Ocena: 8

Kid Dakota

The West Is The Future

Okładka Kid Dakota - The West Is The Future

[Chairkickers Union; 19 października 2004]

Obcując po raz pierwszy z tą płytą przeżyłem swoiste deja vu. A może bardziej powtórkę z rozrywki. Przypomniałem sobie moment, gdy pierwszy raz słuchałem debiutanckiego albumu zespołu Low. Smutek tamtych dźwięków pozostał ze mną na bardzo długo. Smutek, który napełniał jednak moje serce radością, bo przecież odkąd pamiętam kochałem przygnębiającą muzykę. W tym roku minęło dziesięć lat od ukazania się „I Could Live In Hope”. Dlatego też grupka artystów postanowiła złożyć hołd triu z Minnesoty. Nagrali oni własne interpretacje piosenek, choć wiem, że to niezbyt trafne słowo, z tamtej płyty. To tam po raz pierwszy natrafiłem na tę nazwę. Kid Dakota. Nie mogłem nie zwrócić na nich uwagi z prostego powodu. To właśnie im przypadło w udziale moje ulubione „Lullaby”. I o dziwo, mimo moich obaw, nie zepsuli tej pieśni. Dodatkowo okazało się, że rok 2004 przyniósł ich drugą płytę zatytułowaną „The West Is The Future”. I to w tym przypadku jest najważniejsze.

Alt-countrowe ballady spotykające epicki noise-rock, nie pozwalają ani na moment zapomnieć ile grupa zawdzięcza tym, którym zdążyła złożyć hołd. I tutaj ktoś mógłby stwierdzić, że po co nam kolejna muzyczna kalka. Sprawa jednak wygląda nieco inaczej gdy ta „kalka”, nagrywa najlepszy album Low od czasu ich debiutu. Co ciekawe, nagrywa go dla wytwórni „tamtych”, w towarzystwie Zaka Sally’ego. Jednak nie on jest tutaj centralną postacią. Rządzi i dzieli Darren Jackson, a bardziej jego głos. Głos, który sprawia, że możemy go nazwać nieślubnym dzieckiem Thoma Yorke’a, a jednocześnie pozwala zaznaczyć kolejny punkt na mapie poszukiwań zagubionego ogniwa pomiędzy „The Bends” a „OK Computer”. Wzorce doprawdy wspaniałe. To samo można powiedzieć o dźwiękach. Choć to na pewno płyta trochę bardziej melancholijna niż wydany dwa lata wcześniej debiut „So Pretty”. Tutaj ta mieszająca się dwubiegunowość zmierza jednak w stronę spokojniejszego grania. Aczkolwiek w otwierającym album „Pilgrim”, abstrahując od jazzującego wstępu, proporcje rozkładają się po równo, by w końcówce nawet przechylić szalę zwycięstwa na stronę rockowej energii. Z kontrastów zbudowany jest również następujący po nim „Homesteader”. Patetyczno-orkiestrowe fragmenty, z efektem nakładających się głosów (gościnny udział pozostałej „lowowskiej” dwójki, Alana Sparhawka i Mimi Parker), sąsiadują tu ze spokojnymi zwrotkami, w których Darren przeistacza się we wspomnianego lidera „radiogłowych”. Sam utwór zaś idealnie wpasowuje się pomiędzy „Exit Music (For A Film)” a „Let Down”. W dużej mierze „mówiony” „Pine Ridge”, w częściach śpiewanych znów kojarzy nam się ze śpiewakiem z Oksfordu. Jako tło muzycy budują tutaj niepokój, który do końca pozostaje przyczajony. Po najbardziej dynamicznym i jednocześnie najbardziej przebojowym, choć myślę, że to słowo obce jest autorom „The West Is The Future”, „Ivan”, zaczyna się już sad-core’owa jazda bez trzymanki. Jest głównie wolno, lub jeszcze wolniej. Jest pięknie, lub jeszcze piękniej. Jest smutno, lub jeszcze smutniej. Walcowato-radioheadowe „Ten Thousand Lakes”, czy rozmarzone, najlepsze na płycie, zdaniem piszącego te słowa, „2001”, sprawiają, że do tej płyty wracał będę przez najbliższych kilka miesięcy.

Pojawiło się w tej recenzji kilka nazw. Dorzucić możecie sobie jeszcze do nich Neila Younga i Sparklehorse. Jednak w żadnym wypadku, z powodu tych powinowactw, nie skreślajcie tego zespołu i tej muzyki. Przecież na palcach jednej ręki można policzyć dziś tych, którzy wytyczają nowe muzyczne ścieżki. Interpol? Joy Division. Of Montreal? Beach Boys. Kasabian? Primal Scream. Co więc pozostaje nam zrobić? Chyba tylko postawić na emocje i muzyczną wrażliwość, których akurat na drugiej płycie Kid Dakoty nie brakuje. Jedna z pozycji obowiązkowych jeżeli chodzi o rok 2004. Zwłaszcza dla tych, którzy planują wyprawę samochodem wzdłuż Stanów Zjednoczonych. A więc, nie zapomnijcie do odtwarzacza w Waszym kabriolecie włożyć „The West Is The Future”. To będzie niezła ścieżka dźwiękowa do takiej podróży. Kino drogi w muzycznym wydaniu.

Darek Depczyński (2 stycznia 2005)

Oceny

Kamil J. Bałuk: 7/10
Witek Wierzchowski: 7/10
Piotr Wojdat: 6/10
Średnia z 13 ocen: 7,61/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także