sx screenagers.pl - recenzja: Blonde Redhead - Misery Is A Butterfly
Ocena: 6

Blonde Redhead

Misery Is A Butterfly

Okładka Blonde Redhead - Misery Is A Butterfly

[4AD; 15 marca 2004]

Zaczynali jako epigoni Sonic Youth. Niedawno przeszli do wytwórni 4AD i ich styl zmienił się diametralnie. Blonde Redhead nie są już undergroundowym, intrygującym dysonansowym brzmieniem, zespołem. Blonde Redhead stali się słodcy jak zagęszczone mleko w tubie. W niewielkich ilościach smakują całkiem nieźle, większa dawka może wywołać mdłości. A oto konkrety. Płyta „Misery Is A Butterfly” została fantastycznie wyprodukowana. Każdy dźwięk jest na niej wypieszczony jak chromowane ozdóbki na eleganckiej limuzynie. Wszystkie brudy i męty zostały starannie wymiecione i usunięte poza zasięg uszu. Słuchacz jest w stanie wychwycić każdy dźwięk, każdy drobiażdżek ukryty w misternie utkanej strukturze utworów. Jednym słowem: wszystko brzmi ślicznie. I to chyba największy problem. Blonde Redhead zawsze był zespołem lubiącym smętne, ciągnące się nieznośnie piosenki o niczym, jednak były one naturalnie kontrowane przez utwory energetyczne, hałaśliwe, bezkompromisowe. Z tej „sonikowej” estetyki niewiele pozostało. Właściwie jeden jedyny utwór przypomina niegrzeczne oblicze tria z Nowego Jorku: „Equus” z chwytliwym gitarowym riffem i wariackim refrenem wykrzyczanym przez Kazu Makino. Reszta to żałobnie piękne kompozycje w stylu... 4AD. Wyznawcy This Mortal Coil, przybył wam kolejny obiekt uwielbienia!

Ale spokojnie, jeśli jesteście naprawdę wiernymi fanami Blonde Redhead, nie odchodźcie jeszcze od komputerów. Płyty słucha się całkiem przyjemnie. Marzycielski, „kozi” głos Amadeo Pace i nieco piskliwy śpiew Japonki Kazu Makino urzekają jak dawniej. W „Pink Love” śpiewają nawet po raz pierwszy w duecie! Kompozycje tym razem zostały zdominowane przez instrumenty klawiszowe oraz smyczkowe. Na duże uznanie zasługuje praca sekcji rytmicznej; kapitalnie zapętlone rytmy perkusji i chirurgicznie precyzyjny bas trzymają w ryzach rozpływające się w niebiańskim klimacie piosenki – posłuchajcie choćby „Melody”. Gitary jest mało, ale potrafi mile zaskoczyć. Kapitalnie wypada oszczędny motyw w pieśni tytułowej, prawie tak, jakby zagrała w nim PJ Harvey... W „Elephant Woman” magiczny klimat wytwarzają rozdygotane smyki, a Kazu śpiewa naprawdę ładnie. Z kolei „Messenger” to Amadeo: melancholijny, kojący, nocny. Do najlepszych momentów na płycie zaliczę też „Falling Man” – szkoda, że w pozostałych kompozycjach brak tej gitarowej motoryki, tu świetnie współgrającej z prostym motywem granym na pianinie. Tak powinien grać ten zespół, jeśli już postanowił zejść ze ścieżki gitarowej awangardy.

Teksty mogą się podobać, mogą też drażnić. Wszystko zależy od tego, jak do nich podejdziecie. Mimo wszystko, nawet tak pretensjonalne słowa, jak choćby te poniższe, da się przełknąć. W końcu to tylko kreacja, prawda?

Remember when we found misery

We watched her, watched her spread her wings

And slowly fly around our room

And she asked for your gentle mind

Misery is a butterfly

Her heavy wings will warp your mind

With her small ugly face

And her long antenna

And her black and pink heavy wings

Trudno pochwalić drogę, jaką wybrali Blonde Redhead. Z symbolu niezależności i nieposkromionej fantazji stali się kolejnym przedstawicielem alternatywnego mainstreamu. „Misery Is A Butterfly” słucha się przyjemnie, ale bez większych emocji. Płyta na taki wieczór, kiedy nic ciekawego nie ma w telewizji, a poprzedniego dnia nierozważnie pożyczyliśmy kumplowi nasze najlepsze kompakty.

Marceli Frączek (9 lutego 2005)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 7/10
Kasia Wolanin: 6/10
Marceli Frączek: 6/10
Średnia z 18 ocen: 7,55/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także