sx screenagers.pl - recenzja: Tortoise - It's All Around You
Ocena: 5

Tortoise

It's All Around You

Okładka Tortoise - It's All Around You

[Thrill Jockey; 6 kwietnia 2004]

Słuchając poprzednich płyt Tortoise trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości co do poziomu muzyki granej przez Amerykanów. Począwszy od debiutu, przez przełomowy, definiujący post-rock „Millions Now Living Will Never Die” aż po ostatni, rewelacyjny „Standards”, zespół za każdym razem zaskakiwał nowymi pomysłami. Grupa serwowała słuchaczom wyborne menu, wypełnione oryginalnymi i intrygującymi dźwiękami. Logika wydawała się wskazywać, iż także w przypadku „It’s All Around You” powinno być podobnie. Oczekiwania, uzasadnione wcześniejszymi dokonaniami muzyków, pozwalały przypuszczać, że Tortoise będą liczyć się w wyścigu o tytuł jednego z najlepszych albumów w 2004 roku.

Po pierwszym przesłuchaniu wrażenie jest jak najbardziej pozytywne. Tortoise eksponują swój kunszt, łącząc rockowe instrumentarium z wibrafonami, keyboardami i marimbą. Wszystko to jest idealnie podrasowane nowoczesną elektroniką i nowatorskimi rozwiązaniami w obrębie różnych stylistyk muzycznych. Same kompozycje dopieszczone są pod każdym względem. Produkcja, za którą odpowiedzialny jest John McEntire, najważniejsza postać chicagowskiej sceny post rocka, jak zwykle imponuje. To co jednak stanowczo obniża ocenę nowego albumu to przeciętność samych kompozycji. Po wielu przesłuchaniach okazuje się, że większość z nich poraża brakiem ciekawych pomysłów na melodie. „On The Chin” oparte w zasadzie na jednym powtarzającym się motywie, zwyczajnie nuży. W „Unknown” napięcie budowane jest zupełnie bez przekonania i w zbyt szablonowy sposób. Z kolei „Five Too Many” pomimo obiecującego, bardzo dobrego początku, w dalszej części kompozycji rozmywa się i zupełnie traci swoje wcześniejsze walory. Także w kilku innych fragmentach, muzycy gubią melodyjność i świeżość, zatracając się w bezbarwnych i mdłych eksperymentach brzmieniowych. Na szczęście z całości można wyróżnić parę fragmentów odrobinę nawiązujących do świetności poprzednich płyt. Otwierający, „It’s All Around You” przykuwa uwagę ciepłą, niebanalną melodią. „Dot / Eyes” zachwyca tajemniczością i mocną, rosnącą w siłę partią perkusji.

„The Lithium Shifts” okazuje się być pierwszym w historii Tortoise utworem, w którym pojawia się wokal. Wydaje się, że struny głosowe wokalistki (Kelly Hogan) posłużyły tu jako kolejny instrument budujący nastrój. Jest to niewątpliwie udany eksperyment. Pozytywnie zaskakuje także kompozycja wieńcząca nowe dzieło chicagowskiej grupy: „Salt The Skies” wydaje się być idealnym muzycznym uzupełnieniem jakże pięknej ilustracji przedstawionej na okładce albumu.

Nie zmienia to jednak faktu, iż „It’s All Around You” to zdecydowanie najsłabsza płyta w dorobku Tortoise. I choć w gruncie rzeczy nie jest to zły album, to od zespołów takiej klasy należy wymagać znacznie więcej.

Piotr Wojdat (30 kwietnia 2004)

Oceny

Maciej Maćkowski: 6/10
Tomasz Łuczak: 6/10
Kasia Wolanin: 5/10
Piotr Wojdat: 5/10
Średnia z 16 ocen: 6,31/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także