Łagodna Pianka
Najmniejsze przeboje
[Wytwórnia Krajowa; 22 kwietnia 2013]
Debiut podkarpackiego zespołu zebrał recenzje mieszane, ale gdybym chciał, ogólny odbiór „Najmniejszych przebojów” określiłbym najprędzej jako letni. Sam się pewnie w ten nurt recepcji wpisuję, bo – mimo kilku (raczej krótszych) fajnych momentów i zgrabnych patentów – trudno mi te piosenki w pełni polubić. Album nie zmienił zatem dramatycznie mojego stosunku do grupy z okresu – by tak rzec – singlowego. Tak „30 minut wieczorynki”, jak „Słoń” i „Łagodną Pianką” reprezentują songwriting raczej nudny i mizerny, choć ta ostatnia piosenka kusi jeszcze sympatycznym, lounge’owym aranżem, na polskiej arenie umiejscawiającym ją gdzieś w okolicach „Kremowej rewolucji” Smolika (przypadek?). Cała otoczka albumu, z tekstową stylizacją na „wspomnienia z dzieciństwa” początkowo wydaje się całkiem zgrabnym zabiegiem, ale z im dalej w las, ta metaforyka staje się coraz bardziej wymuszona. Pod względem tego typu redundantnych katachrez daleko im wprawdzie do Krajowych kolegów z Milcz Serce, ale w paru momentach robi się naprawdę niefortunnie i zęby od tych językowych nadużyć zgrzytają. Jakościowo niespecjalnie zbliża się to więc do bliźniaczego przecież – jak zauważył Rafał – konceptu Lenny Valentino (tylko tu mamy bardziej pastelowe blokowisko niż brukowane uliczki).
NATOMIAST mimo ewidentnych wpadek słuchanie LP ŁP dostarcza mi jakiejś nie do końca wytłumaczalnej radochy. Pewnie po prostu – niezależnie od tego, jak bardzo ten świat poszedł do przodu – ciągle brakuje mi przemyślanych i dobrze wyprodukowanych nowości z obszaru fajnego indie po polsku. Wskutek tego, nawet na potknięcia Pianki reaguję z pewną dozą czułości. A i potencjał na przyszłość jest, o czym niech świadczy moje ulubione „Akwarium”, gdzie stereolabowy groove zostaje rozbity przez najbardziej z ducha polski fragment muzyki ostatnich lat („z kątowników zespawamy ramy” – jakieś stare Lady Pank się odzywa), wcześniej zaś przez muchową zagrywkę. Zabawne zresztą, jak wiele estetyka Łagodnej Pianki zawdzięcza – być może nieświadomie – Poznaniakom (najpełniej widać to w „Okach w rosole”). Czy obcujemy więc z młodym zespołem podchodzącym do muzycznych wątków „Terro” z pozycji efeba? W sumie spoko.
Komentarze
[18 lipca 2013]