Ocena: 6

The Libertines

The Libertines

Okładka The Libertines - The Libertines

[Rough Trade; 30 sierpnia 2004]

Pamiętam całkiem dobrze dzień, kiedy pierwszy raz wszedłem na Screenagers. Były to okolice maja 2003 roku. Kojarzę też, że nie spodobała mi się wówczas tylko jedna rzecz. Mianowicie wywód na temat "Up The Bracket" The Libertines autorstwa "jakiegoś tam" Koali. Pomyślałem: "hej, stary, czy my aby na pewno słuchaliśmy tej samej płyty?". I choć niechęć mojego redakcyjnego kolegi do Petera, Carlosa, Johna i Gary'ego nadal pozostaje dla mnie jedną z największych zagadek tego miejsca, dziś na myśl o tamtym wieczorze uśmiecham się już szeroko.

Drugi album The Libertines pojawia się na rynku dwa lata po debiucie. Niestety, wszystko wskazuje na to, że zespołowi nie udało się w pełni udźwignąć ciężaru pierwszej płyty, jednej z najważniejszych brytyjskich pozycji ostatnich lat. Sporo utworów zdaje się powielać patenty, które decydowały o dotychczasowym powodzeniu kwartetu. Singlowe "Can't Stand Me Now" to młodszy brat "Don't Look Back Into The Sun". Z kolei "The Man Who Would Be King" zaczyna się niemal identycznie, jak "Tell The King" (sic!). Zamazuje to nieco pozytywny odbiór tych niewątpliwie dobrych i w pełni skończonych piosenek. To drugie nie jest niestety regułą na "The Libertines". Łatwo znaleźć tu bowiem kilka dwuminutowych szkicy kompozycji, sprawiających wrażenie przerywników i irytujących często swoją niedbałością i prowizorką. Nie posiadam informacji, czy jest to zabieg zamierzony, niemniej jednak np. "Campaign Of Hate" pomimo swojego niezaprzeczalnego potencjału, należy traktować w kategoriach motywów zmarnowanych. Z kolei stylizowany na lekkie retro "Road To Ruin" brzmi jak przydługi odrzut z pierwszej płyty The Coral. Nudzą ewidentnie bisajdowe, zbyt luzackie "Don't Be Shy" czy punkujące "The Saga". The Libertines jeszcze raz czy dwa dopuszczają się tu takich drobnych oszustw, podając słuchaczowi ledwie zalążki dobrych piosenek zamiast wartościowych i dopracowanych utworów.

Nie znaczy to jednak, że Pete i Carl zapomnieli jak pisze się dobre kompozycje. Urzeka "Music When The Lights Go Out", który przypomniał mi o "Radio America". Tego najspokojniejszego utworu z debiutu jako jedynego nie udało mi się nigdy polubić. Brakowało mu jakiegoś zaczepnego motywu, tego życia, którym tętniła cała reszta. Tutaj ten odśpiewany w duecie, najbardziej wyciszony fragment, ujmuje. Wyszło im też przy okazji zupełnie zaskakującego jakimś "pozytywkowym" motywem w środku "The Ha Ha Wall", czy figlarnego "What Katie Did" ("siup siup"). Jeśli chodzi o punkowe wymiatacze, całkowicie zadowalające jest niespełna półtorej minuty "Arbeit Macht Frei".

To wszystko nic, bo tym, co nie pozwala stracić wiary w Doherty'ego i Barata jest dopiero kompozycja ostatnia. "What Became Of The Likely Lads" dysponuje zadatkami na nowy hymn tego zespołu i być może wkrótce wyśle na zasłużony odpoczynek ulubioną pieśń romantycznych łobuzów, czyli pamiętne "Time For Heroes". Wybaczę ci w piosence, którą nazwiemy "The Likely Lads", czyż po wszystkich przejściach Carla i Pete'a nie brzmi to niczym deklaracja dwóch najlepszych na świecie przyjaciół? A kiedy na: if that's important to you jednego, drugi odpowiada: it's important to me, wierzę we wszystkie ich pojednania i braterskie uściski z pierwszych stron gazet.

Pomimo niezaprzeczalnych niedoskonałości drugiego albumu, The Libertines wciąż pozostają jednym z barwniejszych zjawisk nieco niemrawej ostatnio brytyjskiej sceny rockowej. Pozostaje więc tylko wyrazić nadzieję, że ich najlepsze piosenki są nadal przed nimi. Trzymam za was kciuki, lads.

Kuba Ambrożewski (29 sierpnia 2004)

Oceny

Kuba Ambrożewski: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Tomasz Tomporowski: 5/10
Średnia z 43 ocen: 7,04/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Marcin
[15 grudnia 2013]
No właśnie, co tak wysoka ocena? Choć niektóre piosenki mieli fajne.
Gość: koleś
[15 grudnia 2013]
Co za idioci to oceniali ja się pytam ?????

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także