Ocena: 5

Marcin Masecki

Die Kunst Der Fuge

Okładka Marcin Masecki - Die Kunst Der Fuge

[Lado ABC; 5 września 2012]

Kunszt Maseckiego, a fuga Bacha. A może kunszt, kompozytorski, Bacha; a fuga, w autorskiej interpretacji, Maseckiego? Gdzie kończy się kunszt, gdzie zaczyna sensowne wykonanie fugi? Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Eisenach i Bach, Jan, Marcin czy Sebastian, i fortepian marki Steinway? Tego typu dylematy brutalnie chwytają za gardło już od pierwszych dźwięków rozstrojonego fortepianu, zarejestrowanego w sposób chałupniczy na użytkowym dyktafonie marki Sony. I wiecie co? Dylematom ani w głowie nas opuszczać.

Recenzując płytę z fugami Jana Sebastiana Bacha należy odpuścić kompozycjom, tymże fugom. Podważanie geniuszu wielowymiarowych, proteuszowych konstrukcji graniczy z brawurą właściwą nieosłuchanemu uczestnikowi europejskiej kultury. Jeżeli gdziekolwiek mielibyśmy szukać formy perfekcyjnej: strukturalnie, matematycznie, emocjonalnie, jakkolwiek, to adresem niedokładnym okaże się zarówno Mozart, jak i Beethoven. Bach i tylko Bach, i jego fugi: rozpisane na klawesyn, organy, lub, w ostateczności, na kanciasty, ba, perkusyjny wręcz instrument, jakim jest fortepian. Pogódźmy się z tą ogólną konstatacją. Zamiast tego skupiam się na dwóch aspektach „Die Kunst Der Fuge”. Po pierwsze: interesuje nas wykonanie Maseckiego i sposób zarejestrowania muzyki. Po drugie (najważniejsze): idea, zamysł, filozofia tego nagrania – innymi słowy, dlaczego tak, a nie inaczej.

Masecki jest powszechnie znanym pianistą jazzowym, gruntownie wykształconym, obdarzonym dodatkowo godnym pozazdroszczenia wyczuciem muzycznych konwencji, również tych uznawanych za niskie, popularne, bardzo często zatem w trakcie jego jazzowych improwizacji dosłuchać się można połączenia wielu zaskakujących płaszczyzn: choćby ragtime’ów z Chopinem, czy, i tu cytat z tekstu promującego Warszawską Orkiestrę Rozrywkową: „mechaniki Strawińskiego z estetyką trzecioligowej orkiestry strażackiej” (sic!). Sztuka improwizacja to bez wątpienia jego środowisko naturalne. A sztuka fugi?

Już pierwszy kontakt z grą Maseckiego pozwala dojść do wniosku, że nie wprawi ona w zachwyt melomana osłuchanego w Glennie Gouldzie czy Tatianie Nikolaievej. Marcin gra niedbale i topornie. Naiwnością byłoby jednak sądzić, że istotą albumu jest wirtuozeria, wręcz przeciwnie. Kunszt Maseckiego, jakkolwiek ironicznie by się nie wyrazić, współgra z pomysłem pianisty na album: zamiast nagrywać kolejną odpicowaną i wypomadowaną interpretację Bacha, aspirującą do salonowego kanonu, Masecki sztubacko decyduje się na krok, który w konsekwencji pozwala klasyfikować nagranie w kategoriach… lo-fi. Jakość nagrania jest najnędzniejsza. Koncept Maseckiego okazuje się jednak wydmuszką – ani nie pomaga w odsłuchu, ani nie wzbogaca treści indcydentalnymi, przez co interesującymi dźwiękami. Słuchacz grzęźnie w bylejakości, a przecież sprawę można było rozwiązać na wiele ciekawszych sposobów…

Na przykład tak: rok temu ukazała się płyta Anne Guthrie, sound-artystki tworzącej w estetyce field recording i swobodnej improwizacji. Płyta zatytułowana „Perhaps The Most Favorable Moment” zawierała dwa nagrania dwóch preludiów ze „Suity na wiolonczelę solo nr 2” J. S. Bacha. Pierwsza kompozycja łączy walory nagrania terenowego (słyszymy m.in. ruch uliczny tuż za oknem – tworzy się intymny soundscape wnętrza mieszkania Guthrie) z nagraniem utworu (Guthrie z kilkoma potknięciami wykonuje na francuskim rogu rzeczone preludium). Druga kompozycja mocno zaskakuje. Podczas gdy zatytułowana „Bach Cello Suite No. 2, Prelude II”, uderza w słuchacza ścianą niskiego buczącego pogłosu. Artystka odtworzyła nagraną na magnetofonie suitę, po czym powtórnie nagranie zarejestrowała tanim mikrofonem, a wszystko pod dużą szklaną kopułą. Dzięki temu zabiegowi mamy okazję obcować z Bachem zanurzonym w odmętach elektronicznego potopu, muzyką jakby wywleczoną na odwrotną stronę. Ambient ze składowych harmonicznych suity Bacha. How cool is that?

Nie zamierzam za pomocą tego porównania dyskredytować pomysłów Marcina Maseckiego, pragnę jedynie naświetlić, iż są one pomimo wszystko zbyt skromne, szkicowe, by mogły satysfakcjonować wymagającego słuchacza. Szum amatorskiego dyktafonu nie zrobi z albumu perły. Problem z „Die Kunst Der Fuge” wcale nie polega bowiem na niskiej jakości nagrania, ani na okropnie rozstrojonym domowym Steinwayu. Polega na niedookreśleniu przekazu i odbiorcy. Sam artysta nie pozwala nam dojść do jednoznacznych konkluzji, po co i dlaczego tak a nie inaczej nagrał album, a świadczy o tym niedawny wywiad z pianistą i Tomaszem Cyzem na antenie radiowej Dwójki. Zamiast odautorskiej glosy otrzymujemy pakiet pretensjonalnych sądów na temat „śmierci muzyki klasycznej” i „pustki wyzierającej ze sterylnego brzmienia fortepianu”. Masecki zapędził się w kozi róg. Na szczęście nie nagrał rozhisteryzowanych sonat Hindemitha czy bezpłciowych „Klavierstucke” Stockhausena, lecz Bacha, który wychodzi obronną ręką z wszelkich tarapatów.

Michał Pudło (17 września 2012)

Oceny

Michał Pudło: 5/10
Średnia z 1 oceny: 5/10

Dodaj komentarz

Komentarz:
Weryfikacja*:
 
captcha
 
Gość: glenn
[8 lutego 2014]
Francuski róg? Google translate to za mało żeby oddać piękno tego instrumentu w polskiej mowie.
Gość: pzdr
[23 września 2012]
aź ; )
MichałPudło
[20 września 2012]
ej dzięki kni(aź?)
Gość: kni
[17 września 2012]
porządny tekst, podoba się

Polecamy

statystyka

Przeczytaj także