Ex Hex
Rips
[Merge; 7 października 2014]
Mam szczególną słabość do amerykańskiego power-popowego grania z przełomu lat 70. i 80. – piosenkowego popu tworzonego w warunkach nowofalowej filozofii redukcji środków. Są dni, kiedy mało rzeczy raduje mnie na równi z kolektywnym, porywającym drive’em „American Girl”, soczystością riffu „Hit Me With Your Best Shot”, słodyczą refrenu „Jessie’s Girl”... Oczywiście ta „scena” miała swoje wielkie indywidualności, daleko wykraczające poza schemat: Blondie, Pretenders czy The Cars zapisali się złotymi zgłoskami w dziejach rocka. Miała też swój moment nowopopowej iluminacji – komercyjną kulminację z numerem jeden dla „I Love Rock ‘n’ Roll” w 1982 roku, wykonywanym przecież przez niegdysiejszą liderkę The Runaways. Zresztą, z tego miejsca wychodzą na różne sposoby takie supergwiazdy lat 80., jak Belinda Carlisle, Bryan Adams czy nawet, poniekąd, Cyndi Lauper.
Powyższy sentyment dzielę najwyraźniej z Mary Timony, znaną dotąd z szeregu mniej lub bardziej istotnych indie-rockowych projektów, z których najszerzej kojarzone są chyba Helium (nagrywające w latach 90. dla Matadora) i niedawne Wild Flag. Zdaje się jednak, że w jej dyskografii prym wiodły jak dotąd szorstkie gitarowe formy, mogące kojarzyć się z poczynaniami Sleater-Kinney czy PJ Harvey. Wliczam w to również wydany w 2005 roku album „Ex Hex”, z którego nazwę zaczerpnęła dla swojego nowego projektu Timony. „Rips”, które za inspirację bierze cały pierwszy akapit powyższej recenzji, to zatem w pewnym sensie punkt zwrotny – jej najłagodniejsza, najbardziej popowo zorientowana rzecz, która prawdopodobnie stanie się też pierwszym minor hitem w karierze 44-letniej songwriterki.
Czy słusznie? Na pewno warto docenić rzetelność, z jaką Timony przeprawia się przez instytucję rockowego power-tria. Nawet jeśli „Rips” nie jest sensu stricto hołdem dla epoki, to wiele manieryzmów zostało odwzorowanych w detalach. Proste rzeczy najłatwiej popsuć, ale w przypadku Ex Hex produkcja jest trafiona w dziesiątkę: gitary mienią się całą gamą oldschoolowych efektów, nie tracąc nic ze swojego żaru, sekcja rytmiczna jest należycie eksponowana, a wokal Mary – przypominający momentami wczesną Chrissie Hynde – przetwarzany, nakładany, obrabiany niemal zawsze z korzyścią dla kawałków. Czego zatem brakuje? Songwriterskiego błysku, który odwróciłby uwagę choćby od tych zgrabnych, choć mało odkrywczych cytatów z proto-alternatywnej klasyki (np. riff z „Sweet Jane” w „Hot And Cold”, emblematyczna fraza „Roadrunnera” Modern Lovers wykorzystana w „Radio On” itp.; brat słusznie podrzuca mi jeszcze „Radio Free Europe” jako trop dla „You Fell Apart”). Najlepsze momenty tej płyty (dwa wyżej wymienione, opener, „Waste Your Time”) to bardzo fajne, gitarowe piosenki, ale całościowo „Rips” za sensację uznać nie można.