Taco Hemingway
Umowa o dzieło [EP]
[Self released; 27 czerwca 2015]
Bajardo Baudelaire, Sergio Kafka, Manolo Mickiewicz… Niby można sobie wyobrazić gorszą ksywkę niż Taco Hemingway, ale jest to naprawdę nie lada wyzwanie. W rapowanym jeszcze po angielsku numerze „Blueberries” nasz bohater wyznaje, że imię zaczerpnął od członka Odd Future i postanowił je zestawić z jednym z najbardziej znanych nazwisk w historii literatury, gdyż uznał Benneta i Hemingwaya za dwóch twórców w największym stopniu różniących się od siebie. Ok, niby jest to jakieś wyjaśnienie, ale i tak marka Taco Hemingway to prowokowanie hejtu. „Ktoś się pyta, czy chcę w pysk, mówię «bardzo proszę»”. Od intelektualistów można dostać za szarganie imienia wybitnego pisarza, pychę, pretensjonalność, od hip-hopowego środowiska za, ogólnie mówiąc, niepotrzebne kombinowanie, dziwaczność, sztuczność, pozerstwo… Młodzianów bezrefleksyjnie łykających monstrualne mądrości współczesnych „liderów sceny” można rozdrażnić po prostu, bez prowokacyjnej ksywki. Wystarczy, że jesteś „półpedałem w skórzanych kurwa rurkach”. A jednak Taco zamiast „dostać w pysk” w imponującym tempie zyskuje popularność (za nią to dopiero można oberwać, ale to osobny temat). W jaki sposób? Wychodzi na to, że po raz kolejny w historii hip-hopu (mam nadzieję, że Taco będzie w niej czymś więcej niż fragmentem przypisu) zdecydowała wartość, na którą tak kochają powoływać się rozliczni mistrzowie ceremonii – szczerość.
Drugorzędnych raperów bardzo wiele łączy z drugorzędnymi poetami, choć akurat niestety nie przeczytacie o tym w mocno rozczarowującej książce Tomasza Kukołowicza „Raperzy kontra filomaci”. Niektórzy myśleli jakieś sto lat temu, że wystarczy użyć słowa „dusza” i ona już, tak sama siebie, najlepiej naga i chętna, pojawi się na białym prześcieradle kartki. Ze szczerością w sztuce jest jednak ten problem, że trzeba ją jakoś wydobyć, mieć na nią pomysł, znaleźć złoty środek między konceptem, formą, sposobem a „samym życiem”. Nikt nigdy pewnie nie znajdzie uniwersalnej odpowiedzi, na pytanie, jak tego dokonać, ale jakoś tak się dzieje, że jednym artystom wierzymy, a innym nie. Jedne opowieści są w stanie poruszyć nasze serce, a drugie poruszają jedynie nasze ręce, by jak najszybciej sięgnęły po myszkę i postawiły na kimś krzyżyk, klikając w krzyżyk – ten w prawym, górnym rogu ekranu.
Wynajdowanie formy to bardzo często po prostu omijanie bądź rozbijanie form najbardziej konwencjonalnych. Klasyczny esej o poezji Witolda Gombrowicza „Przeciw poetom” można by dziś delikatnie sparafrazować i nadawałby się wprost idealnie do podsumowania sytuacji polskiego środowiska hip-hopowego. Spróbujmy: rap urósł nam do potwornych rozmiarów i już nie my nim rządzimy, ale on nami. Raperzy stali się niewolnikami – i moglibyśmy określić rapera, jako istotę, która już nie może wypowiadać siebie, gdyż musi wypowiadać Rap.
Taco spuszcza z Rapu powietrze. Przede wszystkim, kreując postać człowieka przegranego. „Trójkąt warszawski” jest wykorzystaniem hip-hopu, czyli stylistyki, w której najczęściej mówi się o męskich podbojach i pokazuje kobiety trofea, do opowiedzenia o tęsknocie i odrzuceniu. Snując się po warszawskich ulicach i knajpach, bohater utworów Taco przypomina trochę paryskiego flaneura, a w jeszcze w większym stopniu postać z „Buszującego w zbożu” Salingera – wrażliwego, niezwykle spostrzegawczego, a jednocześnie irytującego chłopaka z tzw. zamożnego, dobrego domu. Prawdziwy Hemingway był w dużym stopniu mitomanem, nasz z pasją odsłania to, co w nim samym wstydliwe i śmieszne. Mówi o zależności finansowej od rodziców („Mama pyta czy chcę jakiś przelew”), podkreśla przywiązanie do firmowych ciuchów („Rzuciłbym butem w ciebie gdyby to nie były air maxy”) i troski o wizerunek („Palę mentole fajki. Zieleń paczki tej podkreśla moje zielone najki”), akcentuje swoją niedojrzałość, mówiąc o kolegach, którzy „poważnieją, nazywają nagle «moczem» swe siki”, przyjmuję pozę cynika, by za chwilę wybebeszyć z siebie uroczy, sentymentalny stosunek do miłości („Miałaś już być moją żoną, ale dalej bez zmian”). Swoje największe wady Taco w świetny sposób przekuwa na zalety, wytrąca broń krytykom, bazując na taktyce autokompromitacji. Drogie dzieci, tak się robi autentyczność.
Mamy więc bohatera z krwi i kości, który, co prawda, jak słusznie zauważył w „Dwutygodniku” Łukasz Łachecki, porusza się po świecie pełnym mało odkrywczych figur: „hipsterów, bywalców, korposzczurów, głupiutkich studentek i zapijaczonych dekadentów z Planu B”, nie wydaje się to jednak mieć wielkiego znaczenia. Mix wykorzystanych przez Taco stereotypów nie drażni, bowiem służy przedstawieniu dramatu głównego bohatera. Śmieszno-smutny jest to dramat, obsesyjna zazdrość zakochanego („Już przestało padać i na miasto pełzną glizdy, pewnie wszystkie na randkę z tobą, co za pizdy”), pragnienie bliskości, czułość, tęsknota, chęć masochistycznego upijania się cierpieniem, śmieszno-poważna martyrologia zakochanych („Tutaj ma być tragedia. Obok antyczny chór ma stać”). Gdyby propozycja Taco ograniczyła się do kolejnego, kpiarskiego przedstawienia śmietanki ze stolicy, wówczas rzeczywiście niewiele różniłaby się od mało odkrywczych utworów Fisza w rodzaju „Warszafki”. Do talentu satyrycznego, który po raz pierwszy ujawnił, przygotowując hit Internetu sprzed paru lat o Hitlerze szukającym elektro, Filip Szcześniak dodał sporo młodzieńczej melancholii. To właśnie słodko-gorzka mieszanka opisywanych w niebanalny sposób uczuć stanowi największą wartość jego dotychczasowej twórczości. Jeśli potrafisz zauważyć w niej jedynie zestaw banalnych postaci i „zgrabną litanię internetowych memów”, to właśnie przegapiłeś jedną z najciekawszych wypowiedzi dotyczących kwestii, która w hip-hopie traktowana jest zazwyczaj prymitywnie – hedonistycznie bądź sentymentalnie. A tematowi temu na imię miłość.
Trudno powiedzieć, która z wydanych na razie przez Taco Hemingwaya EP-ek jest lepsza. Pod względem tekstowym wskazałbym jednak na „Trójkąt warszawski”, który, mimo swoich wad, a może i właśnie dzięki nim, ma szansę za ileś lat zyskać status klasyka. Warto jednak docenić to, że z produkcji na produkcję dostajemy propozycję bardziej zróżnicowaną. „Umowa o dzieło” to dziełko naprawdę przemyślane, bardziej niejednoznaczne muzycznie. Poza brzmiącymi bardzo tradycyjnie beatami, pojawiają się niemal synthpopowe pokłady wywołujące skojarzenia z brzmieniami wypełniającymi „Art Brut” Pro8l3mu („Następna stacja”). Trzeba przyznać, że Rumak potrafi stopniować napięcie i wprowadzać, niepokojące, dynamiczne rozwiązania („Awizo”). Zarówno autor muzyki jak i słów pokazują, że nie są więźniami określonej konwencji – muzycznej czy tematycznej.
Opowieści Taco, choć łatwo wskazać zawarte w nich gorsze fragmenty (np. bazowanie wciąż na jednym rymie, pretensjonalne wyznania: „ja wcale nie jestem liczbą”), to nadal imponują barwnym stylem, trafnością obserwacji i niejednoznacznością. „Następna stacja” to niby prosta rymowanka o stacjach metra, ale fragmenty poświęcone „paleniu i snuciu smutków” oraz pomysłowe ukazanie szybkości przemijania („koniec lipca za chwilę już znów zima”) sprawiają, że opisywana swobodnie podróż zyskuje drugie dno, staje się metaforą. Teksty na „Umowie o dzieło” raz zachwycają (doskonali „Białkoholicy”) innym razem wydają się być tandetą pisaną na kolanie („bądźcie cisi jak jacyś mnisi z Szaolin, bardzo mnie głowa boli”), często bardzo zgrabnie przechodzą od trywialności do oszczędnie dawkowanego patosu. Momentami blisko im do poetyki znanej z najlepszych piosenek Partii czy Komet. Podobnie jak Lesław, Taco potrafi pokazać intensywność przeżywania miasta, wyjątkowość snucia się po nim, spotykania przypadkowych ludzi i przeżywania nieprzypadkowych chwil. Może i „smak naszego życia to wygazowane piwo”, ale kto pił je rano, po ciężko przeimprezowanej nocy, ten wie, że może ono smakować naprawdę niepowtarzalnie.
Komentarze
[29 września 2015]
[29 września 2015]
świat jako wola i przedstawienie
[28 września 2015]
[24 września 2015]
gości na świecie. Mam nadzieję, że Ci od tego lepiej. Woluntaryzm. WOLUNTARYZM. Wytrysnąłeś już?
[3 września 2015]
[2 września 2015]
[2 września 2015]
[1 września 2015]
[31 sierpnia 2015]
[18 sierpnia 2015]
[24 lipca 2015]
[20 lipca 2015]
[20 lipca 2015]
[18 lipca 2015]
[18 lipca 2015]
[18 lipca 2015]