Belle & Sebastian
Dear Catastrophe Waitress
[Sanctuary Records; 7 października 2003]
"Dear Catastrophe Waitress" to szósty album w dyskografii szkockiej kapeli i pod wieloma względami jest to płyta wyjątkowa. Po pierwsze z zespołem przy jej nagrywaniu współpracował Trevor Horn, którego nazwisko można znaleźć na płytach Yes, Frankie Goes To Hollywood, a ostatnio nawet Tatu. Być może to właśnie Horn po wielu zakrętach na muzycznej drodze Belle & Sebastian (nieudana płyta "Fold Your Hands Child, You Walk Like A Peasant" i soundtrack "Storytelling") poprowadził zespół we właściwym kierunku. Po drugie "Dear Catastrophe Waitress" nagrana została bez Isobel Campbell, która w październiku wydała solowy album. Po trzecie (i chyba najważniejsze) najnowszą płytę B&S można bez żadnych wyrzutów sumienia położyć tuż obok "Tigermilk" i "If You're Feeling Sinister", ponieważ zespół, co widać i słychać, jest w świetnej formie.
Ktoś mógłby powiedzieć, że nowy album Belle & Sebastian jest lekki, łatwy i przyjemny, bo oto przez około 48 minut słuchamy ładnych i spokojnych dźwięków zestawionych z delikatnym męskim wokalem Stuarta Murdocha. Pozory jednak mylą, bo "Dear Catastrophe Waitress" to przede wszystkim inteligentne teksty i charakterystyczna dla B&S muzyka, których połączenie tworzy coś pięknego i niezwykłego. Płyta zaczyna się od "mocnego" uderzenia - "Step Into My Office, Baby" to jedna z najlepszych kompozycji na całej płycie, choć to nie znaczy, że im dalej tym gorzej, bo cały album jest po prostu bardzo dobry. "If She Wants Me" czy "Asleep On A Sunbeam" od razu zapadają w pamięć. O zróżnicowaniu tej płyty może świadczyć fakt, iż z jednej strony nagrane zostały na niej utwory jakby rodem z wczesnego Elvisa Costello ("Stay Loose") czy też z całkiem popowego Robbie'go Williams'a ("Piazza, New York Catcher"). Żeby zrozumieć, czym jest ta płyta, trzeba jej po prostu posłuchać.
Album "Dear Catastrophe Waitress" jest banalny. Jednak tylko i wyłącznie w tym sensie, iż prawdopodobnie nie przysporzy Belle & Sebastian nowych fanów, za to w stu procentach usatysfakcjonuje starych. Polecam tę płytę jako swoistą rozgrzewkę na zimowe wieczory wszystkim tym, którzy lubią delikatną i inteligentną muzykę.