Ocena: 8

Sleaford Mods

Divide And Exit

Okładka Sleaford Mods - Divide And Exit

[Harbringer; 28 maja 2014]

„Divide And Exit” to obok dwóch tegorocznych kompilacji (zbierających starsze numery oraz single) najważniejszy album w blisko 10-letniej karierze Jasona Williamsona i Andrew Fearinga. Co ciekawe, to przełomowe wydawnictwo wyszło sumptem wytwórni Harbringer, w której katalogu dominują industrial i noise (Hair Police, Prurient). Bezkompromisowość Sleaford Mods sprawia jednak, że pośród tych nazw nie wyglądają wcale na najgrzeczniejszych. Kontekst społeczno-polityczny, na którym wyrośli, doskonale oświetlił już Marek Sawicki w recenzji dla PopUp. W ogromnym skrócie jest to portret Anglii szarej skontrastowany z Anglią wesołych konsumentów, klasy rządzącej i zupełnie już odklejonym światem gwiazd popkultury. „I still can't get used to feces. It's just fucking horrible. I mean, mine's disgusting. It's inspiring: having to go to the toilet and release all of it. And then you walk out of the loo and there's a picture of Beyoncé looking stunning. You can't connect the two things, can you?” - wyznał frontman w wywiadzie dla Guardiana. Markiz de Sade miał swoją filozofię z buduaru, a Williamson ma socjologię z toalety.

Żeby Sleaford Mods zaskoczyli, trzeba uświadomić sobie napięcia w ich wizerunku, tekstach, muzyce. Z jednej strony mamy szemranych typów wychowanych na budach fish&chips gdzieś po ciemnej stronie Nottingham, gdzie nie ma już żadnego Robin Hooda i trzeba samemu zakasać rękawy do roboty i wpierdolu („Tied up in Nottz, Nottz with a Z, you cunt”). Z drugiej - ironicznych, inteligentnych obserwatorów, błyskotliwie rozliczających się z brytyjską, ale również szerszą rzeczywistością („The dinosaurs are stuck on Denmark Street/The boots of Hendrix lick my feet/I'm not bothered, I never was/Here's a crap caravan on Tiswas”). Pożyczają sobie od Shane'a Meadowsa prowokacyjne hasło this is England i pokazują współczesny świat nędznych dilerów i nędznych warunków pracy. Unikalne jest to, że oprowadzają po nim jako specyficzny duet błaznów: Williamson - plujący fokami koleś z rozpraszającą resztką po grzywce i wiecznie swędzącym nosem; Fearing - DJ-leser, który zapuszcza empetrójkę, po czym z piwem w dłoni podpiera ścianę. Kiedy intensywnie wczuwają się w rytm, wyglądają jak figurki bubble head na koksie. Wiadomo jednak nie od dziś, jak sprytnie błazen rozgrywa sobie układ buffo/serio.

Duet para się quasi-rapem, ale nie odnosi się do żadnych klisz z hip-hopu. To jest taki kanał środka, w pewnym sensie jak wczesny Afro Kolektyw. Sam wokalista ceni „Original Pirate Material” The Streets, ale to chyba wszystko. Sleaford Mods grają raczej post-punk w duchu The Fall - MES używał recytacji i skandowania jako zindywidualizowanych narzędzi, podobnie robi to Williamson. Ważnym punktem odniesienia będzie również performatywna, punkowa poezja Johna Coopera Clarke'a, zresztą kumpla MESa. Jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi, Sleaford Mods udaje się wskrzesić wiele ważnych cech, które decydowały o fenomenie The Fall – postawa permanentnego zgorzknienia, prowokacyjność i polityczna niepoprawność, tekstowy bullshitting, programowa repetytywność, instrumentalne traktowanie samej muzyki. No i co nie mniej istotne – miłość do białej kreski i lagera. Jason Williamson wypracował jednak wyjątkowy, idiosynkratyczny styl - zdławionym głosem stadionowego lumpa na wpół wykrzykuje mocne i zarazem zabawne linijki, przeładowane konfrontacyjnymi, nierzadko skatologicznymi wiązankami, pomiędzy którymi łapie tak głośne hausty powietrza, jak gdyby naprawdę podtapiał się w rynsztoku. Klasa.

Już poprzednim albumem Sleaford Mods udowodnili, że niesłusznie utknęli w obskurnych knajpach, chociaż nadal nie sposób mi wyobrazić ich sobie na festiwalach. Na wysokości „Austerity Dogs” (dobrej alternatywie dla nazwy zespołu) nastąpiła istotna zmiana estetyczna – zamiast wykorzystywania sampli z odzysku i nieco bogatszego aranżu utworów, duet postawił na minimalistyczną partię basu i tanie bity z maszynki perkusyjnej. Zrobiło się dużo agresywniej, brakuje utworów śpiewanych. „Divide And Exit” doprowadza tę estetykę do perfekcji. Narracja stała się bardzo krzykliwa, trzymająca się konkretnego, ostrego flow. Nie ma już zblazowanego, nieco psychodelicznego storytellingu jak w doskonałym „Double Diamond”. I chociaż wcześniejsze albumy przyniosły kilka ich najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych numerów („Jolly Fucker”, „Jobseeker”, „Fizzy”, „Donkey”, „McFlurry”), to właśnie „Divide And Exit” wydaje się być albumem najrówniejszym, zarówno estetycznie jak i jakościowo. Ale bez względu na niuanse, nie przemieszcza się sedno projektu, czyli celne i przezabawne teksty Williamsona.

W ostatnich latach znacząco wzrosła liczba kolizji wśród pieszych. Zderzamy się ze sobą, ze słupami, z rowerzystami. Podobno liczba ta jest proporcjonalna do upowszechnienia smartfonów. Postępującej choroby ekranowej, którą dawno temu wywąchali Debord i Baudrillard, dotyka „Tweet Tweet Tweet”, przekuwając ją w ogólniejsze otępienie i wysuwając mizantropiczną diagnozę: „This is the human race/UKIP and your disgrace/Chopped heads on London streets/All you zombies tweet tweet tweet”. Nie brakuje również kpiny ze środowiska muzycznego. Linijka „You look like Paul Weller/Fuck off” jest tak prostacka, że ciężko się nie uśmiechnąć. Albo tekst z Twittera Williamsona: „Work. Worse than Liam Gallagher's tweets”. Nie oszczędza nawet najwyższych rangą - „The Corgi” traktuje o ulubionej rasie psów królowej brytyjskiej. „Cameron's hairdresser got an MBE/I said to my wife you better shoot me” - pada z kolei w „Tiswas”, do którego nakręcono odpowiedni klip. Gorzki humor wkurwionych ludzi. Woskowych figur dewastowanych przez Williamsona jest zresztą tyle, że trudno je wszystkie zliczyć.

Sleaford Mods nie tyle jednak marzą o wyczyszczeniu Anglii/Zachodu przy pomocy bomby atomowej, co prowokują do wyjścia z marazmu – wymierzają policzki, oblewają piwem, bekają do ucha i rzucają petardy pod nogi. Występy uliczne, zarazem w charakterze solidaryzującej, społecznej demonstracji, jak i zwykłego odlania się pod ścianę, wychodzą im tak przekonująco, że trafiają się goście mało zdystansowani, którzy mają jakiś problem. Bo, ekhm, Modsi, nie tylko manifestują wstręt do poruszanych tematów, ale niejako również do samego tworzenia muzyki („I got an armful of decent tunes, mate”). Rządzi ekonomia środków, ale dalej jest jeszcze ekonomia występów - na koncertach ograniczają się do odtwarzania gotowych podkładów. Williamson grywał w kilku zespołach w Anglii i San Francisco, ale granie w bandzie szybko zdemaskował jako ego-trip. W dupie mają nawet dodawanie tekstów do LP. Niewątpliwie więc jest to jeden z tych projektów, przy którym ktoś może mieć dylematy – zaangażowanie czy nihilizm, wysokie pobudki czy niskie, artyści czy głąby. Ale odpowiedź jest przecież krótka i oczywista: FUCK OFF.

Karol Paczkowski (18 grudnia 2014)

Oceny

Michał Pudło: 8/10
Średnia z 1 oceny: 8/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: svvsvvv
[14 marca 2017]
Na chuj się wszyscy czepiacie kolegi? Może sami zaczniecie pisać recenzje skoro przypierdalanie się wychodzi wam tak dobrze?
Gość: maras63
[7 lipca 2015]
Frazes polskiej prawicy? Chłopie spróbuj używać słowa "pedał" albo "murzyn" to poznasz działanie tego frazesu.
Gość: karol p
[23 grudnia 2014]
@fireshow Użyte z przekąsem. A pojęcia (nie-)poprawności politycznej raczej w ogóle nie da się traktować poważnie. Życzę więcej dystansu.
Gość: fireshow
[23 grudnia 2014]
''postawa permanentnego zgorzknienia, prowokacyjność i polityczna niepoprawność''

O matko. Ostatnią rzeczą jakiej spodziewałem się na screenagers jest używanie językowych frazesów polskiej prawicy, z nieszczęsną ''poprawnością polityczną'' na czele.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także