Taylor Swift
1989
[Big Machine; 27 października 2014]
Dawno już muzyczny mainstream nie uginał się tak mocno pod dominacją jednej postaci, jak w 2014 za sprawą Taylor Swift. Połączenie wielkiego osobistego uroku z mistrzowskim PR-em uczyniło z Amerykanki absolutny koszmar konkurencji. Nagle Katy Perry, Rihanna, Miley – wszystkie one w tej chwili wyglądają równie szaro jak wczorajsza gazeta. Na koniec roku Taylor zgarnia pełną pulę: „1989” jest niekwestionowanym bestsellerem minionych miesięcy, ona sama – obsypywaną z lewa i prawa statuetkami supergwiazdą, kobietą roku wg „Billboardu”. Zresztą ciężko znaleźć liczący się lifestyle’owy tytuł, który w ostatnim czasie nie wydrukowałby jej nienagannej sylwetki na okładce. Chyba że – wzorem akcji ze Spotify – sama tak zdecydowała. BO MOŻE. Na pewnym etapie ta bezbłędność stała się dość nieznośna: Taylor jest zawsze uśmiechnięta, Taylor masakruje hejterów, Taylor rozkręca imprezy, na których cyka sobie selfies z najwierniejszymi fanami, Taylor kumpluje się z Leną Dunham, Taylor nawija do kawałków Kendricka, Taylor oddaje kasę ze sprzedaży singla na rzecz dzieciaków z nowojorskich szkół. Po prostu niewolniczka pozytywnego przekazu. No ileż można, niechże ona w końcu zrobi coś nie tak.
Miejmy to z głowy: Swift przebrnęła długą drogę od prowincjonalnej girl-next-door do ikony współczesnej Ameryki i jest dziś nowokoronowaną królową popu. Symboliczna metamorfoza, jaką przeszła pomiędzy „Red” i „1989”, to popowa klasyka, a jednocześnie zagrywka va banque, w której de facto nie było niczego ryzykownego. Dysponując tak wytrawnym zapleczem Swift mogłaby równie dobrze nagrać album akustyczny albo EDM-owy i wciąż „tyle wygrać”. Sama postać Taylor elektryzuje dziś miliony, a do tego jej songwriterscy partnerzy to w sensie komercyjnym gwarancja samych celnych strzałów, wreszcie jej marketingowcy są w stanie opakować każdy produkt w sposób równie genialny, co polaroidowy koncept wokół „1989”. Ta wielka maszyna to na tę chwilę istne perpetuum mobile showbizu.
Skoro wobec tego jest tak różowo, to czemu u góry widzicie skromną szósteczkę zamiast soczystej dziewiątki? Może dlatego, że za często nad piątym longplayem Taylor Swift unosi się widmo sukcesu raptem połowicznego. Czemu kusząca i atrakcyjna koncepcja powrotu do brzmienia popu A.D. 1989 pozostała tak naprawdę niespełniona? Piosenki z „1989” często duszą się w dość konwencjonalnej, jak na dzisiejsze standardy, produkcji, a skręt w kierunku „hipsterskiego” popu w rodzaju Chvrches, M83, Haim czy Lorde to w gruncie rzeczy zniżenie się do poziomu mocno już wyświechtanych rozwiązań. Do tego trudno nie ulec wrażeniu, że te utwory kompozycyjnie bywają do siebie odrobinę podobne. Ballady są wciąż ładne, ale czy warto poświęcać swoją tożsamość dla tak czytelnych imitacji Lany del Rey, jak ta z „Wildest Dreams” albo niewiele mniej oczywistego „I Know Places”? Czy znajomość z wokalistą Snow Patrol ma usprawiedliwiać cytowanie melodii „Called Out In The Dark” w zwrotkach skądinąd fajnego „Clean”? Czy traktować na poważnie rozkminianie tekstów, które w większości są oparte na romansie z członkiem formacji One Direction? Pytania dopisują się same.
„1989” nie jest w żadnym momencie złe (zostawiając może margines błędu dla nieco klocowatego „Bad Blood” – cóż, jej „Dark Horse” to nie będzie). Przeciwnie, oferuje całkiem przyjemne słuchanie, a z każdym kolejnym razem tych sympatycznych niuansów tylko przybywa, co w popie nie musi być normą. Jednak z ręką na sercu nawet highlightów albumu – m.in. „Blank Space”, „Style”, „Shake It Off”, „I Wish You Would” – o żadnej porze dnia i nocy nie przyjąłbym w zamian za np. tytułowy numer z „Red”. I stąd to rozczarowanie. Z wiary, że świat potrzebuje naprawdę świetnego albumu Taylor Swift. Niestety to jeszcze nie ten.
Komentarze
[3 stycznia 2015]
[1 stycznia 2015]
[1 stycznia 2015]
Któregoś dnia w połowie gazet londyńskich była (foto)relacja z imprezy Victoria's Secret, gdzie Taylor Swift do granic przesady próbowała udowodnić, jak bardzo jest cool - niestety w nocnej bieliźnie jej nogi wyglądały słabiutko. Chude, pozbawione w odpowiednich miejscach krągłości. Od pasa w dół coś typu 2.8/5. Przykro mi....
[1 stycznia 2015]
[31 grudnia 2014]
[31 grudnia 2014]