St. Vincent
St. Vincent
[Loma Vista; 25 lutego 2014]
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam teledysk do „Digital Witness”, przed oczami stanęły mi fotografie Frieke Janssens. Belgijska artystka zasłynęła wieloma kampaniami reklamowymi o charakterze tak wizjonerskim, jak i odwołującym się do przeszłości. O wyjątkowości i rozpoznawalności tych ujęć stanowią nie same tylko nietuzinkowe pomysły, lecz przede wszystkim pewna realizacyjna drobiazgowość. Każdy przedmiot w obiektywie fotografki sprawia wrażenie ustawionego w kadrze z aranżacyjną precyzją, co stanowi o malarskich właściwościach jej prac. Kluczową rolę na zdjęciach artystki odgrywa także nadmierna estetyzacja: nasycone barwy, wszechobecny retusz. Aby obrócić (użytkową z założenia) reklamę w sztukę, Janssens przedstawia najbardziej skrajną realizację reklamowego przekazu, przejaskrawia charakterystyczne cechy reklamy jako medium. Na „St. Vincent” Annie Clark stosuje tę samą technikę w odniesieniu zarówno do muzyki, jak i do całej wizualno-wizerunkowej otoczki, która towarzyszyła premierze nowej płyty. Wystarczy uważnie obejrzeć teledysk do „Digital Witness”, aby dostrzec podobieństwo między portretowymi ujęciami Annie Clark a serią fotografii „Smoking Kids” autorstwa Frieke Janssens.
Skąd to upodobanie dla reklamowego obrazowania? Może ze względu na jego retrofuturystyczny powab. Taka właśnie jest czwarta płyta St. Vincent – retrofuturystyczna, a przy tym zaskakująco integralna i syntetyczna. Jej kanwę stanowi synth pop, zestawiony z gitarą elektryczną i akustyczną, perkusją oraz instrumentami dętymi i smyczkowymi w zaskakującej konfiguracji. Ich obecność w otoczeniu rytmicznej elektroniki nie służy bowiem temu, by zachwycić słuchacza fakturą brzmienia, lecz temu, by wprawić go w zakłopotanie, zbombardować bodźcami. Tak więc w „Digital Witness” aerofony brzmią nieudolnie, wręcz jarmarcznie. Z kolei wesoły power pop „Birth In Reverse” przełamują nerwowe wstawki gitarowe, a pachnący Kraftwerkiem fragment „Huey Newton” bezpardonowo ustępuje miejsca ciężkiemu garażowemu riffowi. Co ciekawe, biorąc pod uwagę synkretyzm gatunkowy „St. Vincent”, płyta wydaje się krótka, niedokończona (innymi słowy: eliptyczna), jakby Annie Clark celowo nie wyczerpała albumowego konceptu. A ten charakteryzuje się genialnym przekąsem, który znajduje wyraz w warstwie tekstowej. To właśnie tekst dowcipnie przełamuje estradowe brzmienie „Prince Johnny” oraz kontrapunktuje ckliwą melodię i kampowe środki wyrazu w „Severed Crossed Fingers”. Absurd istotnie ściele się gęsto, nawet w pozornie zrównoważonym „I Prefer Your Love”, gdzie I prefer your love to Jesus staje się wyznaniem największej miłości. A rezultat tych wszystkich działań sprawia frajdę nie mniejszą niż wizyta w interaktywnej galerii sztuki.
To interaktywność jest bowiem kolejnym ważnym motywem „St. Vincent”, ze wszystkimi jej dobrodziejstwami i wadami. Annie Clark piętnuje przyzwyczajenia epoki Web 2.0 w charakterystyczny dla siebie sposób, stosując ironiczną manierę wokalną, bawiąc się artykulacją słów. People turn the TV on it looks just like a window – śpiewa w „Digital Witness”, przypominając, że podglądanie rzeczywistości przez pryzmat mediów pochłania czas, że zamyka w czterech ścianach. Jak w filmie „Ona” Spike’a Jonze’a, gdzie za nielicznymi oknami wielkomiejskich apartamentów kryją się kolejne ekrany, kolejne reklamy, kolejne projekcje. Brought to you in glorious Technicolor.
Komentarze
[11 marca 2014]
[11 marca 2014]
[11 marca 2014]
[8 marca 2014]
[8 marca 2014]
[7 marca 2014]
http://vimeo.com/85067428
[7 marca 2014]
jej najlepsza.
jednak na żywo te numery wypadają lepiej niż na płycie.
[5 marca 2014]