banalnej nazwie. Płytka przeszła zupełnie bez echa, plasując grupę gdzieś w ogonie amerykańskiej, niezależnej sceny rockowej, daleko w tyle za takimi tuzami jak Trail Of Dead, No Knife czy nawet Coheed & Cambria. Dziś słuchając tamtego wydawnictwa można co najwyżej przecierać oczy ze zdumienia. Brazil w przeciągu półtora roku zrobili ogromny krok naprzód i debiutanckim longplay’em udowodnili, że pomimo małego doświadczenia, są już właściwie w pełni ukształtowanym i dojrzałym zespołem.
Zaletą muzyki Brazil jest umiejętne balansowanie pomiędzy chęcią naśladowania swoich idoli, a eksperymentatorstwem, które w przypadku innych zespołów często prowadzi prościutko donikąd. Pomysł na granie nie jest bardzo oryginalny – wystarczy chwila obcowania z materiałem zawartym na „A Hostage and the Meaning of Life”, aby bardzo precyzyjnie odgadnąć, jakie płyty można było znaleźć w lokalnym sklepie muzycznym w Muncie. Na półki chłopaków z Brazil bez wątpienia trafiły nagrania Sunny Day Real Estate i At The Drive-in – zwłaszcza odwołania do tego drugiego zespołu są wyraźne (żeby nie powiedzieć, że nachalne). Inspiracje kapeli sięgają jednak także dalej w przeszłość, zahaczają o Pixies, Sonic Youth i zatrzymują się gdzieś na wysokości Pink Floyd.
Oczywiście tak jak w przypadku większości innych wykonawców, tak i zespołowi Brazil można to i owo zarzucić. Jedni powiedzą, że chłopaki zbyt mocno wzorują się na starszych kolegach, inni, że ich muzyka jest zbyt ciężkostrawna jak na dzisiejsze nowofalowe standardy. Nie da się ukryć, że w obu stwierdzeniach jest odrobina prawdy. Osoby, które miały kłopoty ze strawieniem debiutu The Mars Volta z pewnością zakrztuszą się także muzyką Brazil. Zespół w kilku kawałkach zbliża się ewidentnie do weteranów z El Paso, wykorzystuje podobne sztuczki aranżacyjne i kompozytorskie (jak choćby zmiany tempa czy dawkowanie ładunku emocjonalnego). Bardzo często motyw utworu nie jest oparty na riffie wygrywanym na prowadzącej gitarze, lecz buduje go duet gitar. Dopiero one w kolaboracji ze sobą tworzą skomplikowaną linię melodyczną. Typowo rockowa stylistyka jest wzbogacona bardzo wyraźnymi klawiszami, które stają się dominującym instrumentem na tle kakofonii przesterowanych gitar. W kilku utworach na pierwszy plan wybijają się także smyczki. Ten pozorny chaos wyrasta jednak z post emo-core’owej tendencji do urozmaicania aranżacyjnej surowości nowoczesnymi efektami. Wydaje się wręcz, że tak mógłby brzmieć następca „Relationship Of Command”, zważywszy na kierunek, jaki po rozpadzie At The Driver-in obrali Cedric i Omar. Zastrzeżenia można mieć natomiast do dość pretensjonalnych chwilami i mocno niejasnych, quasi-proroczych tekstów piosenek. Na pewno nad tym elementem trzeba będzie w przyszłości popracować.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wcześniejszych nagrań zespołu. Słuchając ich nie sposób nie zauważyć progresu, jeśli chodzi o warsztat muzyków, a także umiejętności kompozytorskie i pomysłowość. O ile materiał „Dasein”, pomimo że o ponad połowę krótszy, potrafił wywołać mimowolne ziewanie, o tyle longplay „A Hostage…” jest w całości wypełniony utworami, które przykuwają uwagę. Jedynie przy dwóch ostatnich kawałkach na płycie, zbudowanych na zasadzie intro – kompozycja właściwa, można postawić znak zapytania. Zamykający album „Fatale and Futique” jest świetnym hołdem złożonym prog-rockowi lat siedemdziesiątych, tyle że zupełnie nie pasuje jako zwieńczenie, nowoczesnej bądź co bądź, płyty. Nie wpływa to jednak negatywnie na obraz albumu jako całości, tym bardziej, że pozostałe kawałki bez wyjątku powodują przyspieszone bicie serca.
Takie zespoły jak Sparta czy Brazil usilnie starają się ukoić nieco nasz ból po utracie At The Drive-in. W jakim stopniu im się to udaje, pozostawiam osobistej ocenie każdego fana muzyki rockowej. O ile jednak ze strony Sparty, jako zespołu, który powstał na gruzach amerykańskiej legendy, można się było spodziewać wysokiego poziomu, o tyle debiut Brazil jest miłym zaskoczeniem, które pozwala wierzyć w siłę nowej zmiany na scenie emo-core. I chyba właśnie tym bardziej przyjemna w odbiorze jest muzyka formacji z Muncie.