Ocena: 8

Calla

Televise

Okładka Calla - Televise

[Arena Rock; 20 stycznia 2003]

Jedną z najbardziej poszukiwanych przeze mnie funkcji w muzyce jest jej introwersja, objawiająca się w zamkniętej ekspresji, paradoksalnie jednak nastawionej na otwartość. Rozbieram płytę na czynniki pierwsze, selekcjonując poszczególne składniki, zawsze jednak pamiętając o całości, która konstrukcyjnie obejmuje te czynniki. Ogranicza je, trzyma w ryzach, powoduje, że wiem, do jakiej szufladki stylistycznej przyporządkować konkretne dźwięki. Kiedy mówię o takiej introwersji, mam na myśli pozorny zanik, zdrowy moment podłamania, smutek skupiający się na tu i teraz. To wyszukiwanie w odpowiednim momencie swoich subiektywnych smaczków, a nawet odniesień do życia osobistego. To krótkie spojrzenie wewnątrz siebie pełne niekontrolowanego napięcia. Tak jest w refrenie "Shine On You Crazy Diamond", taki jest saksofon w "Starless", tak niesamowicie emocjonalny jest Mogwai, taki był Joy Division, taką ekspresję czuję, gdy w "Leif Erikson" Interpolu Paul Banks krzyczy: "It's like learning a new language !!!". To muzyka w ciągłym ruchu, nieograniczona, nie dająca podstaw do jednoznacznej kwalifikacji, ambiwalentna, bez jednego, obranego kierunku, poszukująca. To bezpośrednie, ujmujące, często rozpaczliwe i rozpaczliwie szczere teksty. Przesłania dalekie od idealnych, trafne spostrzeżenia i przewrotne metafory. Taka jest "Televise".

Początek subtelny, wolny, miarowy, jednocześnie bardzo gitarowy i melodyjny. "Strangler" dusi zbitym, majestatycznym klimatem i zaprasza na wędrówkę wewnątrz siebie. Przypomina się nastrój nieodżałowanego Codeine, gdzieś rozbrzmiewają echa Low, nad wszystkim unosi się zapach Mogwai czy Hood. Gitary scalone w jedność wyznaczają kierunek poszukiwań. Wokal zaznaczony jakby od niechcenia, jakby kierowała nim podskórna nuda. Niby jest spokojnie, ale to zwiastun ciszy schizofrenicznej, nieludzkiej. Klimat płyty bawi się z moim wnętrzem, wytwarza nieokreślony trans, swoistą masturbację umysłu. "Astral" próbuje przechytrzyć mnie akustycznie, ale nic z tego. Gitarowe przejście gdzieś w okolicy pierwszej minuty powoduje dreszcze. To samo z początkiem "Don't Hold Your Breath". Niby niewinna melodia, ale cały czas ze mnie kpi. Nie pozwala się uśmiechnąć. Za to pozwala zakochać. W tym momencie przypominam sobie "Cold House" Hood. Ten sam klimat, inne środki. Tutaj jest elektroniczna asceza, surowość. Może to i lepiej, nie ma tylu ozdobników pobocznych, są za to klasycznie gitarowe. Niemal każdy utwór przemyca po jednym cudownym motywie. Najpiękniejszy śpiewany post- rock ubiegłego roku. Przy "As Quick as It Comes/Carrera" zatrzymuję się na dłuższą chwilę. Najfajniejsza zrzynka zeszłego sezonu. Mogwai, Mogwai i jeszcze raz Mogwai. Scenariusz budowania napięcia prawie identyczny: początek lekko melodyjny, cichy wokal, bitowy podkład. Po dwóch minutach czuję, że przestrzeń wokół narasta, motyw gitarowy zmienia punkt ciężkości tworząc melodię z prostych akordów trafiającą prosto w trzewia. Wokół powstaje emocjonalny balon, ciągle nadmuchiwany. Czekam, kiedy pęknie. Po chwili wraca wokal na chwilę jakby wszystko uporządkowując. Czuję namiastkę bezpieczeństwa, którą całkowicie burzą nowe motywy gitarowe i tym samym wyprowadzają mnie z błędu. Znów moja naiwność została skarcona. Balon nie pęka, nagromadzone emocje nie znajdują ujścia, katharsis zostaję przeżyte połowicznie. Instrumentalny "Alacran" pozwala sądzić, że gdzieś znajdę rozwiązanie. Nawet tutaj, w tym niespełna półtoraminutowym przerywniku gitary wykonują melodyjny młynek, który z łatwością podchwycą wyczulone uszy. Na koniec dwanaście minut spokojnego seta idealnie wpisującego się w konwencję płyty: w miarę wolno acz nerwowo, brudno, na finiszu nawet balladowo i z wykorzystaniem klawiszy. Cudo.

Mniej więcej w tym samym czasie co "Televise", ukazała się druga płyta grupy Xiu Xiu. Celowo nawiązuję do "A Promise", bo klimatycznie to bardzo podobne płyty. Tamten longplay szarpał niczym pacjent przed terapią elektrowstrząsową, wokal Stewarta był szatańsko nerwowy, a perkusyjny, syntetyczny bit zarażał chorą atmosferą. Po przesłuchaniu Calli pacjent jest już po zabiegach, próbuje się podnieść, ale biedak nie potrafi, został ubezwłasnowolniony. Posuwając się dalej w skojarzeniach, można stwierdzić, że Calla jest mniej neurotyczna, więcej w niej spokoju, jest bardziej konwencjonalna i przy tym chyba bardziej przyswajalna. To, co w Xiu Xiu było dla mnie najważniejsze, to niemożliwość zaakceptowania zastanej sytuacji, rzeczywistości i związany z tym chaos, odczłowieczenie. Calla obala chaos, pojawia się też akceptacja, ale niedopowiedzenie pozostaje. Wiecie, jak cisza przed burzą.

Tomasz Łuczak (23 lutego 2004)

Oceny

Tomasz Łuczak: 8/10
Kasia Wolanin: 6/10
Przemysław Nowak: 6/10
Średnia z 20 ocen: 7,95/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także