
Chrome
Feel It Like A Scientist

[King of Spades; 5 sierpnia 2014]
Kiedy wydobyłam zespół Chrome z odmętów Rate Your Music, przypomniała mi się „Ucieczka z Nowego Jorku” Johna Carpentera – autoironiczne, kampowe science fiction o tym, jak w 1997 roku miała wyglądać amerykańska metropolia, doprowadzona na skraj upadku przez przestępczość i nieudolne zarządzanie. Film powstał w 1981 roku, czyli w czasie, gdy Chrome nagrywali swoje najpopularniejsze obecnie płyty. Dziś już wiemy, że ówczesna wizja Carpentera nie sprawdziła się, a 1997 rok w istocie był dla Nowego Jorku okresem dobrobytu i prosperity. Zasadniczo to właśnie dlatego film tak nieznośnie trąci dziś myszką. Z tym że jest jeszcze jeden powód – nazwijmy go estetycznym anachronizmem. Wszak jak można porównywać science fiction nakręcone za sześć milionów dolarów z budżetami współczesnych blockbusterów gatunku?
Klimatem przestarzałego science fiction wybrzmiewają właśnie wczesne płyty Chrome, co nadaje im komiksowy charakter: chodzi w nich nie tyle o samą muzykę, co o make-believe z udziałem robotów, zombie i kosmitów, krótko mówiąc – sztandarowych bohaterów amerykańskiej popkultury. Z tego względu „Half Machine Lip Moves” i „Alien Soundtracks” pozostaną reliktem późnych lat siedemdziesiątych, gdy technologia kojarzyła się głównie z żelastwem i migotaniem kolorowych światełek. „Feel It Like A Scientist” próbuje się wzbraniać przed tymi popkulturowymi wyobrażeniami, zachowując jednocześnie wyrazistość dawnego Chrome. W efekcie otrzymujemy coś na kształt koncept albumu, złożonego z odrzutów i b-side’ów o unowocześnionym brzmieniu. Nie uświadczy się zatem na „Feel It Like A Scientist” tego lo-fi i industrialnych szumów, które stanowiły nieodzowną jakość pierwszych płyt zespołu, choć inne rdzenne dla nich elementy – sample ludzkiego głosu, robotyczny wokal, syntezatorowy hałas – pozostały na swoich miejscach. Z drugiej strony post-punkowy urok dawnego Chrome na nowej płycie skrył się za gotykiem i doomem, tak że w niektórych utworach (choćby „Prophecy” czy „Six”) Helios Creed – jedyny członek oryginalnego składu – brzmi niemal jak Peter Steele z Type O Negative. Jeszcze większe novum stanowi finałowe „Nymph Droid”, czyli sci-fi drone z elementami wschodnimi.
„Feel It Like A Scientist” można skwitować słynnym cytatem z The Kurws – Chrome nie brzmią dziś ani lepiej, ani gorzej niż przed laty. Przy całej swojej oryginalności pozostaną zespołem dla koneserów, w czym nowa płyta tylko mnie utwierdza. W istocie, odjąwszy nieliczne urozmaicenia, „Feel It Like A Scientist” mogłaby się ukazać trzydzieści z okładem lat temu, co stawia ją w jednym szeregu z „Ucieczką z Nowego Jorku” i innymi ramotkami minionej już epoki. Co nie oznacza jednak, że muzyczny sci-fi horror Chrome nie może dziś być osobliwą rozrywką i – no właśnie – ucieczką od szarej rzeczywistości tego czy innego nowoczesnego miasta.
Komentarze
[27 września 2014]
[21 września 2014]
[21 września 2014]
[21 września 2014]
[20 września 2014]
[20 września 2014]
[19 września 2014]
ciekawostką jest, że z jakiegoś powodu bardzo lubił ich namecheckować Stephen Malkmus
[19 września 2014]
[19 września 2014]
nie zgodzę się, że starsze płyty Chrome mają komiksowy charakter, one raczej używają języka filmów klasy B, libidynalnej muzyki rockowej i paranoicznych broszurek poświęconych UFO, żeby powiedzieć o czymś znacznie bardziej przerażającym
[19 września 2014]
[19 września 2014]
Normalnie, było to sci-fi lepsze. Lepiej nakręcone, zagrane, zmontowane. Z lepszym tempem, napięciem budowanym za pomocą światła i aktorstwa zamiast CGI i walących basów w wielkiej sali kinowej. No bo czy klasyczny już "Alien" z 1979-ego jest gorszy niż beznadziejny "Prometeusz", bo ten drugi miał większy budżet? I skąd pojazd po Carpenterze? "Ucieczka" też była mocno stylizowana, dystopię rysował z przymrużeniem oka. Nie trafił tylko z lokalizacją - w ruiny rozpadło się Detroit, a nie NYC. I pomylił się o dekadę.
Problem z Chrome natomiast polega na tym, że Edge i Creed razem tworzyli coś świetnego, a oddzielnie - niekoniecznie. Edge ciągnął w stronę gotyckiego post-punku, Creed w sci-fi rock. W duecie im się to jakoś fajnie rozkładało. A teraz to praktycznie solowy Creed pod inną nazwą.