Ocena: 6

Tomahawk

Mit Gas

Okładka Tomahawk - Mit Gas

[Ipecac; 6 maja 2003]

Mike Patton. Człowiek orkiestra – od czasu pogrzebania w 1998 roku nieodżałowanego Faith No More maczał palce w niezliczonej liczbie różnych projektów muzycznych. Współpracował z masą ludzi, poczynając od hiphopowego producenta Dana Nakamury, a kończąc na japońskich specjalistach od noise’owego jazgotu, zdolnego tłuc szyby w oknach. Można się domyślić, że była to muzyka „eksperymentalna” – już na płytach Faith No More pojawiały się utwory trudne do jednoznacznego sklasyfikowania i zarazem wymagające od słuchacza więcej niż znane z MTV hity. Albumy grup Mr Bungle czy Fantômas często okazywały się zbyt skomplikowane dla fanów „Epic” czy „Ashes To Ashes”. Patton postanowił trochę przystopować z eksperymentami i zaserwować słuchaczom projekt bardziej uproszczony, piosenkowy i – co chyba najważniejsze – najbardziej podobny do Faith No More ze wszystkich dotychczasowych.

„Mit Gas” to drugi album formacji Tomahawk, po wydanym w 2001 debiucie. W skład zespołu oprócz Mike’a wchodzi trzech całkiem znanych i doświadczonych muzyków: ex-gitarzysta Jesus Lizard - Duane Denison, basista Kevin Rutmanis (członek Cows i Melvins) i perkusista John Stanier z Helmet. Cała trójka może się pochwalić grą w zespołach z kręgów amerykańskiego noise rocka/alternatywnego hardcore. W połączeniu z charyzmatycznym frontmanem panowie stworzyli muzykę a la Faith No More z czasów „King For A Day”. Album jest także przesiąknięty wpływami poprzednich kapel, w których udzielali się muzycy. „Mit Gas” to mieszanka przebojowych fragmentów ze spokojniejszymi, eksperymentalnymi utworami.

Krążek zaczyna się efektownie – po kilkudziesięciu sekundach ćwierkania („Birdsong”) kapela funduje nam pomysłowo rozbudowany utwór z przyjemnie pulsującym basem. Następny w kolejce „Rape This Day” to już typowo rockowy kawałek. Szybki, bardzo chwytliwy i chyba najlepszy na płycie – doskonale pasowałby na singiel. Dwie następne piosenki, równie łatwo wpadające w ucho, utrzymane są w podobnej stylistyce. Od „Rotgut” już jest inaczej – muzyka robi się mniej przystępna. Dźwięki gitar w piątym kawałku wydają się lekko nużące. Wokal Mike’a od początku do końca albumu powoduje, że niektóre momenty mogą na długo zapaść w pamięć. Patton udowadnia tutaj po raz kolejny, że nie bez powodu często przyczepia mu się etykietkę jednego z najlepszych wokalistów w historii rocka. Na tym albumie oprócz wydawania z siebie najrozmaitszych dźwięków, śpiewa normalnie, co w przypadku płyt sygnowanych jego nazwiskiem wcale nie jest takie oczywiste. Reszta zespołu nie odstaje poziomem – Denison prezentuje ciekawe riffy, sekcja rytmiczna spisuje się bez zarzutu, poza tym gdzieniegdzie przeplatają się elektroniczne wstawki („Capt Midnight”). Czasem jednak muzycy zdają się posuwać za daleko, czego dowodem są dwa ostatnie utwory – nudnawy „Harlem Clowns” i „mylący” akustycznym początkiem, hałaśliwy „Aktion 13F14”.

Mike nagrywał lepsze płyty, do nich należał na przykład debiut Tomahawk – zaznajomionych z tym krążkiem nic nie jest w stanie na „Mit Gas” zaskoczyć. Mimo to, nowemu dziełu autora „Angel Dust” trudno odmówić swoistego uroku i pomysłowości. Fani Pattona zapewne i tak sięgną po ten album. Dla chcących poznać kolejne oblicze wokalisty Faith No More drugie wydawnictwo Tomahawk będzie bardzo dobrym wstępem.

D (15 kwietnia 2004)

Oceny

Przemysław Nowak: 7/10
Średnia z 8 ocen: 8,12/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także