Trupa Trupa
++
[self-released; 27 kwietnia 2013]
Z medialnego punktu widzenia magia tzw. trójmiejskiej sceny - marki wznoszonej na płytach kształtujących polską muzykę (nie tylko alternatywną) - może sprawiać dziś wrażenie zjawiska mitycznego, mającego coraz mniej wspólnego z obecną rzeczywistością. Do snucia takich wniosków prowokują chociażby zeszłoroczne podsumowania albumowe, które przeważnie sugerowały, że to w innych regionach Polski winniśmy wyglądać kandydatów na ambasadorów i reformatorów muzyki naszego kraju. Może rzeczywiście regionowi brakuje dzisiaj drugiej Ścianki, ale nie powinna to być wskazówka, żeby potraktować go zasłoną (milczenia). Bo poza ciągłą aktywnością doświadczonych już artystów z kręgu dawnej sceny yassowej, Pomorze jednak stoi wieloma młodymi zespołami, które niespiesznie budują osobną muzyczną narrację.
O ile początkowe dokonania Trupy Trupa bazowały głównie na odniesieniach do muzyki gitarowej przełomu lat 60. i 70., emanowały punkową zadziornością i estetyką DIY, to album „++” (mimo, iż powyższe cechy stanowią nadal jego fundament) jest poszerzeniem dotychczasowej formuły. Drugi longplej grupy wymyka się zatem poza piosenkowy format, a stopień rozbudowań, dekonstrukcji i niewinnych ciągot w kierunku eksperymentu doskonale mogłaby oddać analogia przeskoku „The Bends” – „OK Computer”, tym bardziej, że na „++” odnajdziemy znajome gitary (chociażby w „Felicy”). Dlatego też kroki są wyważone, ale wszelkie odchyły, choć pozbawione szaleństwa i w gruncie rzeczy stanowiące zbiór sprawdzonych klisz, najsilniej przyciągają uwagę, przemycając najwięcej piękna (świetny finał „Exist” w postaci repetycji jednego gitarowego akordu z pochodem bębnów, czy wdzierający się w „Dei” saksofon Mikołaja Trzaski). Cechą wyróżniającą grupę, poza przewijającymi się na przestrzeni ich całej twórczości klawiszami w guście Raya Manzarka, jest na pewno repetytywność – nie tylko ta na płaszczyźnie kompozycji (co może czasem nużyć), ale też w warstwie lirycznej. Obok tekstów ciężko przejść obojętnie, zważywszy, że zespołowi przewodzi znany w środowisku literackim Grzegorz Kwiatkowski – poeta niewątpliwie ciekawy. Chociaż w kilku dawnych nagraniach Trupy zdarzało mu się operować ojczystym językiem, to teksty z „++” są konsekwentnie anglojęzyczne i lapidarne w swojej formie. Być może jest to rozsądna decyzja, zważywszy na względy fonetyczne, a także odmienną specyfikę metodologii twórczej w przypadku muzyki (vide: casus Filipa Zawady), w każdym razie Kwiatkowski, poprzez swoją lirykę prowadzi muzykę zespołu w rejony nihilizmu, a czasem wręcz dense macabre (co akurat zaznajomionych z jego tomikami poetyckimi nie powinno dziwić). Wszystko dzięki dysonansom, budowanym w relacji: kojąca lub groteskowa muzyka („I Hate”) – złowieszcze wersy. Zamierzony efekt szoku rzeczywiście działa.
Summa summarum, „++” jest bez wątpliwości płytą porządną, zdradzającą duże ambicje muzyków. Jest też takim kierunkiem ich artystycznego rozwoju, któremu osobiście kibicuje. Choć bywają na niej momenty suche, wymagające intensywniejszego zabarwienia nastroju, a ja sam wypatrywałbym więcej szaleństwa na gruncie formalnym, to myślę, że warto podkreślić przemyślaną koncepcję całości, spójność i przede wszystkim przyjemność płynącą z słuchania.
Komentarze
[3 sierpnia 2013]
Jak tu się ocenia teraz płyty z pozycji czytelnika?
PS. kibicuje -> kibicuję