Ocena: 7

Kobiety

Podarte sukienki

Okładka Kobiety - Podarte sukienki

[Thin Man Records; 25 września 2015]

Próbowałem znaleźć w internecie negatywną recenzję jakiejś płyty Kobiet. Nie jest łatwo. Zdarzają się oczywiście głosy krytyczne, jak choćby dotyczący „Mutantów” porcysowy artykuł Moniki Riegel, ale lekkiemu utyskiwaniu za tym, co minione, towarzyszą w nim również liczne wyrazy uznania dla przebojowości, brzmienia etc. Od 16 lat, gdy tylko autorzy jednej z polskich piosenek wszech czasów (przecież nie musicie pytać jakiej) cokolwiek wydają, słyszą zewsząd dobre słowa, słowa, słowa. Szerszej sławy jak nie było, tak nie ma, a przecież Kobiety to mogłaby być, w znaczeniu popularności, nowa Republika. Okoliczności były aż nadto sprzyjające. „Masakra” ukazuje się w 1998 roku, wydaje się, że w Polsce jest naprawdę spora publiczność ceniąca dobre teksty, ironiczno-melancholijne spojrzenie na świat i pop z punkowo-psychodelicznymi inklinacjami. Gdy pojawia się piosenkowe arcydzieło, singiel „Marcello”, jego obecność na Liście Przebojów Trójki ogranicza się jednak do jednego tygodnia w poczekalni na miejscu czterdziestym siódmym. Za chwilę tragicznie umrze Grzegorz Ciechowski, a dla szerszej publiczności, wraz z nim umrze szansa na kontakt z popem, który jest o czymś i jest jakoś zagrany. Macie może propozycje, kto po Republice dotarł ze swoimi inteligentnymi tekstami na skrzydłach niezłych melodii do świadomości statystycznego słuchacza radiowego status quo?

Tej recenzji nie powinno być. Kobiety zrobiły wszystko, co trzeba było zrobić, by od lat cieszyć się nie tylko opinią świętej krowy polskiej krytyki muzycznej, ale i złotego cielca ambitnego popu, bezdyskusyjnie wszech cenionej i uznanej marki, o której nie wypada już pisać w miejscach takich jak Screenagers, gdzie zazwyczaj młodzi (o jakże coraz mniej młodzi) ludzie snobują się, recenzując to, co niszowe. Przez kilkanaście lat Kobiety nagrały więcej kapitalnych, a zarazem lekkich, piosenek od mnóstwa zachodnich kapel, które regularnie zwiedzają świat z pozycji festiwalowych headlinerów, bazując na kilku dobrych numerach sprzed dwóch czy trzech dekad.

Dlaczego Lewandowski nie słucha Starej Rzeki? pyta na swoim blogu Bartek Chaciński. Pomysł, by piłkarze świętowali awans na Euro przy dźwiękach fragmentów płyty takiej jak np. „Cień chmury nad ukrytym polem” jest może i piękny, ale trudno przewidzieć, jak wysoce destabilizująco wpłynąłby na Rybusa, Glika czy wchodzącego do szatni prezydenta Andrzeja Dudę. Szkoda Polski. Ale już całkiem serio warto zapytać, dlaczego Lewandowski nie miałby, między Usherem a czymś tam, słuchać Kobiet? Dlaczego ludzie, na co dzień niemający wiele wspólnego ze sceną alternatywną, nie mogliby nucić takich piosenek jak chociażby „Radiowozy” czy „Wielki wybuch”?

O skali fenomenu autorów „Pozwól sobie” świadczy fakt, że być może, jak twierdzi wspomniany już Chaciński, nagrali oni właśnie swoją najlepszą płytę. Równie prawdopodobne jest jednak to, ze nagrali płytę najgorszą. Po prostu poziom kompozycji wypuszczanych od lat przez Nawrockiego jest tak wysoki, że można obstawiać w ciemno, że kolejna płyta Kobiet będzie jednym z najbardziej ekscytujących albumów danego roku. Nie wiem, kiedy ostatnio mocny, rockowy „otwieracz” zrobił na mnie wrażenie podobne do „Eksplozji cudów”. Gdyby Julian Tuwim szukał dla swojej „Wiosny” adekwatnej muzycznej formy, gdyby Bruno Schulz misternie konstruował nie zdania, lecz riffy, wówczas efekt ich współpracy mógłby przypominać to, co dzieje się przez pierwsze niecałe trzy minuty „Podartych sukienek”, niezwykle energetyczny, jakby pęczniejący od aranżacyjnych pomysłów, gwałtowny, euforyczny, niepokojący rock 'n' roll. Dalej mamy dwa świetne dowody na to, że Grzegorz Nawrocki jest obok Grzegorza Ciechowskiego, najlepszym autorem piosenek bazujących na astralnej metaforyce. Gdy śpiewa o tym, że kosmitom napadającym Ziemię, da „posłuchać «Here Comes The Sun»” niejako zapowiada obecną w „Brzytwie” beatlesowską, słoneczną przebojowość i psycholiczne odrealnienie. Zastanawiałem się jak opisać jeden z najjaśniejszych punktów tego albumu, indeks nr sześć. Po wyrzuceniu do kosza kilku kiepskich konceptów oraz niewiele mówiących zestawień rozmaitych -izmów, dochodzę do wniosku, że najlepszą recenzją tej piosenki będzie wyznanie: nigdy nie brałem LSD, ale chyba tak ten stan wygląda.

Słuchając najnowszej płyty Kobiet, ciesząc się z kolejnych utworów, byłem pełen obaw, czy następny zdoła utrzymać poziom tej niebywale równej propozycji. Okazało się jednak, że oczekiwany wielki finał, czyli tytułowa kompozycja, nie tylko nie zawodzi, ale naprawdę zaskakuje, czyniąc cały album jeszcze bardziej intrygującym, choć zarazem trudniejszym do oceny. „Podarte sukienki” są być może najlepszą piosenką na płycie, ale zarazem czymś wywołującym bardzo mocne, żeby nie powiedzieć zbyt mocne, skojarzenia z albumem „Uwaga, jedzie tramwaj” Lenny'ego Valentino. Tak jakby Kobiety, przez chwilę, straciły swoją tożsamość, zaczęły mówić nie do końca swoim głosem. Sam nie wiem, czy to zaleta okazuje się tutaj wadą czy wada zaletą. Jedno jest pewne: nieoczywisty finał bardzo pasuje do jednej z najpiękniejszych polskich płyt o przemijaniu nagranej przez ludzi, którzy niezmiennie, z godną podziwu stałością, są dostarczycielami piosenkowego piękna.

Piotr Szwed (20 października 2015)

Oceny

Piotr Szwed: 7/10
Jędrzej Szymanowski: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: Kowal
[4 lutego 2016]
"wszystko jest takie łatwe i paradoksalne..."
Gość: XX
[4 lutego 2016]
"prawie natychmiast" <3
Gość: szwed
[31 stycznia 2016]
:)
Gość: melo
[31 stycznia 2016]
Ale utwór "Kiedy kosmici napadną ziemię" w wielkim stylu ratuje go od tej dyskwalifikacji i zespół jest już bezpieczny.
Gość: tomy1977
[30 stycznia 2016]
no proszę: "intelektualista"
Gość: tomy1977
[30 stycznia 2016]
no proszę: "intelektualista"
Gość: melo
[30 stycznia 2016]
"Bohater gorących romansów" (no ja was proszę!) a.k.a. "Miłość, słońce, wiatr" to jedna wielka porażka, która prawie natychmiast dyskwalifikuje album.
Gość: Kowal
[20 listopada 2015]
Piosenkowa ekstraklasa to ten kawałek o LSD.
Gość: Inka
[19 listopada 2015]
Klasa!!
Gość: szwed
[21 października 2015]
Czasem można odnieść takie wrażenie. "Mutanty" były produkcyjnie bezinwazyjne, tutaj jest więcej zabawy brzmieniem, czasem można mieć wątpliwości, ale zazwyczaj daje to świetne efekty, choćby w pierwszym numerze.
Gość: Marek
[21 października 2015]
dla mnie ta płyta nieco "przeprodukowana" się wydaje, słucham np. Wielkiego Wybuchu i denerwuję się, też dlatego, że w głowie chodzi cudowna, nieziemska interpretacja Ola Walickiego, która była zwiastunem płyty... Ale daję szansę

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także