Disappears
Irreal
[Kranky; 19 stycznia 2015]
Tracę powoli nadzieję, że z Disappears jeszcze coś będzie. Patrząc na dokonania amerykańskiej formacji jedynie w kierunku wydanego w 2012 roku „Pre Language" można skierować ciepłe słowa. Reszta nagrań orbituje wokół monotonnego post-punku. Nie inaczej jest z „Irreal".
Dissappears przypomina klasowego leniwego zdolniachę. Takiego, co mógłby wiele, ale mu się nie chce i idzie bezustannie na skróty. Niemalże każdy numer wykazuje pewien potencjał, który niestety wciąż musi się chować za ścianą wypchaną dłużyznami. Obecność w grupie Steve'a Shelleya, perkusisty Sonic Youth, może mieć coś z tym wspólnego, gdyż rzeczywiście niektóre kompozycje brzmią jak odrzuty jego dawnego zespołu, ale dodatkowo poddane obróbce utrzymanej w duchu Liars. Oszczędność środków wyrazu, skupienie, graniczące z obsesją, na punkcie jednego bądź dwóch dźwięków, klasyczne epatowanie depresją, wreszcie zupełnie wycofany, skrajnie znudzony wokal Briana Case'a - tak wygląda rzeczywistość Disappears.
Paradoksalnie coś w tym jest. Piąty longplay Amerykanów nie daje o sobie zapomnieć, wciąż prowokując do kolejnych odsłuchów. Odbiór zmienia się za każdym razem; momentami nawet zdaje się, że już coś „załapało". Chicagowska formacja potrafi od czasu do czasu wrzucić inny bieg, oszołomić hałasem, a nawet wkręcić osobliwymi próbami hipnozy nieskrępowanym psych rockiem. Kłopot pojawia się w momencie, kiedy oczekujemy rozwinięcia wątków, jeszcze większej kreatywności oraz elementu zaskoczenia. Tego brakuje.
„Irreal" jest wydawnictwem niespełnionych możliwości. Zacnych inspiracji tu nie brakuje – znajdziemy wspomnianych wcześniej Liars, także This Heat, garść krautrocka, HTRK, The Fall. Na papierze sprawa wygląda co najmniej nieźle, w praktyce jest już gorzej. Istnieje możliwość, że przy trzydziestej sesji nie będziemy mogli odkleić się od Disappears. Ale czy jest ktoś chętny na takie poświęcenie?