sx screenagers.pl - recenzja: Vast - Nude
Ocena: 8

Vast

Nude

Okładka Vast - Nude

[456 Entertainment; 25 lutego 2004]

Vast zaistniał w mojej świadomości niesamowitą płytą „Music For The People”. Połączenie kwadratowych riffów, „depeszowskiego” podkładu rytmicznego i świetnie zaaranżowanych smyczków dawało wrażenie czegoś świeżego i nowatorskiego. Ciągle mam w pamięci „We Will Meet Again” z tą słodką i odurzającą niczym opium (perfumy!) grą orkiestry z Bombaju oraz temat „Lady Of Dreams”, który tak pięknie ilustrował nieistniejący film... Dlatego do przesłuchiwania najnowszej płyty zespołu Jona Crosby’ego podchodziłem z pewnym niepokojem. Czy uda im się utrzymać ten wysoki poziom? Czy nie pójdą na łatwiznę nagrywając „Music For People vol. 2”?

„Nude” rozpoczyna się dokładnie tak, jak można się było spodziewać. Syntetyczny podkład, elektroniczne bajery, mordercze uderzenie gitary i patetyczny głos Crosby’ego składają się na niezły, ale odrobinę wtórny kawałek w stylu, jaki Vast wypracował na „Visual Audio Sensory Theatre” w 1998 roku. Potem robi się już znacznie ciekawiej. Elektronika płynnie przechodzi w żywą perkusję i bas, przesterowane gitary mieszają się z akustycznymi brzmieniami „pudeł”. Kompozycje wzbogacają zapętlone kobiece wokalizy nagrane przez Theatre Of Voices, tu i ówdzie pojawiają się nienachalne smyczki, fortepian, nawet dudy. Nad tym precyzyjnie skonstruowanym kolażem dominuje natchniony wokal Jona, który stara się jak może (z niewielką pomocą realizatora dźwięku), by nie brzmiał on tak monotonnie, jak na poprzednich płytach.

Vast wyrasta na prawdziwie dojrzały zespół. Na „Nude” nie ma żadnej wpadki, żaden z utworów nie zasługuje na miano zbędnego. W każdej piosence tkwi jakiś haczyk, który przyciąga z nieodpartą siłą, nie pozwala na użycie przycisku „przeskocz dalej”. Najlepsze numery? Wybór jest trudny, ale niech to będzie „Be With Me” z „kowbojskim” riffem gitary akustycznej powtarzanym przez bas, „Winter In My Heart”, którego epicki rozmach nieodparcie kojarzy się z „Marianne” Tori Amos (partia orkiestry jest naprawdę porywająca!), niech to będzie „I Need To Say Goodbye”, w którym tak zaskakująco z rygorów cyfrowych urządzeń wymyka się szalejący żywy bas, w końcu „I Can't Say No (To You)” z klaustrofobicznymi zwrotkami i refrenami, w których łapiemy głęboki oddech.

Osobny akapit trzeba poświęcić zamykającemu płytę „Desert Garden”. Ten niepozorny utwór daje pojęcie, jak brzmi Vast, kiedy obedrzeć strukturę ich kompozycji z wyrafinowanej techniki, nakładających się na siebie warstw dźwięków, wszystkich tych studyjnych szmerów-bajerów. Pozostaje tylko prosty motyw grany na gitarze, łamiący się głos Jona i szum taśmy. I piosenka, która wbija się głęboko w mózg, jak niektóre kawałki Coldplay czy Radiohead. Gdyby Vast nagrał kiedyś całą taką płytę – surową i nieskomplikowaną – mógłby uszczęśliwić wielu ludzi.

Wygląda na to, że pod wpływem nowej płyty Vast człowiek (recenzent też człowiek!) popada w patos i egzaltację. Nie da się ukryć, że jest to muzyka, w której forma przytłacza treść. Teksty trudno określić poezją, na szczęście nie rażą też banałem. Liczy się przede wszystkim muzyka, ten złożony konglomerat dźwięków, który stanowi o wyjątkowości zespołu. Udało im się nagrać świetną płytę i z czystym sumieniem mogę namawiać do jej kupna. Tym bardziej, że – podobnie jak „Music For The People” – została wydana w naszym muzycznym zaścianku.

Marceli Frączek (1 lutego 2005)

Oceny

Marceli Frączek: 8/10
Średnia z 4 ocen: 8,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także