Dogs Die In Hot Cars
Please Describe Yourself
[V2; 12 lipca 2004]
Na wstępie pozwolę sobie na jeden akapit prywaty. Nieco ponad rok temu miał miejsce mój pierwszy kontakt z "Make Up The Breakdown", okrzyczanym albumem kwartetu Hot Hot Heat. Pamiętam, że pierwszych kilka przesłuchań tej płyty dostarczyło mi radochy nieopisanej. W okolicach czwartego odtworzenia coś przestało grać. Następnego dnia byłem już najbardziej zagorzałym przeciwnikiem HHH w tej części Europy. Infantylność, wręcz gówniarstwo, jakie wylazło z prawie wszystkich (przyznaję, "Bandages" to mistrzowski singiel, który broni się do dziś) numerów z tej płyty, zdyskwalifikowało wesołkowatych Kanadyjczyków i poskutkowało bezwarunkowym, poza spontanicznymi zrywami, odstawieniem krążka. Wyobraźcie sobie teraz moją niemal-panikę, kiedy kilka dni temu odpaliłem debiutancki longplay Dogs Die In Hot Cars, a on z miejsca rzucił mną o ścianę w identyczny sposób, jak wspomniany "Make Up..."!
Wiele łączy oba zespoły. Przede wszystkim jest to zamiłowanie do zupełnie beztroskich, odgrywanych na taneczną nutę, popowych melodii z gdzieniegdzie krzykliwymi wokalami. Lubujące się (przynajmniej na pewnych etapach twórczości) w takim graniu, nowofalowe kapele z początku lat 80-tych, mogą na własnej skórze przekonać się o znaczeniu słówka "influential". Spośród nich wymieńmy chociażby XTC albo Dexy's Midnight Runners. Ci drudzy to najbardziej oczywiste odniesienie. Wokal gościa z DDIHC jest przecież wykapanym Kevinem Rowlandem. Nie ukrywam, cieszy mnie niezmiernie, że Dexy's doczekali się przyzwoitych naśladowców mogących wzbudzić zainteresowanie oryginałem. To jeden z najbardziej pechowych wielkich zespołów. Nie dość że nigdy nie wyszedł poza Wielką Brytanię, to jeszcze geniuszowi w osobie Rowlanda przypina się najczęściej etykietkę "gościa od Come On Eileen". Tymczasem ich pierwsza płyta, "Searching For The Young Soul Rebels", to klasyka (trzecia też, ale o tym może kiedy indziej). Jej wpływowość na takie rzeczy jak "Please Decribe Yourself" widać jak na dłoni, w kwestiach choćby rytmiki, ale i całkowicie bezobciachowego dążenia do najbardziej oczywistej linii melodycznej. Cholera jasna, istnieje przecież nawet pewne podobieństw w nazwach obu grup!
Dogs Die In Hot Cars nie posiadają tylko wszechobecnych w muzyce Dexy's dęciaków, zastępują je klawiszami, dzięki czemu brzmienie "ociepla się", jest zupełnie niegroźne dla anty-rockowych uszu. Chwilami faktycznie nieco irytuje klimatami rodem z "wesela o drugiej w nocy" ("Apples And Oranges"), ale nadrabia skutecznym wspomaganiem sekcji rytmicznej. Czyni to choćby takie "Lounger" kompozycją bardziej skoczną od "Take Me Out"! To zdecydowanie najlepsze trzy i pół minuty, jakie mają do zaoferowania DDIHC na swoim debiucie. Autentycznie zaraźliwy utwór, który nawiązuje do wybitnych tradycji brytyjskiego gitarowego popu. Właśnie takimi kompozycjami swoją pozycję "mistrzów singli" zyskiwali wszyscy obecnie zasiadający na samej górze: począwszy od The Kinks, poprzez The Buzzcocks (wielki singlowo zespół przecież!), aż po Blur. Mamy tu przepysznie chwytliwy refren, raz z dudniącymi bębnami, raz zatrzymujący w ułamku sekundy całą orkiestrę. Zostaje kapitalnie skwitowany jakąś prawie-że-onomatopeiczną linijką. Finał okrasza tak dobrze znane, a jednocześnie nadal przez mnie niezidentyfikowane (czyżby U2?) zawycie. Kawałek z potencjałem na Top 10. Amen.
O sile "Please Describe Yourself" decydują takie właśnie piosenki, z miłymi harmoniami wokalnymi w refrenach, porywające wesołymi, bezpretensjonalnymi melodiami, wywołujące nagły przypływ optymizmu. Jest wśród nich "Godhopping", dysponujące zaczepnym motywem rodem z lat osiemdziesiątych. "I Love You 'Cause I Have To" zadowoli fanów wpadającego w ucho ska. W środku płyty robi się nieco spokojniej i mniej emocjonująco, bo prawdziwym "mistrzostwem" jest dopiero "Paul Newman's Eyes", wywołujący swoim czterowersowym, stuprocentowo kretyńskim refrenem salwy śmiechu (chciałbym mieć oczy Paula Newmana, wtedy każdy dzień byłby niespodzianką, to byłoby fajne). Album kończą dwie nieco poważniej brzmiące piosenki: zdecydowane, dynamiczne "Pasttimes And Lifestyles" i rozmarzone "Glimpse At The Good Life".
W kategorii płyt na lato: w tym roku nie do przebicia. Ale uprzedzam, na jesieni może się przeterminować.