Ocena: 7

Four Tet

Morning/Evening

Okładka Four Tet - Morning/Evening

[Text; 21 czerwca 2015]

Poranek i wieczór to pojęcia często wykorzystywane w sztuce jako figury retoryczne. Dużym wzięciem wśród twórców cieszą się ich synekdochy: świt i zmierzch. Ta tendencja pociąga za sobą pewne niebezpieczeństwa – artysta czerpiący z metaforyki pór dnia, musi uważać na całą gamę klisz, jaka zdążyła się wokół niej wykształcić. W przedziale Od zmierzchu do świtu znajdziemy całą paletę konwencji i przedstawień. „Podróż do kresu nocy” i „Wieczory w Umbrii”. „In the Evening” i „One Night in Bangkok”. „Kiedy ranne wstają zorze” i „Morning Glory”. „Poranek kojota” i „Dzień świra”. „Morning/Evening” – to tytuł nowego albumu Kierana Hebdena. Brytyjczyk zaryzykował i zbudował koncepcję swojego dzieła właśnie w oparciu o symbolikę dualizmu doby.

Jeżeli miałbym porównać nową płytę Four Teta do jakiegoś utworu bazującego na tej samej metaforze, przywołałbym raczej „Dom dzienny, dom nocny” Olgi Tokarczuk. Hebden na „Morning/Evening”, podobnie jak polska pisarka w wymienionej książce, spogląda wstecz, eksplorując zarówno osobistą historię rodzinną, jak i historię gatunku, w obrębie którego ulokować można jego twórczość. U rodzimej artystki doszukamy się wątków autobiograficznych ze względu na umiejscowienie historii „Domu dziennego, domu nocnego” w jej rodzinnej Nowej Rudzie. U Hebdena sampel wokalny w „Morning Side”, pochodzący z bollywoodzkiej produkcji „Souten”, to oczywiście ewidentna aluzja do urodzonej w RPA hinduskiej matki muzyka. Tokarczuk, dzięki stylizacji niektórych fragmentów swojej książki na przypowieść, wskrzeszała historię literatury. Z kolei Four Tet, samplując hinduską ragę, przypomina o podobieństwie współczesnej muzyki opartej na repetycji do tradycyjnej muzyki Dalekiego Wschodu (wszak niegdyś inspirowali się nią nie tylko amerykańscy minimaliści, ale i twórcy muzyki popularnej). Jednak o ile dla Tokarczuk dzień i noc oznaczały odpowiednio przywdziewaną „maskę” i sferę instynktów, to dla Kierana te dwa zjawiska jawią się nieco inaczej. „Morning Side” to moment uduchowionej euforii, celebracja rozpoczynającego się dnia. Rzeczony hinduski śpiew towarzyszący tech-house’owemu rytmowi nadaje utworowi medytacyjnej atmosfery i łączy dwa pozornie odległe światy niczym słynne „Fizheuer Zieheuer” Villalobosa, w którym brzmienie orkiestry mieszało się z minimal techno (choć w wypadku tego drugiego mamy do czynienia z dużo większym dysonansem). „Evening Side”, zgodnie z tym, co można przewidzieć, ma już bardziej tajemniczą atmosferę (można by rzecz, że bajeczną) i faktycznie mogłoby sprawdzać się jako kołysanka dla sympatyków elektroniki. Senne, eteryczne wokalizy oraz pobłyskujące opiłki syntezatorów po niecałych piętnastu minutach rozleniwiania słuchacza, przemieniają się w oszczędny bit, który odprowadza odbiorcę aż do ostatnich sekund albumu.

Kieran Hebden zawsze imponował pomysłowością kompozycyjną, dlatego nie powinno dziwić, że muzyk, mimo podjęcia dość oklepanego tematu, obronił swoją koncepcję na siódemkę. Zaskakuje jednak coś innego. Na ostatnich albumach Brytyjczyk nie rezygnował z funkcjonalności kawałków („Beautiful Rewind”) i sięgał po dość wygładzone i przystępne brzmienie („Pink”, „There Is Love In You”). Tym razem stworzył jednak płytę odważniejszą, nietypową, eksplorującą bardzo rzadko odwiedzane terytoria dźwiękowe (mam na myśli głównie pierwszą, „poranną” część albumu). „Morning/Evening” nie zniewala jak niektóre poprzednie płyty producenta, ale jest dziełem tajemniczym i egzotycznym, uwalniającym te same pokłady emocji, które nawiedzają zachodnich turystów podczas oglądania azjatyckiej telewizjii lub nasłuchiwania modłów w meczecie. Świadczy to o tym, że 34-letni Four Tet jest artystą ciągle poszukującym, próbującym przecierać nowe szlaki. Wbrew tezie, że po 33 roku życia przestajemy rozumieć nową muzykę.

Rafał Krause (28 lipca 2015)

Oceny

Marcin Małecki: 7/10
Wojciech Michalski: 7/10
Średnia z 2 ocen: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także