Ocena: 6

Erika de Casier

Essentials

Okładka Erika de Casier - Essentials

[Independent Jeep Music; 16 maja 2019]

Erika de Casier swój pierwszy album zatytułowała „Essentials”, tak jakby mówiła oto ja, oto moje brzmienie i to, co w nim najistotniejsze. Bardzo prosty, ale sensowny pomysł, podkreślający osobiste nastawienie artystki do swojej twórczości.

Przy pierwszym kontakcie z „Essentials” moje odczucia wobec Eriki były jednak dosyć ambiwalentne – „The Flow”, które otwiera płytę, przypomina trochę muzykę do windy lub taką, kiedy czeka się w kolejce telefonicznej, typowy muzak. Im częściej wracałam do albumu, tym bardziej słyszałam w Erice de Casiar echa TLC. W jej muzyce zawiera się mniej typowego R&B, ale użycie głosu i rytmika wydała mi się naprawdę podobna – trochę jakby połączyć warstwę instrumentalną wspomnianego TLC z głosem i nastrojem prezentowanym przez Aaliyah.

Wyraźnie słychać inspirację późnymi latami dziewięćdziesiątymi czy wczesnymi dwutysięcznymi, czego dobrym przykładem jest „Do My Thing” – jeden z moich ulubionych utworów na płycie. Z kolei „Intimate” brzmi jak żywcem wyjęte z lat dziewięćdziesiątych i mogłoby być ze spokojem kawałkiem Janet Jackson. Bardzo rozbawiło mnie „Puppy Love”, którego początek przypomina muzykę z Simsów – dopiero później okazuje się, że to całkiem urocza piosenka, a nie tryb budowania domu w grze. Lubię takie niespodzianki. W efekcie utwór stał się dla mnie jednym z najciekawszych momentów albumu: rozczulił mnie tekst, nieco pretensjonalny, ale wciąż przeuroczy, doskonale oddający tytułową szczenięcą miłość.

„Essentials” jest bardzo spójne, co ma swoje minusy: chwilami album nuży swoją monotonią i podobieństwem poszczególnych utworów. Momentami przeszkadza też mała rozpiętość wokalna artystki – oczywiście, do albumu nie pasowałby nieokiełznany krzyk, ale brakuje w tym wszystkim jakiegoś smaku, a czasem nawet... emocji. Pod tym względem wyróżniają się chyba jedynie „Space” i „What U Wanna Do?”, wyrywające słuchacza z muzycznej stagnacji. Chociaż nie jest to krążek idealny, „Essentials” jest dobre w umilaniu przestrzeni, czymś, co gra w tle toczącej się rzeczywistości.

Erika de Casier stworzyła coś, co już gdzieś słyszeliśmy, ale wciąż potrafi pozostać nietuzinkowa. Czuć w tym pewną dozę świeżości, ale za to mało awangardowości: dzięki kombinacji znanych brzmień tworzy coś nowego, lecz nie jest to zbyt odkrywcze. Mimo to jej kolejny album powinien nosić tytuł „Even more essentials” lub „Essentials vol. 2” – niech ludzie wiedzą, że pozostała tą samą osobą i nadal chce robić her thing.

Oliwia Jaroń (5 grudnia 2019)

Oceny

Marcin Małecki: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także