sx screenagers.pl - recenzja: The Hives - Tyrannosaurus Hives
Ocena: 6

The Hives

Tyrannosaurus Hives

Okładka The Hives - Tyrannosaurus Hives

[Polydor; 19 lipca 2004]

„Większość naszych piosenek trwa dwie minuty, więc nagrywa się je również dwie minuty” – powiedział przy okazji pracy nad nowym albumem Pelle Almqvist. I choć wypowiedzi tej, jak większości tego co pada z ust lidera The Hives, nie można do końca traktować poważnie, w znakomity sposób oddaje ona zawartość nowego wydawnictwa formacji. Poprzedni, osławiony „Veni Vidi Vicious” wyniósł tych pięciu wyglądających jak wszystko-oprócz-zespołu-rockowego chłopaków z małego szwedzkiego miasteczka (ktoś wie gdzie leży Fagersta?) na salony muzycznych stacji telewizyjnych. Wideoklipy do „Main Offender”, czy „Hate To Say I Told You So” pojawiały się częściej niż serwisy informacyjne w TVN24. Trudno się temu dziwić. The Hives byli cool.

Dwa sezony później trudno znaleźć osobę, która nie słyszałaby o The Hives. Jeśli ktoś nie słyszał, to ostatnie dwa lata musiał spędzić w jakiejś chacie na Podkarpaciu. Innej możliwości nie ma. Założę się, że wysłuchaniu nowego singla „Walk Idiot Walk” towarzyszyło w wielu przypadkach mruknięcie pod nosem: „słyszałem to dwa lata temu, tylko że wówczas było znacznie lepiej”. Ja też tak pomyślałem. Jak się później okazało, ten zbudowany na AC/DC-podobnym riffie utwór jest najbardziej oczywistym kandydatem na hivesowy hit z „Tyrannosaurus Hives”. Reszta na pierwszy rzut ucha przypomina bardziej album z 1997 – „Barely Legal”, będący zbiorem podobnych do siebie, dwuminutowych, punkowych kawałków. Lecz The Hives bardzo się starają, aby jedyną zmianą przy okazji nowej płyty nie były nowe uniformy i usiłują róźnicować album. Jeżeli „Abra Cadaber” pełni rolę prostego, jazzgotliwego, trzyakordowego kopniaka, to już w następnym w kolejności utworze, słychać echa gitarowego kombinowania, oczywiście w ramach normy The Hives. Z zadziornym, rozpędzonym „No Pun Intended” skontrastowany jest wesołkowaty „A Little More For You”. „See Through Head” przypomina trochę „Die Alright” z poprzedniej płyty, w pełniącym rolę uspokajacza „Diabolic Scheme” pojawiają się bondowskie smyki, co zaś jest zupełną nowością - za motorykę „Love In Plaster” odpowiada syntezator. Tak naprawdę dopiero po wgryzieniu się w album można zauważyć, że wcale nie jest on taki prosty jak mogło się wydawać na początku...

Chociaż dni ich medialnej chwały wydają się być policzone, „Tyrannosaurus Hives” jest albumem spełniającym oczekiwania fanów szwedzkiego kwintetu. Wpadnięcie w szpony mainstreamu nie złagodziło drapieżności formacji. Nowy album, choć o mniejszym potencjale komercyjnym niż poprzednik, dostarcza 12 powodów, dzięki którym The Hives mogą utrzymać status „Your Favourite New Band”. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy lubili ich także i w tym roku.

Ps. Napisałem recenzję nowego The Hives nie wspominając ani razu o garage rock revival. Nieźle, nie?

Koala (25 lipca 2004)

Oceny

Marceli Frączek: 6/10
Tomasz Tomporowski: 6/10
Średnia z 14 ocen: 6,57/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także