Pogodno
Pielgrzymka Psów
[Sony; 2004]
Umarł król, niech żyje król! Pogodno wciąż istnieje i ma się dobrze, pogłoski o rozpadzie kapeli śmiało potraktować możemy jako żart lub chwilową słabość jego członków. I tak jak trzymali w niepewności przez jakiś czas, tak wydając "Pielgrzymkę Psów" pokazali najbardziej kompletne i dojrzałe oblicze swojej twórczości, serwując jednocześnie jedną z najlepszych polskich płyt tego roku. Bezapelacyjnie i bez żadnej dyskusji.
Osiągnięciem szczytowym grupy wciąż pozostaje dla mnie "Sejtenik Miuzik & Romantik Loff", z jego psychodeliczną, transową głębią i dojrzewającym wówczas, dwuznacznym humorem, który stał się na długo wizytówką zespołu. Wraz z pojawianiem się kolejnych płyt entuzjazm malał, a to poprzez zbyt skrajną wesołość i konceptualną swojskość ("Hajle Silesia"), czy też przez nie do końca udany flirt z literaturą ("Tequilla"). Wszystkie te drobne minusy nie mogły jednak wpłynąć na skreślenie Pogodno z muzycznej mapy Polski. Grupa posiada bowiem rzadką cechę stanowiącą o oryginalności, charakteryzującą się w świetnie wypracowanym brzmieniu, syntezie niejednoznacznych inspiracji i nawiązań, wreszcie w wyrobionym wizerunku scenicznym, na który największy wpływ miała charyzma lidera - Jacka Szymkiewicza. Pogodno to po prostu zespół szczególny. Z wszystkimi wadami i zaletami, jakie niesie ze sobą to stwierdzenie.
To, że Pogodno grzeszy wyuzdaną, niemal zabawową elokwencją, powoli staje się truzimem. Sens tego truizmu polega jednak nie na banalności przekazu, lecz na tym, że przesłanie zespołu stało się powszechnie rozpoznawalne. Przewrotnie więc, zamiast nieść ze sobą coś utartego i stęchłego, Pogodno, działając na tym samym poziomie twórczego humoru, nie zatraca nic ze swej świeżości, wciąż proponując nowe rozwiązania.
Na "Pielgrzymce" humor po raz kolejny dojrzał. Ta wznosząca gradacja szczególnie widoczna jest we współistnieniu dwóch najważniejszych kontekstów: muzyki i słów. Tekst idealnie wpasowuje się w ramy muzyczne, dopełniając udanej całości. I to zarówno w kawałkach bliższych prostolinijnemu odbiorowi ("Człowiek Doskonały", "Prezydent"), jaki i tych niejednoznacznych ("Jaksy Draksy", "Hau", "Keks"). Zwraca uwagę świetna produkcja - klarowne brzmienie, wyraźne wokalizy, doskonałe aranżacje instrumentów dętych. Nowością są ballady bliskie tradycyjnym utworom pop-rockowym, wyważające szybkie, energetyczne utwory i dodające płycie subtelnego kolorytu. Zdecydowanym plusem jest też wokalny udział w kilku numerach Anny Brachaczek, basistki śląskiej grupy Transfuzjon, której głos przynosi skojarzenia z wokalistkami grup avant- popowych. Nie ulega jednak wątpliwości, że największe wrażenie robią utwory, w których Pogodno czuje się najlepiej, czyli utwory na wskroś energetyczne. Tu prym wiedzie znakomity "Hau", gdzie pochód basowy i dęciaki wprost zapraszają do tańca. Do tego świetny tekst podkreślający przaśność śląskiej lokalności ("Moja jedyna miłość to Ruch i Huta Łaziska"), stanowiący krótkie nawiązanie do płyty "Hajle Silesia". Murowany kandydat na polski alternatywno-taneczny numer roku. Natomiast potwierdzeniem szalonej różnorodności jest piosenka "Komunie" z charakterystyczną manierą country a la Mitch & Mitch. O wiele mniej mamy psychodelii znanej z pierwszej płyty, czy wspomnianego wcześniej "Sejtenika", nie wpływa to jednak w żadnym wypadku na całościowy negatywny obraz materiału. Jej brak wynagradza nam potężna dawka mieszanki stylistycznej, czy po prostu świetnych melodii, jak w "Uśmiech Się". A dochodzą do tego jeszcze motywy punk-rockowe ("Je, je, je"), dream-rock prawie jak u Mercury Rev ("If you"), czy coś na kształt rapowanej melodeklamacji ("Warsaw"). Ciekawostką jest udział wielkiego fana Pogodno - Stanisława Soyki - w utworze "Komunie", gdzie zagrał solo na skrzypcach, i w radiowej wersji "Uśmiech Się", którą kończy jego charakterystyczny zaśpiew.
Na koniec należałoby wspomnieć o labelu Hajle Silesia, który wydając w tym roku nowe płyty Pogodno, Bratów z Rakemna i Budynia, zaczyna spełniać rolę wyznacznika w polskiej kulturze alternatywnej i świadomie przecierać nowe szlaki. To rzecz wiadoma, że wszystkie trzy projekty przenikają się wzajemnie i tworzą je ludzie bardzo dobrze znani sobie nawzajem. Dobrym znakiem może być jednak to, że pozycje te są dobre na tyle, by wybić się zdecydowanie ponad naszą muzyczną szarzyznę i zaproponować muzykę daleką od tandety. I nie ma tu znaczenia, że jest to stosunkowo hermetyczne grono, ważne jest to, co mają do zaproponowania. A mają więcej niż inni. To dobry sygnał na przyszłość.