Ocena: 8

Shabazz Palaces

Lese Majesty

Okładka Shabazz Palaces - Lese Majesty

[Sub Pop; 29 lipca 2014]

Narkotyki i hip-hop współistnieją ze sobą od samego początku. Wszak sam hip-hop narodził się w mrocznych dla historii Nowego Jorku latach 80., kiedy to w biednych, przepełnionych przestępczością dzielnicach, takich jak Queens czy Bronx, szalała epidemia cracku, silnie uzależniającego i wyniszczającego narkotyku, który zbierał wysokie żniwo wśród biednych, głównie latynoskich i afroamerykańskich, mieszkańców tych dzielnic. Z rozwojem gatunku temat nieco zelżał i numerem jeden w rapie stała się marihuana. Pojawia się też oczywiście alkohol, i to często. Więksi imprezowicze lubią rapować o kolumbijskiej kokainie, MDMA (czyli Ecstasy) oraz purple drank, czyli napoju z purpurowego syropu na kaszel zawierającego np. kodeinę. Wśród tej całej mapy środków psychoaktywnych stosunkowo rzadko pojawiają się w hip-hopie odniesienia do psychodelików i halucynogenów, takich jak grzyby psylocybinowe, LSD, szałwia czy DMT. Choć znana jest historia Madliba, który stworzył debiutancki album pod futrzastym alter ego Quasimoto, The Unseen, podczas tygodniowej sesji z „magicznymi” grzybami. Być może wynika to z tego, że środki psychodeliczne, wymagające często wyciszenia i skupienia, nie pasują do enerigcznej i imprezowej natury hip-hopu.

Na tym tle wyróżnia się pochodzący z Seattle duet Shabazz Palaces. Ishmael Butler (poprzednio udzielający się od lat 90. w formacjach Cherrywine i jazz-hopowym Digable Planets) oraz pochodzący z Zimbabwe perkusista Tendai Maraire czerpią wyraźne inspiracje z afrofuturyzmu, science-fiction oraz słuchowych omamów. W eklektycznej mieszance nie do końca określonej, elektroniczno-rytualnej psychodelii, sampli i tłustych beatów wyraźnie zaznaczają się ślady eksploracji doświadczenia psychodelicznego. Pasuje tutaj cytat z Alana Wattsa, filozofa zafascynowanego filozofią wschodu oraz ekperymentami z LSD z The Joyous Cosmology: „I am listening to the music of an organ. As leaves seemed to gesture, the organ seems quite literally to speak”. Bo Shabazz Palaces potrafią sprawić, że organy mówią. Oprócz dźwięku i oszczędnych, a mocnych grafik na albumach, ekscentryczny image Shabazz Palaces dopełnia sam Ishmael, który lubi pojawiać się na zdjęciach promocyjnych z dwoma wężami boa na smyczy. Jest w tym coś z surrealizmu, zwłaszcza Salvadora Dali, który był zwykł chodzić na spacery po paryżu z mrówkojadem. Ten rozmyty, rozświetlony psychodeliczny klimat pięknie wprowadza w płytę otwierający „Dawn in Luxor” za pomocą niemal shoegaze’owego brzęczenia gitary, przywodzącego na myśl pełne pogłosu ambientowe impresje Roya Montgomery. Ślady ambientu, rozciągnięte reverby i delaye pojawiają się w najróżniejszych miejscach albumu. Dźwięk lub wokal, który może być czysty w jednej chwili, w następnej może zmienić się nie do poznania, nabrać ogromnej przestrzeni lub zmienić wysokość. Jest to jak kontrolowany psychodeliczny trip - wszystko się zmienia, jak w przysłowiowym kalejdoskopie, i tylko od nas, słuchaczy, zależy, czy chcemy trzymać się w ryzach, czy puścić wodze fantazji. Lub chociaż pokrętło głośności przy braku fantazji czy dostępnych psychodelików.

Mimo mglistej, często onirycznej atmosfery nie zapominają Shabazz Palaces, że są nadal hip-hopowcami i potrafią świetnie wyczuć atmosferę - jak świetny skit „Soundview”, z lekko szpiegowskim samplem w stylu Madliba. Czy przebojowe „#CAKE”, z potencjałem do bycia imprezowym bangerem, z dziwacznym call-and-response powtarzającym na każdą linijkę Ishmaela frazą „eating cake” na tle mocno kołyszącego beatu, niczym w rapowej wersji dziecięcej zabawy w pomidor. Po czym następuje techno-wyliczanka nazw miast na całym świecie. Nie zadawajcie niepotrzebnych pytań. Każdy trip ma swoje prawa. Abstrakcyjne przygody mieszają się tutaj z prawilnymi nawijkami, dużo w tekstach odniesień do kosmosu i podróży w czasie - jak w pięknej linijce w „Forerunner Foray”: „Black stallions pull my chariot, my heart’s broken / Time travel fast and far to the last ocean”. W afrofuturystycznej wizji Shabazz Palaces starożytne cywilizacje mają kosmiczne moce, a może nawet rządzą światem przyszłości, gdzie faraoni mają dostęp do teleporterów i wehikułów czasu. Pośród rapowych diamentów poukrywane są kurioza takie jak surowy, post-punkowy „MindGlitch Keytar TM Theme”, który brzmi jak owoc fascynacji duetu ruchem no wave, czy powolne i melancholine ambientowe „Solemn Swears”.

Idiosynkratyczny, futurystyczny styl Shabazz Palaces może wynikać z szerokich horyzontów twórców oraz ich dojrzałości muzycznej, ale może też być jeszcze jedno wytłumaczenie. Być może Ishmael i Tendai po prostu opracowali w tajemnicy przed wszystkimi technikę podróży w czasie i zrobili sobie kilka wycieczek w przyszłość, aby pozwiedzać oraz przywieźć garść produkcyjnych pomysłów. I przy okazji zobaczyli, że w przyszłości wszyscy będą prowadzać węże na smyczy.

Jakub Adamek (18 sierpnia 2014)

Oceny

Jakub Adamek: 8/10
Katarzyna Walas: 8/10
Wojciech Michalski: 8/10
Kasia Wolanin: 7/10
Michał Pudło: 7/10
Piotr Szwed: 6/10
Średnia z 6 ocen: 7,33/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także