Interpol
Marauder
[Matador Records; 24 sierpnia 2018]
Lata mijają, a ja wciąż wzdycham do „Obstacle 1” - utworu, który z perspektywy czasu odbieram jako niezamierzony komentarz do działalności artystycznej Interpolu. Bo wiecie - We can top the old times, clay-making that nothing else will change. Jakież to aktualne, czyż nie? Czasy „Turn On the Bright Lights” chyba nie wrócą. Jednakże niektóre linijki wspomnianego utworu zdążyły się już zdezaktualizować. Ot choćby ta o nudnych historiach; aktualna była osiem lat temu – gdy Interpol wypuszczał swój self-titled. Dobrze, że ten okres grupa ma już za sobą.
To, że „Marauder” jest lepszy od „Interpolu” słychać wyraźnie; o wiele więcej tu zgrabnych kompozycji i nawiązań do debiutu. Śmiem twierdzić, że tegoroczne wydawnictwo spokojnie deklasuje „El Pintor”, doganiając tym samym „Our Love to Admire”. Doganiając – a nie przeganiając – pragnę podkreślić. To drugie byłoby możliwe, gdyby wszystkie utwory na „Marauder” utrzymywały równie wysoki poziom, co wypuszczone wcześniej single. Faktem jest, że nie od razu je kupiłem – „The Rover”, „Number 10” i „If You Really Love Nothing” musiały we mnie nieco dojrzeć. Gdy teraz konfrontuję je z „The Heinrich Maneuver”, czy „Mammoth” - odnoszę wrażenie, że są lepiej zaaranżowane, bardziej chwytliwe i na dłużej zapadają w pamięć. Ponadto nie jest to raczej kwestia znudzenia się tymi starszymi kawałkami, gdyż nigdy ich jakoś szczególnie nie katowałem. Sęk w tym, iż „Our Love to Admire” było krążkiem równym i zapadającym w pamięć na dłużej niż „Marauder”. Tutaj przepaść między numerami singlowymi, a pozostałą częścią albumu jest spora. Największym zarzutem jest fakt, że utwory bardzo silnie zlewają się ze sobą. Niby przyjemnie się ich słucha, ale jednocześnie po seansie mało w słuchaczu z płyty zostaje.
Skoro single stanowią o sile albumu, cóż w nich takiego niesamowitego? Subtelna przebojowość, pewna dawka emocjonalności – oczywiście, ale – co najważniejsze – odnoszę nieodparte wrażenie, że piosenki te poradziłyby sobie na debiucie, albo chociaż na „Antics”, którego skądinąd – wbrew wielu krytykom i fanom – wielkim fanem nie jestem. Nieco też na przekór RYM-owi, moim ulubionym singlem z „Marauder” jest „Number 10”, który zebrał tam najsłabsze noty. Jestem go jednak gotów bronić całym sobą, gdyż mimo przydługiego, gitarowego wstępu, jest energicznym i co najważniejsze – dobrze zaśpiewanym – utworem. Zresztą tak samo jak „The Rover”. Mój sceptycyzm w stosunku do niego znikł, gdy przyłapałem się na tupaniu w rytm tego, całkiem tanecznego swoją drogą, kawałka. A „If You Really Love Nothing”? No cóż, to taka stabilna nostalgia – jakość sam w sobie.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że pozostałe kawałki nie bronią się równie skutecznie co single; szkoda. Ponad przeciętność wybijają się jeszcze miejscami wesoły, a miejscami melancholijny „Mountain Child” i zawadiacki, przywołujący na myśli kowbojskie skojarzenia „Stay In Touch”. Trochę mało, ale na pewno nie jest to jeszcze ten czas by słowa z „Obstacle 1” o byciu biednym i starym się ziściły. Pragnę wierzyć, że Interpol jeszcze kiedyś nas zachwyci. Chociaż troszkę.
Komentarze
[25 grudnia 2018]
[7 grudnia 2018]
[15 listopada 2018]
[26 września 2018]
[20 września 2018]
[20 września 2018]
Wartościowanie ludzi pod kątem ich muzycznego gustu (w dodatku w przypadku tak niszowego zespołu) jest tak żałosne, że nie chce mi się już z Tobą dyskutować marynarzu, ahoj! :)
[18 września 2018]
[18 września 2018]
[15 września 2018]
[13 września 2018]
Marauder z kolei od tygodnia słucham w kółko - NYSMAW, IRLN, SiT, Complications, Survillance, jak dla mnie każdy z tych utworów przebija to, co "pomiędzy" pierwszym i ostatnim numerem na OLTA. :)
"Czasy „Turn On the Bright Lights” chyba nie wrócą" - nie "chyba", a na pewno nie wrócą. :) Doceniam subiektywność recenzji i to, że każdy oczywiście ma swoje zdanie, ale oczekiwanie od zespołu, że nagra "drugi raz to samo" jest... dziwne. :) Wszystko idzie do przodu, wszystko się zmienia, a panowie z Interpolu podkreślali zawsze w wywiadach, że oni nie próbują gonić przeszłości, tylko iść do przodu. Więc jako słuchacze może też idźmy do przodu, co? :) I jak chcemy posłuchać TOTBL, to po prostu odpalmy TOTBL. :)
[13 września 2018]
Dla mnie Marauder to najlepsza płyta od czasów Antics (stawiam ją na równi z Antics, na pierwszym miejscu oczywiście TOTBL). Brzmi dla mnie jak naturalna kontynuacja dwóch pierwszych albumów.
A więc po prostu - nie to ładne, co ładne, a co się komu podoba. :)
[9 września 2018]
[6 września 2018]
[5 września 2018]