Ocena: 7

Deerhoof

La Isla Bonita

Okładka Deerhoof - La Isla Bonita

[Polyvinyl/Lado ABC; 4 listopada 2014]

Deerhoof zaskakują kilkanaście razy na minutę – nawet gdyby dosłownie zamienić się w słuch, trudno byłoby połączyć poszczególne wątki ich kompozycji w jedną całość. Tym bardziej nie sposób przewidzieć, co przyjdzie im do głowy na kolejnej długogrającej płycie. Przy czym „długogrająca” brzmi tu niefortunnie: „La Isla Bonita” trwa bowiem nieco ponad pół godziny i brzmi jak synteza studyjnych improwizacji oraz zwiastun tego, co zespół w pełnej krasie prezentuje na żywo. Równocześnie jednak wydaje się albumem bardziej kompletnym i przemyślanym niż ubiegłoroczny „Breakup Song”, który stawiał raczej na odrębność poszczególnych piosenek niż na spójność.

Na „La Isla Bonita” Deerhoof żegnają się z elektroniką i wracają do swojego klasycznego, garażowego instrumentarium, co być może zadowoli „starszych” fanów grupy. Zwłaszcza że to ograniczenie udaje się przekuć w atut. Jak zwykle w przypadku Deerhoof najwięcej frajdy sprawia mi wsłuchiwanie się w wokalny i instrumentalny interplay: tu gitara wtóruje wokalowi, a tam gra mu wbrew. Ten dialog (lub konfrontację) uzupełniają odniesienia do różnych odmian muzyki folkowej oraz łączenie ich z noisem, garage rockiem, i wreszcie popem w muzykę równie przyjemną, co nadpobudliwą. Na „La Isla Bonita” dominują wpływy afrobeatu i tropicalii, traktowane tak z uznaniem, jak i z przymrużeniem oka – muzycy do woli manipulują melodią, tempem i dynamiką, wykonując przy tym gatunkową żonglerkę (nic zatem dziwnego, że polskim dystrybutorem płyty jest wytwórnia Lado ABC). Element równowagi wprowadza znakomita jak zwykle sekcja rytmiczna, czyli duet Greg Saunier-Satomi Matsuzaki, zamieniający muzykę Deerhoof w szaleństwo kontrolowane. Z drugiej strony nie brakuje na „La Isla Bonita” także polirytmii, która sprawia, że faktury piosenek zdają się jeszcze bardziej niezgłębione. Orientację w tej głębi przywracają partie gitar, raz przywołujące skojarzenia z tak oswojonymi melodiami jak „Tomorrow Never Knows” czy „Crosseyed and Painless” („Paradise Girls” brzmi jak połączenie tych dwóch utworów), innym razem przywodzące na myśl utwory Modest Mouse („Black Pitch”). Tym samym aranżacje z pozoru improwizowane, złożone z partii grających każda na własną modłę, układają się w skończone całości, którym nie brak ani wdzięku, ani ładu. Na tym właśnie opiera się kompozycyjna formuła Deerhoof – formuła, jak dotąd, niewyczerpana.

„La Isla Bonita” może – jak proponuje zresztą sama Satomi – służyć za wprowadzenie w różnorodną dyskografię Deerhoof. W „Exit Only”, pierwszym singlu z płyty, Satomi z podszytą humorem lekkością śpiewa „there’s too many choice to order breakfast”. To proste zdanie, także przez zawarty w nim błąd, zgrabnie podsumowuje trzynastą płytę Deerhoof: forma jest już znana, pozostaje nam więc skupić się na szczegółach, przebierać w nich. Każdy z tych drobiazgów, pojedynczych dźwięków jest bowiem bodźcem, który pobudza do reakcji, choć odmiennych dla każdego odbiorcy. Przy takiej muzyce nie sposób się wyłączyć.

Ania Szudek (18 listopada 2014)

Oceny

Michał Pudło: 7/10
Średnia z 1 oceny: 7/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: nice
[21 listopada 2014]
Deerhoof wydaje w Lado? A to ciekawe.

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także