Ocena: 4

Gravenhurst

Flashlight Season

Okładka Gravenhurst - Flashlight Season

[Warp; 2004]

"Flashlight Seasons" to zbiór akustyczyno-psychodelicznych kołysanek. Nick Talbot jako Gravenhurst łączy na swej debiutanckiej płycie melodykę znaną z folkowych ballad, nadając jej ascetycznego brzmienia samotnej gitary. Sterylne kompozycje, nie skażone choćby krztyną niepoprawności i defektów, układają się w zalążek sentymentalizmu i bezbłędnego piękna. Ideał? A skąd. Jak głosi porzekadło, czekając na ideał całe życie spędzimy w poczekalni. Treści na "Flashlight Season" oferują oczekiwanie urozmaicone różnorodną tematyką, lecz zarazem pełne stateczności.

W Gravenhurst cała muzyczna warstwa albumu ginie w jednym potoku muskanych, dźwięcznych strun gitary. I choć z elektronicznych korytarzy "Tunnel", Talbot przechodzi nagle do eterycznej gitary w "Ice Tree", to zabiegi te przywołują najwyżej skojarzenie ze znaną frazą "o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny". Ponadto, w przypadku Gravenhurst dźwiękowe krople deszczu dzwonią tylko raz, po czym spływając po szybie zlewają się w jednolity, krystalicznie czysty strumyczek. Melodie stają się płynną, lecz trudną do rozdzielenia masą. Wszystko to zachęca do ztopienia się duszą z wietrznym i wilgotnym przełomem jesieni i zimy. To przeżycie o tyleż kuszące, co ryzykowne i na dłuższą metę niezbyt praktyczne i mało wygodne dla słuchacza. Owa lawina liryzmu jest bowiem bardzo pojemna. Swoje miejsce znalazł tu strach i odwaga, dobro i zło, a nawet obroduszność i przemoc. Nick Talbot potrafi jednym tchem od tematyki podżynania gardła ("I Turned My Face To The Forest Floor") wycofać się do myśli o odrzuconej miłości ("The Diver"). Brakuje tutaj magii ostatniego albumu Nicka Cave'a z symbiotycznym współistnieniem tekstów i muzyki. Z "Flashlight Season" nie dowiemy się, jaka jest różnica pomiędzy rzeźnikiem a chirurgiem. Znaczenie piosenek ginie pośród rozmijających się linii liryki i dźwięku.

Wokal Talbota to wypadkowa barw głosu Damiena Rice'a i Erika Glambeka z Kings Of Convenience. Lecz o ile ci dwaj artyści wplątują w swe wokalizy rozmaite koloryty brzmień, o tyle Talbot jest zabójczo monochromatyczny. Ta sama intonacja i brak jakichkolwiek różnic w emocjonalnym ustosunkowaniu się do poruszanych problemów sprawia, iż Gravenhurst traci na wiarygodności. Na tle dalekiego od doskonałości śpiewu Talbota, wyróżnia się za to instrumentalna kompozycja "East Of The City", najbardziej zawiły i niejednoznaczny utwór na "Flashlight Season". Ale chyba nie o to tutaj chodziło?

Debiut Gravenhurst należy potraktować jako ciekawostkę. Możemy zawieść się, oczekując emocjonalnej eksplozji. Nie odszukamy też tutaj psychicznego ukojenia. Wydaje się, że w trakcie rejestrowania nagrań na "Flashlight Season" Nick Talbot zapomniał, co tak naprawdę chciał osiągnąć. W efekcie, otrzymaliśmy produkt o wielkich ambicjach, lecz niestety skromnej efektywności.

Łukasz Jadaś (3 listopada 2004)

Oceny

Średnia z 2 ocen: 5,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Grav
[5 stycznia 2015]
Doskonała płyta. W ogóle nie monotonna. Za to wypełniona podskórnymi emocjami. Niestety artysty nie ma już z nami, ale pozostały jego piękne płyty
PS. To nie był debiut Talbota.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także