Daft Punk
Random Access Memories
[Columbia; 20 maja 2013]
W trzecim utworze z „Random Access Memories” Giorgio Moroder opowiada o tym, jak postanowił użyć syntezatora Mooga do przedstawienia swojej wizji muzyki przyszłości, rewolucjonizując przy okazji całą muzykę taneczną. Niezłą ironią losu – najwyraźniej umykającą zarówno autorom niniejszego albumu, jak i samemu Mistrzowi – jest to, że RAM bezwstydnie i z premedytacją pokazuje goły tyłek futuryzmowi. To podróż sentymentalna dwóch prawie czterdziestoletnich producentów, którzy chyba mają problem z odnalezieniem się w EDM-owym szaleństwie Ameryki, które sami częściowo sprowokowali. No i fajnie, nie miałbym z tym większego problemu, gdyby nie dwie rzeczy. Po pierwsze – te wszystkie filmiki, w których współpracownicy Francuzów prześcigają się w opowieściach o tym, jakimi dalekowzrocznymi, wyprzedzającymi konkurencję o lata świetlne geniuszami są Thomas i Guy-Manuel. Gdy tak próbują nam wmówić, że odgrzewane patenty sprzed trzydziestu paru lat, z praktycznie zerowym wkładem własnym naszych „wizjonerów”, to właśnie to, czego wszystkim dziś trzeba, myślę sobie, że oto oficjalnie nadszedł ten moment, w którym retromania przeskoczyła rekina. A po drugie? Krótka piłka: zawartość RAM słabo potwierdza rzekomą wybitność.
Jak na album którego mottem jest „Give Life Back To Music”, zadziwiająco mało tu życia. Życia rozumianego jako świeże pomysły i błyskotliwe kompozycje (lub chociaż, jak dawniej u DP bywało, wyśmienite sklejki cudzych konceptów). Zresztą, energia też nie jest jakąś mocną stroną RAM. Słuchając pierwszy raz udostępnionego streamu, męczyłem się czekając na te obiecane fajerwerki w narastającym przekonaniu, że to wszystko to jakiś żart. Inspiracje disco lat siedemdziesiątych czy kalifornijskim soft-rockiem nie wydają się specjalnie szokujące, jeśli pamięta się dokładnie, co działo się na „Discovery”. Przede wszystkim boli powierzchowne potraktowanie owych źródeł. Bangalter i de Homem-Christo wiernie odtworzyli metody studyjne i brzmienie swoich ulubieńców, ale kompletnie wyłożyli się na treści. Jeśli już, jak w „Beyond”, pożycza się tych kilka akordów z piosenki Michaela McDonalda, to nie zawadziłoby zauważyć, że w oryginale sprawę rozegrano z większym wyrafinowaniem. Jeśli wciąga się do zabawy Nile’a Rogersa i muzyków Michaela Jacksona, niegłupio byłoby jeszcze raz uważnie przesłuchać „C'est Chic” i „Off The Wall”, żeby odkryć co decydowało o ich zajebistości. Jeśli zamierza się stworzyć dzieło, które ma być potem samplowane przez innych, warto przypomnieć sobie dlaczego kiedyś samemu samplowało się stare i zapomniane nagrania. A robiło się to dla masakrujących, wbijających w ziemię hooków, których tu nie uświadczycie. Nie ma ich ani w niemożliwie przesłodzonych balladach („The Game Of Love” i „Within”), ani w usypiającym instrumentalu „Motherboard”, najwyraźniej zainspirowanym pracami nad niezbyt porywającym soundtrackiem do „Trona”. Mamy za to niezobowiązujące, irytująco natrętne melodyjki firmowych wokoderów i talkboxów. Albo niby humorystyczne odjazdy w musicalową przesadę („Touch”), które słabo mnie śmieszą. Jest to zresztą jedyny chyba moment, w którym dowiadujemy się o fascynacjach DP czegoś, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli lub przynajmniej nie przeczuwali. W nadęte tony album uderza jeszcze kilka razy, na przykład psując przyzwoicie zapowiadający się numer o Moroderze (no bo przecież trudno mówić tu o współpracy). Zamykacz „Contact” zmilczę, bo nadal mi skacze ciśnienie.
Jasne punkty RAM są nieliczne i nie oślepiają. O sympatycznej letniości „Get Lucky” wyczerpująco napisał już Kuba Ambrożewski. Niemniej wydłużona wersja albumowa, po całej hecy związanej z publikacją singla, też zaczyna działać na nerwy, a palce odruchowo szukają klawisza „next”. Nie wiem co robi na tej płycie „Doin’ It Right” z udziałem Pandy Beara, bo nie pasuje do ogólnego konceptu retro. Niewątpliwie byłby highlightem przygnębiająco niedorobionego „Human After All”. Ale może i dobrze, że jest, choć cała trójka robi tutaj dokładnie to, za co już ich znamy, i nic więcej. Osobliwą sympatią darzę też zaśpiewane przez Todda Edwardsa „Fragments Of Time”, bo to jedna z nielicznych chwil oddechu od elefantozy całości, no i chyba jedyna próba jakiegoś świadomego songwritingu. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie jest to piosenka z gatunku tych, które podpalą świat.
„Random Access Memories” to płyta załamująca się pod rozmiarami ambicji twórców. Płyta od początku zaprojektowana by być Wielkim Albumem. Nagrana z audiofilską dbałością o dźwięk, za pieniądze (wyłożone przez chłopaków z własnych kieszeni), których dzisiaj już chyba nikt od wytwórni nie dostaje. Przytłaczająca niepotrzebnym patosem i polegająca w dużej mierze na monstrualnych rozmiarów machinie promocyjnej. Wrzawa wokół niej i rewelacyjne wyniki sprzedaży sugerują, że publiczność tęskni za takimi wydarzeniami, że niewątpliwie czegoś dziś w muzyce pop brakuje. Szkoda tylko, że ów głód próbuje się zaspokajać takimi ochłapami. Przemysł płytowy będzie niewątpliwie dozgonnie wdzięczny francuskiemu duetowi za ten prezent, ale też nie mam wątpliwości, że Daft Punk wkroczyli dzięki RAM do grona zespołów, które są już too big to fail.
Komentarze
[5 czerwca 2013]
Jeśli mam rację wynika to z jednej strony z niechęci niektórych osób do szeroko promowanych albumów i chęci bycia w niszy- z drugiej ze sprzecznych oczekiwań, o czym świadczą opinie typu „ "Ta muzyka nie ma żadnych ciekawych momentów, czekałem na jakiś wybuch i nic, jedynie XXX się broni”.
[4 czerwca 2013]
nie bardzo łapię to ironiczne generalizowanie dot. Polaków-znawców. - ja naturalnie zaraz mogę pisać o The National i Vampire Weekend i recenzenckim Matrixie spod znaku pitchforka, ale wolnego!
ja tylko opisałem euforyczny odbiór mizernej płyty RAM w kontraście do trzeźwej oceny Bowiego.
P.S. chciałem, by 'get lucky' okazało się najsłabszym numerem na płycie, chciałem by RAM gościł w moim odtwarzaczu, poza tym robię pompki do Harder Better Faster Stronger
"lubię jak jest dużo muzyki w muzyce" - to posłuchaj sobie Off the Wall a nie RAM
[4 czerwca 2013]
"...Co więcej, co to za porównanie: Bowie dostał zrównoważone siódemki: na screensach, pfk, porcu, rozsądny aplauz na RYMie czy czymtam jeszcze. A panowie w kaskach coś pod 9 na piczy (błagam, 9? naprawdę tak niedaleko tej płycie do arcydzieł The Beatles?) , 10 od NME (ciekawe jak to zniósł Alex Turner :) i tak dalej -> absurd na absurdzie i absurdem pogania. "
Nie będzie nam jakiś NME, Pitch czy inny Rolling Stone co się również wygłupił i dał 4 na 5 możliwych gwiazdek pluł nam znawcom Polakom w twarz..... a ja tam zgodnie z chórkiem zagranicznych pochlebców - płyta świetna bo lubię jak jest dużo muzyki w muzyce
[4 czerwca 2013]
Czy facebookowa moda na przedszkolne mylenie "także" z "tak że" naprawdę rozniesie się po całej sieci, a więc świecie?
[4 czerwca 2013]
[4 czerwca 2013]
[4 czerwca 2013]
[4 czerwca 2013]
Muszę rzeczywiście przyznać Tobie rację co do tego, że jeśli chodzi o płytę Bowiego recenzje były znacznie bardziej zrównoważone, choć prawdę mówiąc, co interesujące, negatywne recenzje RAM to w znacznej większości domena polskich tzw. niezalowych portali muzycznych, więc zmusza to do postawienia pewnych pytań na temat tego na ile wchodzą tu w grę rzeczywiste upodobania muzyczne a na ile nagminnie występujące w polskim środowisku niezalowym snobowanie na wyjątkową oryginalność.
Ale generalnie się z Tobą zgadzam, a z combo breakerem w 100 procentach ;)
@ lol
Nie wiem czy zamknąłeś się tylko i wyłącznie w świecie interenetu, a bo jak dobrą masz pamięć, w takim razie mogę przypomnieć, że przed premierą płyty Bowiego każda licząca i wiele innych ukazujących się w Polsce gazet, tygodników, itd. publikowały artykuły o nowej płycie Bowiego, albo całej jego karierze (z głowy mogę Tobie wymienić okładki Gazety Wyborczej, Przekroju, artykuły w Newsweeku, Rzeczpospolitej, Polityce). Nie będę już wymieniał niezliczonej liczbie artykułów i recenzji w internecie.
Także delikatnie mówiąc nie wydaje mi się żeby pomiędzy marketingiem w przypadku Bowiego i DP występowała jakaś istotna różnica.
[3 czerwca 2013]
[3 czerwca 2013]
[3 czerwca 2013]
Natomiast Jones bynajmniej nie wyskakiwał z każdej lodówki maskując marketingiem zerową treść swojej płyty, tylko cichaczem wydał nostalgiczny singiel po 10 latach milczenia.
Co więcej, co to za porównanie: Bowie dostał zrównoważone siódemki: na screensach, pfk, porcu, rozsądny aplauz na RYMie czy czymtam jeszcze. A panowie w kaskach coś pod 9 na piczy (błagam, 9? naprawdę tak niedaleko tej płycie do arcydzieł The Beatles?) , 10 od NME (ciekawe jak to zniósł Alex Turner :) i tak dalej -> absurd na absurdzie i absurdem pogania. Mogli jeszcze zrobić utwór z Lennonem zza grobu. to dopiero byłaby kolaboracja!
a tak w ogóle to chyba czas na combo breaker: BO KAŻDEMU SIĘ CO INNEGO PODOBA ;)
[3 czerwca 2013]
To samo można powiedzieć o płycie Davida Bowie wokół której stworzono tak ogromny marketingowy i nie tylko przehajp jak gdyby to było drugie "Pet Sounds" albo nie wiadomo co jeszcze, a płyta jest najwyżej taka sobie, a w każdym razie dla mnie słabsza od RAM.
[2 czerwca 2013]
[2 czerwca 2013]
Takie gadanie zawsze mnie denerwuje, to tak jak z Tarantino w kinie:
Bękarty Wojny -" gdyby to nie był Tarantino, to byście się nie zachwycali"
Nie przypadło Ci do gustu - nie słuchaj.
[2 czerwca 2013]
[2 czerwca 2013]
[1 czerwca 2013]
[1 czerwca 2013]
[31 maja 2013]
http://pl.wikipedia.org/wiki/Halucynacje#Halucynacje_s.C5.82uchowe
[31 maja 2013]
[31 maja 2013]
[31 maja 2013]
"(...)Jeśli zamierza się stworzyć dzieło, które ma być potem samplowane przez innych (...)"
Niby dlaczego artyści w swojej twórczości muszą uwzględniać reakcję na album, tego nie rozumiem.
- I znowu: co słuchacz to inne wrażenia, bowiem Touch w moim odczuciu w zamierzeniu nie miał być śmieszny. Mnie ten utwór wzrusza.
- Albumową wersja Get Lucky faktycznie trochę spaprali. mogli przedłużyć interesujący bit, zamiast powtórzeń Pharrela.
Mamy zupełnie inne wizje, bo dla mnie Human After All to album bardzo konsekwentny i udany.
Trochę irytuje mnie jednoznaczna wymowa recenzji oraz dopisek na Facebooku: cała prawda o Daft Punk. Jest to płyta wywołująca pewną dyskusję i skrajne opinie. Tu tego brak. Czyżby cała redakcja stała za tą oceną murem?
Ale od czego są komentarze :)
[31 maja 2013]
[31 maja 2013]
[31 maja 2013]