Björk
Medúlla
[30 sierpnia 2004; One Little Indian]
— Nooo, to puść mi wreszcie tę nową Björk.
Uradowany pobiegłem do odtwarzacza. Nawet jeśli ktoś darzył poczciwą „Vespertine” sympatią, musiał doznać wstrząsu na wieść, że nowy album Islandki będzie niemal w zupełności a capella. To, co było doskonałym uzupełnieniem minimalistycznej elektroniki, pozytywek i smyczków, samo w sobie odstrasza patosem i nudą. Mowa oczywiście o chórach. Zawsze trzeba przygotować się na najgorsze; niech już ta Björk wyda jakiś kompletnie nużący, mdły album, potem może znów będzie lepiej. Ale nie, to nie ta bajka, nie ta osoba. Dlatego ucieszyłem się, że będę mógł to wreszcie komuś udowodnić.
Kolega pół życia był perkusistą metalowych zespołów, stąd wiedziałem, że „Where Is The Line?” jest stworzone dla niego.
— I jak?
Miałem nadzieję, że otworzy się na te, hm, nowe doznania muzyczne. Zaśpiewajmy bas, zaśpiewajmy gitary, zaśpiewajmy perkusję. Chóry, dyszenie, gwizdanie, imitowane przestery, agresywny tekst. Ogólnie dużo hałasu.
— Świetne.
Niestety mojemu przyjacielowi nie udało się namówić pozostałych członków swojego zespołu do coverowania tej piosenki. Ignorancja. Co z tego, że a capella? Liczy się treść, nie forma. Tak jakby ktoś powiedział, że nie da się nagrać techno bez użycia komputera. Phi. Chyba przegapił otwarcie olimpiady w Atenach i przez całą jesień unikał radia, gdzie można było usłyszeć „Oceanię”. Delikatna melodia łagodzi ciężki beat, a niemal niemożliwe do zaśpiewania partie chóru uwydatniają niezwykle bogatą warstwę liryczną utworu. Niewiarygodne? Przecież jest jeszcze drum’n’bassowe „Who Is It?”, chwytliwe i radosne, tętniące pierwotną radością życia, która cechowała wcześniejsze kompozycje Islandki. A bawić się można do elektro-funkowego „Triumph Of A Heart”, gdzie beat miesza się z perkusją, a dzieła dopełnia... trąbka.
Björk przyznała jedynie, że jej głównym grzechem było krojenie dźwięków — większość faktycznie jest pozbawiona obróbki. Musi być dumna, z tego, co stworzyła. Bo od albumu ani przez moment nie wieje nudą, wręcz przeciwnie, poraża różnorodnością i bogactwem muzycznych inspiracji. Główną ideą przyświecającą artystce było pogaństwo oraz wszystko, co związane z pierwotnością. Tytuł „Medúlla” oznacza nie tyle szpik, co wewnętrzną część jakiegokolwiek organu lub tkanki. Płyta jest więc hołdem złożonym ciału. Nie powinny dziwić zmysłowe jęki i oddechy w „Pleasure Is All Mine”, którego ładunek emocjonalny przywodzi na myśl najbardziej intymne momenty „Vespertine”. Ślad po niedawnym macierzyństwie Björk odnajdujemy w „Mouth’s Cradle”, a o czymś bardziej pogańskim niż gardłowe improwizacje Eskimoski Tanyi Tagaq przy akompaniamencie (tym razem prawdziwego) pianina w „Ancestors” marzyć nie możemy. Miłośnicy liryki również znajdą tu coś dla siebie, mamy przecież ulotny hymn „Vökuró” autorstwa znanej islandzkiej kompozytorki Jórunn Viðar do tekstu poetki Jakobíny Sigurðardóttir. Tytuł można przetłumaczyć jako „cisza bycia przebudzonym”, co znajduje doskonałe odzwierciedlenie w muzyce. „Sonnets/Unrealities XI” to interpretacja wiersza Cummingsa, a subtelne piękno odnaleźć można w „Desired Constellation”, którego dźwięki zostały tym razem elektronicznie wygenerowane z sampla głosu Björk przez Ensemble (tego od „Sketch Proposals”). W „Submarine” słynny wieloskalowy głos Roberta Wyatta bezlitośnie odciska na albumie swoje dżezowe piętno. Najróżniejsze muzyczne rozmaitości spojone brzmieniem. Czego chcieć więcej?
Wiele osób mówiło, że płytę będzie można ocenić dopiero w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdyż teraz nie da się jej nijak sklasyfikować. Ja nie wiem, na co czekać, chyba nie na to, aż rozkręci się wielki biznes beatboxingowy, najsłynniejsze światowe chóry będą rywalizować o pierwsze miejsca list przebojów, i żeby można było wtedy powiedzieć no, w sumie to „Medúlla” była lepsza…? Eh. To chyba ja jestem ten inny, bezproblemowy odbiór płyty przy pierwszym przesłuchaniu. Dobry rock dalej będzie dobrym rockiem, nawet jeśli zagramy go na harfie. Z tym albumem jest tak samo.
Kilka dni później od naszego spotkania ojciec mojego kumpla usłyszał dochodzące z jego pokoju „Triumph Of A Heart”, i gdy dowiedział się, że nie użyto w nim instrumentów, przysłuchał się uważniej, po czym dodał tylko:
— I widzisz, trzeba było się nauczyć śpiewać, tyle pieniędzy poszło na tę twoją perkusję…