Ocena: 7

Tyler, The Creator

Cherry Bomb

Okładka Tyler, The Creator - Cherry Bomb

[Odd Future Records/Sony; 13 kwietnia 2015]

„Cherry Bomb” ma niejako ucinać ciągłość konceptualnych poczynań Tylera, składających się na oficjalnie już zamkniętą trylogię jego pierwszych albumów (czy też mixtape’u i dwóch albumów). Zgoda – pod względem treści mamy tu pewien nowy porządek, gdyż wpisywanie tych opowieści w szerszy narracyjny kontekst „Bastarda”, „Goblina” i „Wolfa” – choć wcale nie w pełni niemożliwe – byłoby raczej wymuszone. W tym świetle dosyć naturalnie kusi więc zastosowanie protekcjonalnego frazesu „Tyler nam dojrzewa”, ale przecież jest ono tu w pełni uzasadnione. Mamy wszak do czynienia z ciągle bardzo młodym gościem, którego wybryki obserwujemy właściwie od jego nastoletniości. To całkiem oczywiste (i w gruncie rzeczy niewymagające podkreślenia), że w ciągu ostatnich pięciu lat mogliśmy podglądać cały proces faktycznego dojrzewania Creatora, niekoniecznie nawet rozumianego na sposób artystyczny, ale choćby i powszechnie, by tak rzec – „życiowo”. No bo przypomnijcie sobie tylko, jak bardzo sami zmieniliście się w ciągu ostatnich pięciu lat (Facebook może okazać się żenująco pomocny).

Swoiste odejście od solidnie maglowanych wcześniej przez rapera tematów znaczyć może, że w końcu udało mu się zostawić dotychczasowe demony za sobą, co w przypadku Tylera wydaje się szczególnie istotne. Nie bez znaczenia jest tu zatem „autoterapeutyczny” wymiar fragmentów przywoływanej achronologicznej triady. I make song exactly about my life now unfortunatly….and I’m not depressed so you wont be hearing no sad shit from me at all. Smile baby – twittował zresztą nie tak dawno (pisownia oryginalna). W miejsce myśli samobójczych dostajemy więc gadki o rozwijaniu skrzydeł (motyw przewodni płyty), zamiast gwałtów na ciężarnych – szczere uczucie (co prawda do nieletniej), zaś koktajle z tanich dragów zastępuje niemalże straight edge’owy etos. „Tyler nam dojrzał”? Może „Tyler nam okrzepł”?

Rozwój Okonmy zauważalny jest jednak przede wszystkim w podejściu do robienia bitów. Choć zamiłowanie do nietypowych konfiguracji gładkich jazzowych akordów możemy mu przypisywać praktycznie od początku kariery, to jednak wydaje się, że w czasach „Goblina” występowały one jeszcze w roli mniej konstytuującej, a bardziej uzupełniającej dosyć mroczny sztafaż całości. Działo się to na zasadzie dodatkowego „udziwniania”, biorąc pod uwagę nierzadko obskurną stylistykę podkładów, do których takie wyrafinowane elementy teoretycznie pasować nie powinny. Poza tym wspomniane progresje akordów same w sobie były przy okazji jakby przypadkowe. Stosowane przez Tylera circa 2011 dysonansowe melodyjki można było w końcu odbierać zarówno jako przemyślane, niepokojące w klimacie zabiegi kompozycyjne, jak i – po prostu – zwyczajne fałsze (ciągle sprawdzające się w swojej roli, nawet jeśli powstałe z lenistwa). Przykłady obu przypadków rozkładały się na przestrzeni albumu w proporcjach mniej więcej równych, co w gruncie rzeczy musiało odpowiadać raperowi, którego najsłynniejszą kwestią na tamten moment było I’m a fucking walking paradox / No, I’m not.

Na „Wolfie” sprzed dwóch lat Tyler zdecydowanie zaczął eksplorować tę jazzującą wykwintność z większą uwagą, ale nadal z niemałą zaciekłością zdarzało mu się uciekać w drugą z ulubionych estetyk – z premedytacją nieprzyjemną, jakby prymitywistyczną, poniekąd nawet „uliczną” grę. Po ostatecznym rozliczeniu tematów, które takich podkładów zwyczajnie potrzebowały, przy tworzeniu „Cherry Bomb” wreszcie mógł pozwolić sobie na idealne wyważenie proporcji. Oba wskazane wyżej żywioły pojawiają się tu oczywiście nadal, jednak – poza jednym przypadkiem – nie wysadzają się nawzajem z krzeseł na drodze agresywnej walki o stery przez całą długość tracklisty.

Wspomnianym wyjątkiem jest sekwencja „Find Your Wings”/„Cherry Bomb”, gdzie absolutne piękno fragmentu pierwszego zostaje zastąpione doprowadzonym wręcz do absurdu yeezusowo-deathgripsowym noisem drugiego. Z reguły jednak będące dziś największą obsesją Tylera-beatmakera wysublimowane zmiany akordowe prosto z Wonderowskiego warsztatu, magicznym trafem spotykają się tu z głośnym i złowieszczym ogniwem jego twórczości w pewnej niewytłumaczalnej harmonii, często nawet na przestrzeni jednego utworu. Na upartego nawet rozmyślna przebrzydłość kawałka tytułowego zostaje w drugiej połowie ucięta śpiewną codą, której – nawet mimo niezmiennie spaczonego miksu – trudno nie zaklasyfikować do grona tych „ładnych”. Wobec powyższego zupełnie nie dziwi skumanie się Okonmy z osobą taką jak Mac DeMarco (w „2seater” pojawia się nawet tekst o słuchaniu jego muzyki). Kanadyjczyk, pozostając – podobnie jak Tyler – postacią zakręconą i nieokrzesaną, jednocześnie serwuje przecież publiczności najpogodniejsze, bezwzględnie sympatyczne dźwięki, zupełnie niesugerujące względnej obskurności warunków, w jakich powstają. Fucking walking paradox(es).

Wielu krytyków tę wzmożoną kondensację sprawdzonych składników odczytuje jako przyczynę chaotyczności tego materiału. Trudno mi się z tym zarzutem zgodzić. Nie tylko dlatego że lubię zwarte formy, a tu wreszcie otrzymałem płytę jak na swój gatunek stosunkowo krótką. Również dlatego, że intensywność wszystkich tych nagłych transformacji struktur w obrębie utworów w całym swoim szaleństwie raczej dodatkowo przykuwa uwagę, niż męczy. Zarzucać bałaganiarstwo „Cherry Bomb” to jak oskarżać o to samo nowego „Mad Maxa”. Epileptyczna jazda Tylera to ciąg zadziwiająco logiczny. Choć – podobnie jak seria post-apokaliptycznych filmów – co rusz prowokuje śmiałością głupkowatych rozwiązań, to w odróżnieniu od niej (a także własnej serii dotychczasowych albumów) jej wydźwięk jest jednak ostatecznie całkiem pozytywny. To ważny krok Creatora na drodze do dorównania swojemu idolowi numer jeden, Pharrellowi. Owszem, można zmyślnie kopiować estetykę grupy N.E.R.D, jak w otwierającym spektakl „Deathcamp”, lecz można także po prostu stać się „happy”. IKS DE.

Jędrzej Szymanowski (17 czerwca 2015)

Oceny

Jędrzej Szymanowski: 7/10
Wojciech Michalski: 6/10
Średnia z 2 ocen: 6,5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także