Ocena: 7

Kamp!

Baltimore [EP]

Okładka Kamp! - Baltimore [EP]

[Cascine; 26 sierpnia 2014]

Amerykańsko-brytyjskiej wytwórni Cascine, mającej pod swoimi skrzydłami m.in. Jensen Sportag, a niegdyś choćby Boat Club, jak mało której można ufać w kwestii doboru i późniejszej promocji młodych, wartościowych zespołów. Do szacownego grona jej podopiecznych dołączył niedawno także nasz Kamp!, co wydaje mi się najlepszą recenzją, jakiej kiedykolwiek doczekała się twórczość tria (zerknijcie tylko, jak ładnie prezentuje się „Baltimore” nieopodal „Stealth of Days” w labelowym katalogu). Z łódzko-wrocławskim składem spotykamy się więc w zupełnie innych okolicznościach (jeszcze świeże zachwyty Guardiana) niż ostatnio.

Zagraniczne wojaże (EPkę nagrano w Madrycie) odcisnęły najwyraźniej swoje piętno na warstwie brzmieniowej minialbumu. O ile dotychczasowe produkcje zespołu przede wszystkim odprężały, prowokując do postukiwania nogą, bujania się do rytmu i, finalnie, okołowakacyjnych skojarzeń, tak na „Baltimore”, choć oczywiście wciąż przeważa duch melodyjnych lat 80., panowie odważnie sięgają także po brudniejsze patenty. Ale po kolei. W tytułowym kawałku wszystko jest jeszcze znajome: od drapieżnych synthów, które korespondują trochę z tym, co działo się od 30 sekundy remiksu „Dancing Shoes”, po danie główne w postaci wyśpiewywanego przez Tomasza Szpaderskiego: „When I’m off my feet I can let you go…”. W nieco mniej oczywisty sposób – zwłaszcza w kontekście dotychczasowej twórczości grupy - rozwija się już jednak przesiąknięte atmosferą dusznego klubu „Early Days”. Wykalkulowany, hipnotyczny rytm a la The Field czy Caribou zaskakuje tu bowiem swoim chłodem i konsekwencją, a odsapnąć od niego (lecz tylko przez chwilę) można dopiero w okolicach trzeciej minuty, gdy ożywcze wejście wokalu wpuszcza w ten zaduch nieco tlenu. Kamp! flirtujący z housem i minimalami? „- Agustin? – Jestem na tak!”. Najmniej z całego zestawu przekonuje mnie „Parallels”, ale i tutaj warto docenić grację, z jaką poszczególne motywy układają się w przestrzenną (słowo klucz) dźwiękową mozaikę.

Czyli co, historia się powtarza i po raz drugi nie pozostaje nic innego, niż z ekscytacją czekać na longplay? Nauczony doświadczeniem, w ferowaniu wyroków będę ostrożny: debiutancki album, mimo że ostatecznie dałem mu mocne siedem, lekko mnie jednak rozczarował. Niemniej, jeśli kolejny długograj Kamp! będzie obfitował w choćby kilka tak celnych tracków jak „Early Days”, to już nie tylko w polskiej, ale i międzynarodowej prasie muzycznej powinno być o nim całkiem głośno. Tylko, do cholery, kto na Amazonie otagował „Baltimore” jako alternative rock?

Wojciech Michalski (16 września 2014)

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: kniaź
[13 stycznia 2015]
"Early Days" zajmujące.
Gość: Dygnitarz
[15 września 2014]
przecież nudne na maksa, zastanawiałbym się nad 5-ką. a, "hipnotyczny rytm a la The Field" = lol

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także