The Rock of Travolta
Uluru
[Tablature; 20 października 2003]
Rock of Travolta to szóstka muzyków z Oxfordu. Podobno wszyscy mają na nazwisko Travolta, więc nazwa nie ma nic wspólnego z pewnym aktorem. Ich rock to dosyć specyficzne granie, opierające się na różnych samplach, trąbkach i smyczkach. Przemieszany z gitarami tworzy melodie z pogranicza muzyki poważnej, momentami brzmiące jak ze ścieżki dźwiękowej do jakiegoś filmu. Na poprzednim mini albumie zagrali nawet motyw przewodni Johna Williamsa z „Gwiezdnych Wojen” i zrobili to nie mniej kosmicznie. Może chcieli podkreślić swoją przynależność do space rocka bo tak też grają na „Uluru”.
Pierwsze dźwięki kojarzą mi się z The Cooper Temple Clause. Dobrze wyprodukowane, przeplatane elektroniką żywe instrumenty powoli się rozkręcają by potem uderzyć. Brakuje wokalu, który pojawia się jedynie w ósmym utworze. Mamy więc do czynienia z muzyką instrumentalną, eksperymentującą trochę jak Meanwhile, Back in Communist Russia, Tortoise, Explosions In The Sky czy Godspeed You! Black Emperor. Brzmienie najbardziej zbliżone jest do Mogwaia. To co wyróżnia Rock of Travoltę spośród tych zespołów to brak przygnębiającego klimatu, większa dynamika, szybsze tempo. Mniej może jest w tym głębi ale na pewno więcej przebojowości.
Muzyka wypada znacznie lepiej na słuchawkach, ze względu na dopieszczoną produkcję i bogactwo dźwięków. W monumentalnym „Clean My Boots” przygniata przytłumiona i gęsta perkusja. W genialnym „Luke Warm Skywater” piękna trąbka ledwo przebija się przez gąszcz gitar. W jeszcze lepszym „Clique Rock” partie smyczków i gitar wymieniają się rolami. Ten utwór to prawdziwy przykład rocka symfonicznego. W różnorodnym „Sleep With The Lights On” aż chciałoby się być dyrygentem i z daleka szarpać za struny. Wszystko okraszone jest lekkimi wstawkami elektronicznymi, które giną z czasem pod ciężarem prostych lecz monumentalnych melodii. W jedynym śpiewanym „Everything's Opened Up” udziela się David Line. Zrobił to na tyle porywająco, że pokochałem jego zespół Seafood. Utwór zresztą został przeznaczony do promocji wydawnictwa, ukazując się na singlu.
Właśnie tak wyobrażałem sobie muzykę XXI wieku