
Nick Cave & The Bad Seeds
Push The Sky Away

[Bad Seed Ltd.; 18 lutego 2013]
Cave wraca ze Złym Nasieniem po pięciu latach, kiedy ja od trzech już nie czekam. Przesłuchałem więc „Push The Sky Away” bez najmniejszych oczekiwań i okazało się, że zaskakująco wygodnie rozsiadam się w schludnym saloonie, z którego uleciał zapach stęchlizny, krwi zakrzepłej w historie i rozlanego od zataczającej się namiętności wina. Ale Cave gra dalej, przyodziany w porządny garnitur i dystansujący się od wspomnienia kurtyzany, która nad ranem z łaską i zgryzotą zsunęła się z jego łóżka. Na imię jej było Agresja.
To album niebezpiecznie minimalistyczny, zachowawczy, wycofany. Cave zwykł łapać słuchacza zarówno za gardło, jak i nogawkę, i jeśli nie ściągał go prosto do trumny, to przynajmniej do knajpianego parteru. „Push The Sky Away” subtelnie lewituje nad tym wisielczym światem, co w przypadku kompozycyjnego hochsztaplera, którego as pikowy to nastrój, mogło oznaczać artystyczne samobójstwo. Tak się nie stało, wyszedł za to album, który zachęca przestrzennością (smyczkowy, podniosły oddech w „Jubilee Street”), nieprzemęczeniem (świeżość nieregularności w „Water's Edge”), wreszcie prostymi, ale jakże skutecznymi standardami (wytrawność „Higgs Boson Blues”). Szczypta autorefleksji i kulturowego komentarza w tekstach, okładka, która bardzo chce nam coś powiedzieć - wszystko wskazuje na potrzebę obudzenia przeszłości, na chwilowy odpoczynek od szaleństw Grindermana. A nawet jeśli to już poważniejszy symptom starzejącego się muzyka, tekściarza i kochanka, to z gatunku tych uczciwych, konsekwentnych i niemających się czego wstydzić.
Komentarze
[26 lutego 2013]
[21 lutego 2013]
[20 lutego 2013]
@Miodny Marek zgadzam się, że Bad Seeds ładnie tutaj kombinują i nienachalnie odświeżają formułę. chciałem nawet wspomnieć o tym novum w "tłach" paru numerów, ale ostatecznie doszedłem do wniosku, że to zmiany oczywiste i konieczne - zwyczajne odgrzanie czegoś jeszcze sprzed granicznego "Dig..." (które też jest raczej grindermanowe, więc można spokojnie liczyć jakieś osiem lat) byłoby nie do przyjęcia i nie ma co klepać po plecach, że to stało się dla tych panów zrozumiałe. inna sprawa, że faktycznie nie wszędzie to działa - quasi-elektroniczny podkład singlowego "We No Who U R" tylko podkreśla bezduszność i nudę tego kawałka. ale jednak we lwiej części materiału czuć tę witalność, nawet u Cave'a, która jest dla mnie bardziej autentyczna i może nawet prostująca ze dwie zmarszczki, niż to punk-bluesowe dziadowanie. album oddycha dzięki mikro-innowacjom, ale tak naprawdę niezmiennie ujmuje tradycją. i to mi się podoba.
a co do oceny wynikającej z emocjonalnego odbioru (wiadomo, że zawsze jest uprzywilejowany, ale w takich przypadkach ma przeogromny i "nieschładzalny" wpływ na ocenę), to zabrzmię pewnie pretensjonalnie - jeśli Cave zamiast nudy wywoła mniejsze lub większe uczucie melancholii i jakiegoś gorzkiego posmaku (albo gorzko-słodkiego, jak tutaj), to znaczy, że działa. u mnie działa, u Ciebie nie - "taki jego urok, taka konwencja" :)
[20 lutego 2013]
[19 lutego 2013]
"Push the sky away" jest płytą spokojną, momentami niepokojącą, trochę mniej sentymentalną. Jednak za dobrymi stronami albumu tym razem stoi przede wszystkim The Bad Seeds, znakomicie uzupełniający liryczne deklinacje lidera. Sam Nick Cave momentami delikatnie przynudza. Taki jego urok, taka konwencja. Reasumując całość prezentuje się nieźle, choć bez rewelacji.
[19 lutego 2013]
[19 lutego 2013]